Twarz ma się jedną…
Donald Tusk jest ścigany przez prokuraturę za wypowiedź o Adamie Glapińskim.
Więcej o ściganiu Donalda Tuska >>>
Twarz ma się jedną…
Na spotkaniu, które odbyło się po pogrzebie Pawła Adamowicza, wielu obecnych po raz kolejny zabrało głos. – Wielkie dzieło przed nami wszystkimi. Tak byśmy byli warci Pawła życia i, niestety, jego śmierci – mówił Donald Tusk o odbudowaniu Gdańska po tragicznej śmierci prezydenta.
Jak podaje Wirtualna Polska, w Europejskim Centrum Solidarności po pogrzebie Pawła Adamowicza spotkali się jego przyjaciele, rodzina, ale także politycy i samorządowcy. Pojawili się m.in. Aleksander Kwaśniewski, Bronisław Komorowski czy Kazimierz Marcinkiewicz. Obecny był również wieloletni przyjaciel Pawła Adamowicza, Donald Tusk.
Donald Tusk wspominał Pawła Adamowicza
Przewodniczący Rady Europejskiej wspominał przyjaciela jako człowieka, który „nie dość, że miał swój pogląd, ale Gdańsk potrafił naprawdę urządzić tak, że dzisiaj ludzie nie wierzą własnym oczom”.
Odwołał się również do obietnicy, którą złożył Pawłowi Adamowiczowi 10 dni przed jego śmiercią, która dotyczyła obchodów rocznicowych wyborów 4 czerwca 1989 roku. – Paweł z pewną wyobraźnią wiedział, że ten dzień może odwrócić zło, które w Polsce się dzieje, jeśli wszyscy do tego podejdziemy z pełnym przekonaniem – powiedział Donald Tusk, prosząc o pomoc w tworzeniu przez tę rocznicę „dziedzictwa o Pawle”.
„Wielkie dzieło przed nami”
Jednocześnie Donald Tusk zaapelował, aby wspólnie odbudowywać ducha Gdańska, który tak ucierpiał po śmierci prezydenta. – Z polityką wielu ludzi sobie jakoś radzi, ale żeby zbudować na nowo wspaniałe miasto i ducha tego miasta, to jest rzecz bardzo wyjątkowa i dlatego, jak będziemy się z wami dzielić tym, co Paweł chciał, żebyśmy zrobili, a zaczniemy to robić w ciągu najbliższych dni, to bardzo was proszę: potraktujcie to poważnie, jak potraficie – powiedział i dodał: – On na pewno będzie was oglądał i będzie jak zawsze bardzo szczerze mówił, czy jest zadowolony z tego, co robicie.
– Naprawdę, wielkie dzieło przed nami wszystkimi. Tak byśmy byli warci Pawła życia i, niestety, jego śmierci – zakończył przyjaciel prezydenta Gdańska.
Kiedy zastanawiam się nad słowem, które najlepiej oddaje to, co się wydarzyło dziś wczesnym popołudniem w Gdańsku, to najlepszym określeniem jest słowo „podniosły”.
Nie piszę o smutku, czy powadze, bo to atrybuty każdej uroczystości pogrzebowej. Ale pożegnanie prezydenta Pawła Adamowicza w gdańskiej Bazylice Mariackiej miało dodatkowy ładunek ciężaru metafizycznego. Czegoś wyjątkowego, czego doświadczyliśmy jako Polacy tylko w wyjątkowych chwilach. Takich choćby jak msze w ojczyźnie św. Jana Pawła II. Niosły ze sobą nie tylko poczucie, że jest się żywym świadkiem historii, ale również wyjątkowo mocne doznanie wspólnotowości, polskości per se.
Dokładnie to samo poczułem w nawach gdańskiej Bazyliki Mariackiej, które znalazły miejsce dla codziennych polemistów i antagonistów – Wałęsy i Kwaśniewskiego, Komorowskiego i Dudy, Morawieckiego i Niesiołowskiego. Wszyscy uczestniczyli w tym misterium miłosierdzia i pojednania, narodowej mszy ku pokojowi i przebaczeniu.
Ile z tego wyniosą i jak bardzo wszystkim tym się przejmą? Zobaczymy. Zawsze jednak będzie można im to wypomnieć. Słyszeliście, podawaliście sobie dłonie. Dlaczego nie wyciągniecie wniosków?
Brakowało jednak w Bazylice Mariackiej jednej osoby. Może najważniejszego polityka w kraju. Jego nieobecność aż krzyczała. Dlaczego zignorował ten pogrzeb? Czyżby wciąż uważał, że ból po śmierci brata jest więcej wart, niż inne tragedie Polaków? Albo – jak twierdzi Piotr Zaremba w ostatnim „Plusie Minusie” – wykopana wokół własnego obozu politycznego fosa, do której wlał benzynę, wciąż płonie? A może kieruje nim już wyłącznie, podobnie jak w czasie zignorowanej przez niego minuty ciszy, poświęconej Adamowiczowi w Sejmie, strach przed wrogami politycznymi?
Nieważne. Nieobecność znaczy tylko nieobecność. Fakty są widoczne gołym okiem. A swoją drogą ciekawe, kiedy bohater mojego komentarza zrozumie, że ta nieobecność to alienacja od narodu. Ucieczka od jego ważnych spraw. I jeśli chce się być liderem, tak się nie da.
Po zabójstwie Pawła Adamowicza partia władzy będzie chciała przekonać obywateli, że nie ponosi odpowiedzialności za erupcję nienawistnych emocji.
Okres, jaki pozostał do jesiennych wyborów parlamentarnych, upłynie w atmosferze względnego spokoju. Tak jak cztery lata temu PiS będzie teraz wychodzić ze skóry, by wmówić obywatelom, że jest partią demokratyczną, umiarkowaną i rozsądną, na którą spokojnie można oddać głos, nie obawiając się, że w ten sposób dopuszcza się do władzy ekstremistów, fanatyków i szaleńców. Przed wyborami 2015 r. Prawo i Sprawiedliwość schowało w skrzyni na pościel pana prezesa i zarzekało się, że Antoni Macierewicz na pewno nie będzie ministrem obrony. Dziś pana prezesa też jest wyraźnie mniej, a Krystyna Pawłowicz dostała polecenie, że ma się nie wypowiadać na Twitterze.
Ta pisowska mimikra będzie szczególnie potrzebna po zabójstwie Pawła Adamowicza, które wstrząsnęło całym społeczeństwem, a zarazem przeraziło rządzących. PiS doskonale wie, że choćby wyłaził ze skóry, odium i tak spadnie na niego. Wszak zginął człowiek szczególnie intensywnie zwalczany przez prokuratorskie i propagandowe służby „dobrej zmiany”, a sam zamach miał miejsce w trakcie finału znienawidzonej WOŚP.
To prawdziwy paradoks – z politycznego punktu widzenia zabójstwo Adamowicza jest dla rządzących prawdziwym nieszczęściem, bo może przyczynić się do ich klęski w wyborach. Zarazem jednak niewątpliwie jest ono skutkiem ich własnej polityki. To ich kampania oszczerstw i nienawiści oraz ich flirt ze środowiskami nacjonalistycznej prawicy stworzyły w kraju atmosferę sprzyjającą przemocy.
Dziś oficjalna propaganda dokłada starań, by przekonać obywateli, że zamach był dziełem szaleńca i nie należy do niego przykładać politycznej miarki. Dyskretnie jednak pomija milczeniem pytanie: a kto wskazał temu szaleńcowi cel? Kto dniem i nocą pluł na Adamowicza jadem, oskarżał go o rzekome przestępstwa, wzywał na przesłuchania przed komisją śledczą, produkował o nim oszczercze materiały propagandowe, nasyłał medialnych bojówkarzy z TVP, zarzucał mu narodowe zaprzaństwo itd.?
PiS nie ma teraz wyboru – musi przywdziać owczą skórę, by zmylić wyborców. I musi unikać niepopularnych posunięć i decyzji. Chwilowo możemy więc odetchnąć – zapewne do jesieni 2019 r. nie wróci na tapetę kwestia średniowiecznej ustawy antyaborcyjnej. Nie będzie zamachu na prywatne media. Pewnie zelżeją też szykany i represje wobec demonstrantów oraz działaczy tzw. opozycji ulicznej. Osłabnie atmosfera konfrontacji z Brukselą. Kto wie, może nawet, jeśli Trybunał Sprawiedliwości UE na rozprawie wyznaczonej na 19 marca uzna, że zmiany dokonane w Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa są sprzeczne ze standardami państwa prawa, PiS zamiast wytoczyć działa będzie szukał sposobu, by znaleźć jakiś kompromis, nie tracąc przy tym prestiżu w oczach swych zwolenników?
Nie będzie to łatwe. Władza, chcąc pozyskać głosy umiarkowanych obywateli musi się narazić środowiskom radykalnym. Biskupi i katoliccy talibowie naciskają na wprowadzenie zakazu przerywania ciąży. Hunwejbini w rodzaju braci Karnowskich przebierają nogami, by dorwać się do niezależnych prywatnych mediów. „Solidarność” burzy się, że zakaz handlu w niedzielę wbrew planom nie jest zaostrzany i rozciągany na sobotni wieczór i poniedziałkowy poranek. Kto wie, może nawet władzy chodzi po głowie wycofanie się z niego, tak jak to zrobił Orbán w obliczu niezadowolenia większości obywateli? Dlatego na wszelki wypadek, by usztywnić rządzących, „Solidarność” – dotychczas stojąca murem za władzą – zaczęła wydawać groźne pomruki i mówić, że została oszukana.
PiS jest między młotem a kowadłem. Zadowalając biskupów, „Solidarność” i swój betonowy elektorat, naraża się większości umiarkowanych obywateli. Udając zaś partię umiarkowaną i cywilizowaną, naraża się betonowi. Tak to już jest – stojąc między dwoma przeciwstawnymi grupami, gdy kłaniasz się jednym, wobec drugich wykonujesz całkiem odmienny gest.
Dlatego, poza wszystkim, w najbliższych miesiącach czeka nas pasjonujące widowisko. Warto się przyglądać, jakież to wygibasy będzie robić PiS.
Waldemar Mystkowski pisze o tym, jak chce się zniwel;ować polityczność zabójstwa.
Niewiadomski PiS to gorący kartofel dla polityków rządzącej partii, zwłaszcza w roku wyborczym 2019
Dla zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza naprędce tworzona jest legenda. Stefan W. krwawo obnażył tę władzę i jego udany zamach jest poddawany umniejszeniu. Powoduje jednak historyczne skojarzenia z zabójstwem prezydenta Gabriela Narutowicza przez Eligiusza Niewiadomskiego.
Pisowski Niewiadomski siedział w więzieniu, w którym karmiony był papką propagandową wprost z TVP Jacka Kurskiego. Jak każdy więzień czuł się niewinny, bo wszem i wobec wiadomo, że w kiciu siedzą sami niewinni, na wolności zaś łażą przestępcy.
Myślenie więźnia w zakładzie penitencjarnym jest podobne myśleniu tzw. dziennikarzy w pisowskiej telewizji penitencjarnej, w tym w Wiadomościach TVP, dla których to „penitencjarnych” dziennikarzy winni są opozycja, Tusk i społeczeństwo obywatelskie paradujące w t-shirtach z napisem Konstytucja.
Stefan W. ma charakter spaczony, bo tylko tacy sięgają po nóż i polują. Czy Stefan W. ma zaburzoną psychikę? Oczywiście, że tak. W tym kontekście inne tego rodzaju pytanie jest ważniejsze: Czy zaburzoną psychikę mają dziennikarze mediów pisowskich? Ciągle i wciąż kłamać, manipulować normalny żurnalista raczej nie potrafi.
Zabójstwo Adamowicza jest czysto polityczne. I odpowiada za nie partia rządząca. Wojciech Maziarski pisze w „Wyborczej”, że sztacheta nie jest winna – a tą sztachetą jest Stefan W. – ale ten, kto nią wymachuje. Ile inwektyw słyszeliśmy z ust Jarosława Kaczyńskiego pod naszym adresem? Nie zliczy tego nikt. Słyszeliśmy o gestapo, najgorszym sorcie, kanaliach. Dawno straciłem, rachubę i nie prowadzą słownika z retoryki inwektyw prezesa. Taki mógłby być zresztą fakultet na politologii.
Stefan W. z tak uzbrojoną duszą ruszył do dosłownego pisowskiego boju. Wystarczył tylko „drobiazg” – nóż (sztacheta).
Partia rządzą jak zwykła to robić od 3 lata zwala wszystko na opozycję i Tuska. Taki był pierwszy przekaz w Wiadomściach TVP. Lecz Stefan W. jest złapany i nie wiadomo, co będzie mówił i jakie ślady przy okazji stworzył, które wykryje dziennikarstwo śledcze.
Więc biorą się pisowskie media do tworzenia legendy symetryzmu dla zabójcy. Jest chory psychicznie. Wszak to żadne odkrycie, wszyscy zabójcy są zaburzeni, ale zaburzeni nie zabijają, bo każdy – mój czarny humor – z nas łaziłby zabity, gdyż niejednokrotnie spotkał kogoś z zaburzeniami.
Najnowsze „odkrycie” to wtargnięcie Stefana W. do kancelarii Andrzeja Dudy. Fajnie, tylko monitoring go nie wykrył. A może jak w serialu rodzimej produkcji „Nielegalni” monitoring został przez kolesi Stefana W. zakłócony.
Ciekawe, co będzie następną próbą legendy symetryzmu dla zabójcy? Dlaczego pisowskie media nie zaczęły strzelać z grubej Berty i nie „wysłały” Stefana W. na Nowogrodzką, aby zamachnął się na samego prezesa?
Niewiadomski PiS Stefan W. to gorący kartofel dla polityków rządzącej partii, zwłaszcza w roku wyborczym 2019. Może on wróżyć przegraną. Nie chcę prorokować najgorszego dla Stefana W., dlatego nawet nie napiszę o czarnej wizji, ale znając partię rządzącą można z góry założyć, że sięgną po najgorsze środki dla kontynuowania władzy.
Pągowski się zaktualizował
Dziś odbył się pogrzeb Pawła Adamowicza, tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska, który podczas niedzielnego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy został kilkakrotny ugodzony nożem przez Stefana W., w następstwie czego zmarł po wielogodzinnej walce w szpitalu.
Ogrom i bezsens tej tragedii został już wielokrotnie rozebrane przez opinię publiczną na części pierwszej. Dodatkowym smutnym aspektem całego wydarzenia była publiczna deklaracja Jerzego Owsiaka o zrezygnowaniu z funkcji prezesa fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W ten oto sposób miliony Polaków poczuły podwójną stratę, opłakując tragicznie zmarłego prezydenta, a jednocześnie smucąc się faktem, że Owsiak opuszcza WOŚP.
W mediach społecznościowych ruszyła nawet specjalna akcja #MuremZaOwsiakiem, mająca na celu przekonanie twórcy WOŚP do pozostania na pokładzie.
Okazuje się, że apele te nie poszły na marne. Dziś w dniu pogrzebu Pawła Adamowicza Owsiak oznajmił publicznie, że nie rezygnuje z Orkiestry i, że swoją decyzję dedykuje zmarłemu prezydentowi Gdańska. Owsiak zamieścił na Facebooku następujący film zatytułowany: “Moje dwa słowa do prezydenta Pawła Adamowicza“.
Owsiak we wzruszających słowach zwraca się do Adamowicza, mówiąc o tym, jak bardzo zawalił się świat wszystkich tych zaangażowanych w orkiestrę, gdy dowiedzieli się o gdańskim zamachu.
Organizator WOŚP wytłumaczył się wobec Pawła dlaczego złożył rezygnację z funkcji prezesa i dlaczego zdecydował się na zmianę decyzji. Musicie to zobaczyć:
O 19.55 podczas Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku na scenę wbiegł 27-letni mieszkaniec Gdańska. Ugodził nożem prezydenta Pawła Adamowicz. Przez kilka minut po ataku napastnik miał krzyczeć ze sceny: „Halo! Halo! Nazywam się Stefan, siedziałem niewinny w więzieniu, siedziałem niewinny w więzieniu. Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz”.
Jak podają media, napastnik był wcześniej karany za napady na bank. Po obezwładnieniu przez ochroniarzy został zatrzymany przez policję.
Rannego prezydenta przewieziono do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
Magdalena Skorupka-Kaczmarek, rzecznik prezydenta Gdańska, parę minut po 22.00 przekazała informację, że stan prezydenta jest ciężki, trwa cały czas operacja. Prosiła o myśli i modlitwę za prezydenta.
Kilkanaście minut później prezydent Andrzej Duda za pomocą Twittera przekazał informację o stanie zdrowia Pawła Adamowicza:
Przed północą Jakub Kraszewski, dyrektor Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, poinformował: – Prezydent dotarł do nas z poważnymi obrażeniami, trwa operacja, stan pana prezydenta jest ciężki. Walczymy, ściągnęliśmy najlepszych specjalistów.
Kilkadziesiąt minut po ataku głos zabrał Jurek Owsiak. – W tym kraju od trzech lat tak się zakręciliśmy, że nie możemy uszanować nawet takiego dnia jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. To jest momentami dziki kraj. Nie róbcie tego. Nie można przemocą walczyć z przemocą. Weźcie to sobie do serca – mówił Jurek Owsiak kilkadziesiąt minut po ataku.
– Dzisiaj na krótko zatrzymaliśmy finał, bo scenariusz napisało życie. Panie prezydencie Gdańska, jesteśmy z panem. Czuwamy nad pana zdrowiem – mówił Owsiak.
Świadkami ataku na prezydenta Gdańska były tysiące ludzi – pisze polski korespondent brytyjskiego dziennika „The Guardian” i podkreśla, że napastnik wdarł się na scenę podczas kulminacyjnego punktu koncertu charytatywnego. BBC dodaje, że Paweł Adamowicz jest w ciężkim stanie i przeszedł pięciogodzinną operację. Informuje również, że napastnik – 27-latek z przeszłością kryminalną – został już zatrzymany.
„The New York Times” przypomina z kolei, że Adamowicz rządzi w Gdańsku od 1998 roku i ostatnio wyborcy ponownie przedłużyli mu mandat. Nowojorski dziennik zaznacza przy tym, że prezydent Gdańska opowiada się za prawami mniejszości i aktywnie je wspiera.
O ataku na Pawła Adamowicza piszą też politycy. „Jestem wstrząśnięty brutalnym atakiem na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Modlę się i mam nadzieję, że wyjdzie z tego” – napisał na Twitterze wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Frans Timmermans. „Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia i wyrażam solidarność z miastem, którym rządzi, jego rodziną i zwolennikami” – podkreślił z kolei burmistrz Londynu, Sadiq Khan.
Paweł Adamowicz został dźgnięty w czasie finału WOŚP w Gdańsku. Gdy odliczano czas do „Światełka do nieba”, na scenę wtargnął uzbrojony w nóż mężczyzna. Podbiegł do prezydenta Gdańska i uderzył go. Potem przez chwilę spacerował po scenie, by podejść znów do Adamowicza i wziąć mikrofon. 27-latek został zatrzymany.
Prezydent Gdańska, z ranami serca, przepony i narządów jamy brzusznej, został przewieziony do szpitala, gdzie przeszedł pięciogodzinną operację. Lekarze przyznają, że jego stan jest bardzo ciężki i deklarują, że kluczowe będą najbliższe godziny. Gdańskie centrum krwiodawstwa apeluje o oddawanie krwi, zwłaszcza grupy 0Rh-.
Jacek Taylor – przyjaciel @AdamowiczPawel w Poranku #TOKFM u @DWielowieyska #Gdańsk
Kraje bez przyjaciół, odgradzające się i odgrażające się sąsiadom, rzadko rosły w siłę, a bardzo często znikały z mapy świata.
Spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z Matteo Salvinim, włoskim wicepremierem i szefem MSW, wzbudziło spore zainteresowanie nie tylko krajowej opinii publicznej. Jarosław Kaczyński to przecież ostatnio zagorzały zwolennik obecności Polski w Unii Europejskiej i odwieczny przeciwnik rozwijania życzliwych relacji z Rosją. Salvini natomiast jest szefem współrządzącej Włochami eurosceptycznej Ligi Północnej, która ma podpisaną umowę o współpracy z putinowską Jedną Rosją, a sam na Placu Czerwonym pozował w koszulce z wizerunkiem prezydenta Putina.
Rzeczniczka PiS Beata Mazurek wyjaśniała, że obu panom bardziej chodziło o relacje ekonomiczne rozkwitającej Polski z trzecią gospodarką Unii niż o jakieś sprawy wynikające ze wspólnej obecności w UE, a tak w ogóle, to „po spotkaniu JK z Matteo Salvinim opozycję opanowała histeria, a komentarze sięgają granic absurdu”. Bez znaczenia był dla niej fakt, że Kaczyńskiemu towarzyszyli w rozmowach tacy euroentuzjaści jak wicemarszałek Senatu Adam Bielan, europoseł Tomasz Poręba, prof. Ryszard Legutko oraz minister Anna Maria Anders. Witold Waszczykowski oświadczył, że podczas tego spotkania ludzi z dwóch rzekomo przeciwległych biegunów „nie zapadły żadne ustalenia dotyczące sojuszy po wyborach do Parlamentu Europejskiego”, chociaż zapadły, bo włoskie media podały, że poruszono także temat współpracy przed wyborami do Europarlamentu i stworzenia sojuszu partii prawicowych i konserwatywnych już po wyborczym rozstrzygnięciu. Ta kwestia ma być rozwinięta na wiosnę podczas spotkania we Włoszech, w którym ma uczestniczyć premier Mateusz Morawiecki.
Mniejsza o pokrętną narrację, ważniejsze jest pytanie o nasza europejską przyszłość. Możemy być pewni, że aż do wyborów PiS nie narazi się większości Polaków optujących za aktywnym uczestnictwem Polski w Unii Europejskiej. Owszem, unijne flagi zniknęły kiedyś z Urzędu Rady Ministrów, ale tylko dlatego, że poszły do prania, a te z pałacu prezydenckiego podobno się wyłopotały. Teraz są nowe flagi i nowe komentarze. Wojna o Puszczę Białowieską była niepotrzebna, żądania reparacji wojennych to tylko nadgorliwość, a ustawa o Sądzie Najwyższym jest chwilowym nieporozumieniem. Możemy być pewni, że do wyborów Kaczyński nie otworzy nowego frontu wojny z Europą. Równocześnie jednak możemy być pewni, ze PiS przy każdej okazji będzie podgryzał unijne władze, jątrzył wśród krajów Europy Wschodniej, wymachiwał hasłami godności narodowej, honoru, wolności i niezależności. Będzie sączył ideę Europy ojczyzn – luźnego związku silnych i samorządnych państw narodowych. Ideę dla Polski zabójczą.
Wyobraźmy sobie, że projekt Kaczyńskiego się ziści. Państwa silne staną się jeszcze silniejsze, państwa słabsze będą zabiegać o względy państw silniejszych, by nie wypaść ze wspólnego rynku. Już dziś Czechy i Słowacja deklarują, że nie interesuje ich wspólny front z Polską, bo wolą być w „trzonie” Europy. Nawet Orban pójdzie z tymi, od których może zyskać coś więcej niż kłopoty – tak jak wtedy, gdy głosował za przedłużeniem kadencji Tuska. A kiedy państwa Unii, zgodnie z ideą Kaczyńskiego, staną się bardziej integralne i wsobne, to w Europie ojczyzn rozbrzmiewać zacznie chór pytań: -Dlaczego nasi podatnicy mają wspierać kraje, które są nam nieprzychylne, wiecznie roszczeniowe i w dodatku niedemokratyczne? Czemu mamy dotować czyjeś durne, nieprzemyślane decyzje budżetowe? Czy musimy maczać palce i nasze euro w procederze kupowania głosów wyborców przez jedną partię o autorytarnych zapędach? Czemu mamy opłacać szalone przerosty kadrowe polskiej administracji, zwariowane pensje nieprofesjonalnych menedżerek, stałe premie, które „się należą”, imprezy ze striptizami w państwowych spółkach?
Ciąg dalszy łatwo sobie wyobrazić . Rośnie egoizm krajów unijnych, wpatrzonych we własny interes i coraz mniej zainteresowanych losem innych, ze szczególnym uwzględnieniem słabszych. Rośnie ostracyzm Polski głoszącej mit swojej godności, wielkości i siły, chociaż tak naprawdę produkuje zaledwie 3 procent unijnego PKB. Stajemy się zwolna bezradni i coraz bardziej bezbronni, ku uciesze wschodniego sąsiada…
Kaczyńskiego wizja Polski w Europie jest tak żałosna, że wydaje się nieprawdopodobne, by jakikolwiek polityk świadomie zmierzał do niechybnej kompromitacji, żenady i infamii. Coś musi zakłócać optykę tego człowieka o ambicjach przywódcy narodu. Tym czymś może być niepohamowana żądza pełnej władzy nad polskim społeczeństwem, która jest możliwa tylko wtedy, jeśli wdroży się totalitarne metody rządów, eliminując równocześnie zewnętrzną ingerencję i pozbawiając Unię wpływu na losy naszego kraju. Ale całkiem możliwe, że przyczyna jest mniej mroczna. Możliwe, że to tylko postępujący egotyzm Kaczyńskiego. Że to dziecięca fascynacja przywództwem, która rodzi fantasmagorie o jego własnym, znaczącym wpływie na światowe sprawy i prowokuje marzenia o rozstawianiu pionków na znacznie większej szachownicy. Objawy tej choroby widoczne były od dawna. Ostry jej atak nastąpił, gdy Kaczyński zawiadomił, że z pomocą anonimowego prawnika osobiście przygotowuje nowy, lepszy traktat unijny, który zastąpi obecne umowy, niesprawiedliwe i marnie napisane.
Jego choroba okazała się zaraźliwa. Rychło cała klasa rządząca żyć zaczęła złudzeniem, że kraj z opinią złośliwego, wiecznie naburmuszonego, histerycznego kurdupla, który sam siebie mianuje mądrym i rozważnym herosem, ma wystarczający autorytet, by przewodzić innymi i poprowadzić Europę ku lepszej przyszłości. Tym samym niepodporządkowanie się zamysłom polskiego przywódcy jest działaniem nierozważnym, egoistycznym i wrogim, a krytyczna opinia o metodach sprawowania władzy w Polsce jest dowodem przynależności do tajnej lewackiej międzynarodówki. Krytyka woluntaryzmu i sobiepaństwa prezesa Narodowego Banku Polskiego (o którym podobno w korytarzach NBP podśpiewują przerobioną Międzynarodówkę: „buc to jest nasz ostatni…”), okazała się bezprzykładnym szantażem lobby niemiecko-francuskiego, które chce wymusić na prezesie Glapińskim przystąpienie Polski do strefy Euro. Infekcja musiała już ogarnąć szerokie kręgi społeczeństwa, skoro tego rodzaju rozumowanie nie wywołało gromkiego śmiechu ani chóralnego wołania o szybką interwencję psychiatry.
Polskę pod rządami PiS czeka samotność. Liczne badania dowodzą, że w ludzkim świecie samotność jest groźna dla zdrowia i znacznie zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci. W świecie geopolityki samotność może mieć identyczne skutki. Kraje bez przyjaciół, odgradzające się i odgrażające się sąsiadom, rzadko rosły w siłę, a bardzo często znikały z mapy świata.
https://twitter.com/PolskaNormalna/status/1084534858863558661
Waldemar Mystkowski pisze o konwencji partyjki Jarosława Gowina.
Czy wicepremier Jarosław Gowin będąc członkiem PO i rządu PO-PSL donosił Jarosławowi Kaczyńskiemu, jak robił to Mateusz Morawiecki? Jeszcze nie pochwalił się delatorstwem, może ten atut trzymać na czarną godzinę.
Gowin znany jest z jednego pomysłu politycznego – deregulacji. Kiedyś chciał deregulować profesje i zawody, aby do ich wykonywania był łatwiejszy dostęp, szczególnie profesji prawniczych. Jak to w Polsce, skończyło się na szczytnych chęciach, czyli chciejstwie.
Jeszcze przed konwencją Porozumienia (jakby ktoś nie wiedział, jak nazywa się partyjka Gowina) wicepremier zderegulował wypadkowość limuzyn rządowych. W Krakowie doszło do kolejnego rozbicia auta przez Służbę Ochrony Państwa z pasażerem Gowinem.
Na samym początku konwencji miała miejsce kolejna deregulacja – deżurnalizacja. Fotoreporter „Gazety Wyborczej” Jakub Włodek został brutalnie wyrzucony z sali obrad ze świętoszkowatym słowem jednego z ochroniarzy: „Wyp…laj!” Gdy Gowin nawijał, powołując się na słowa ks. Tischnera i Jana Pawła II, iż Kraków przepojony jest „duchem wolności”.
Deregulacja dotyczy też Jarosława Kaczyńskiego, zaplanowano nieprzebycie prezesa PiS i się ono dokonało, może z tego powodu, że konwencja partyjki Gowina nie odbywa się 18. dnia każdego miesiąca, gdy przybywa prezes na Wawel, aby odwiedzić grób brata.
W programie partyjki Gowina występuje kolejna deregulacja, deglomeracja, która ma uwolnić energię miast, a wicepremier chce to uzyskać poprzez przeniesienie urzędów centralnych poza Warszawę. Słyszeliśmy już o tym kilka dni wcześniej od Anny Sobeckiej, która chciałaby kilka urzędów przenieść do Torunia, gdzie ma swoje biznesy Tadeusz Rydzyk. Sobecka najpewniej chciałby przenieść Ministerstwo Finansów, aby ojciec dyrektor nie pielgrzymował do stolicy za milionami. Czuję, że Gowin będzie się ze swoim pomysłem obejść smakiem, bo Wawelu nie trzeba przenosić, a Kaczyński i tak nie dojechał.
Czy Gowin chce też deregulować Unię Europejską? Freud pewnie tak by orzekł, albowiem Gowin był użyć zwrotu: „Polska weźmie na siebie rolę strażnika wolności gospodarczej w Zjednoczonej Europie”. Kto zatem należałby do tej Zjednoczonej Europy? Używamy dalej Freuda – Gowin był powiedzieć: „Skoro Brytyjczycy za chwilę opuszczą UE…”. Po Brexicie i Polexicie utworzona zostanie ta prawicowa Zjednoczona Europa? Można też się uśmiać z tej wolności gospodarczej, bo PiS póki co nacjonalizuje, a to jest odwrotnością wolności.
Przemawiała też Beata Szydło. Nie wiadomo, co chciała przekazać, gdyż była premier ma zderegulowaną retorykę, nazywa się ona po prostu logoreą, słowotokiem. Ponoć deżurnalizacja reportera „Wyborczej” nastąpiła, gdy chciał zrobić fotkę byłej premier znanej z „sukcesu” 1:27.
Wiceminister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz ogłosiła program Energia Plus. Kilka dni temu ją już poznaliśmy poprzez używanie limuzyny rządowej do wożenia męża i dzieci. Energia z plusem jest sama w sobie pokracznością, bo w energii występuje plus i minus, a jak dodamy jeszcze jeden plus, to w ogóle nie popłynie prąd, bo nastąpi spięcie. Z Emilewicz wyszedł Freud, mianowicie zapewniała: „programy z plusem po prostu się udają”. Otóż nie udał się program Mieszkanie Plus.
Obawiam się, że Porozumieniu i koalicji pisowskiej wyjdzie na końcu ostateczna deregulacja – degeneracja.
„Dzieje się to w środkowej Europie, Polsce. Polsce, która wymyśliła wolność, „Solidarność”. Wymyśliła, że można bez przemocy. Ale tak bardzo się zakręciliśmy przez trzy lata, że nie możemy uszanować takiego dnia. Tak się zakręciliśmy, wzięliśmy za łby. Że mając żale, pretensje, bóle, targniemy się z nożem na drugą osobę. To jest momentami dziki kraj. Nie można przemocą walczyć z przemocą. Weźcie sobie to do serca” – mówił Jerzy Owsiak tuż po otrzymaniu wiadomości o ataku na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. 27-letni mieszkaniec Gdańska, w przeszłości karany za przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu, m.in. za rozboje, ugodził Adamowicza na scenie podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Z kolei podczas wieczornej konferencji prasowej Jerzy Owsiak poinformował, że finał WOŚP został chwilowo wstrzymany z tego powodu. – „Stała się rzecz niebywała, wynikająca z agresji, z nienawiści. Pamiętacie, gdy trzy lata temu terrorysta wjechał tirem w spacerujących ludzi na promenadzie w Nicei? Z powodu nienawiści zginęli niewinni ludzie. Wtedy zatrzymaliśmy cały festiwal Woodstock” – powiedział Owsiak.
Odniósł się do wyemitowanego przez TVP Info rzekomo satyrycznego filmiku, w którym kukiełki, przedstawiające Hannę Gronkiewicz-Waltz i Jerzego Owsiaka, którzy mieli zabierać pieniądze z WOŚP dla siebie. – „Plastelinowy świat stworzony przez TVP i Barbarę Pielę to świat, który budzi nienawiść. To przekaz, który sugeruje, że pieniądze zbieram dziś do wora, gdzieś wywożę, komuś daję, defrauduję, że jestem szubrawcą, bandziorem. Wszyscy słyszeliście, jak ludzie z całej Polski dobrowolnie opowiadali, co sami lub ich dzieci zawdzięczają WOŚP. To oni są dowodem na to, co robi Orkiestra. Ten plastelinowy świat prowadzi do nienawiści, do tego, że ktoś wpada na scenę i dźga nożem” – mówił Owsiak.
Wyraźnie wzburzony dyrygent Orkiestry dodał: – „Mamy zbudować drugie Auschwitz? Nie umiem reagować inaczej niż sposób, w jaki teraz mówię. Nie zajmuję się polityką. Mam 65 lat. Kiedy 27 lat temu rozkręcaliśmy Orkiestrę, bawiliśmy się tym, nie widzieliśmy, jak działać. Po tylu latach ciężkiej pracy Barbara Piela zrobiła ze mnie karykaturę”.
Jak co roku bardzo się cieszę na ten dzień. Dzień Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Znowu będzie kolorowo, głośno, radośnie, optymistycznie, zaskakująco, śmiesznie, wzruszająco, poważnie, budująco, cudownie… Będzie to wszystko, bo taki jest ten dzień i taki jest Jurek Owsiak. Facet w okularkach, który kiedyś wpadł na pomysł, a potem pokazał Polsce i światu, że nie ma rzeczy niemożliwych. Pomysł był wymuszony sytuacją biedy, a może nawet bardziej braku umiejętności poradzenia sobie z problemem niedostatków w szpitalach. Ale rozwinął się we wspaniałą ideę, w akcję angażującą starych i młodych, rodziny, polityków, a nawet abnegatów różnej maści. Nawet parę prezydencką.
Orkiestra odsłoniła też kilka prawd o Polakach. Że potrafią pomagać, jeśli ta pomoc służy słusznej sprawie. Że mają poczucie humoru, wyobraźnię, mnóstwo pomysłów, pokłady całe dobroci, potrzebę dzielenia się z innymi, wielkie serca.
Taki np. pan prezydent Poznania. Jestem pełna prawdziwego podziwu dla polityka, który gotów jest zmierzyć się na ringu z przeciwnikiem, może nawet zawodowym bokserem, gotów nawet oberwać parę ciosów, aby dochód z widowiska przekazać na konto Orkiestry. Całą sprawę traktuje poważnie, trenuje, przygotowuje się, poświęca swój czas. Czy to nie jest wspaniały gest?
Takich jak prezydent Jaśkowiak jest wielu, ludzie nurkują, skaczą, biegają, wspinają się, oddają na aukcje różne różności, licytują z zacięciem, jakby od tego miało zależeć ich życie co najmniej. To jest cudne, to szaleństwo, jakie ogarnia Polaków w tym dniu, w dniu, gdy gra Orkiestra.
Być może należy pomagać regularnie, a nie ulegać głośnej akcji, która odbywa się raz w roku. Może, ale nie wszyscy mają czas, głowę, umiejętności. Jurek Owsiak zrobił, robi za nich robotę, podpowiada, ułatwia. Wystarczy wyjść z domu. Co tam, można w ogóle nie wychodzić, a tylko wykazać minimum chęci i dobrej woli.
Myślę, że właśnie dlatego Orkiestra gra. I z roku na rok bije własne rekordy popularności.
I pewnie dlatego Owsiak stał się osobą znienawidzoną przez prawą stronę sceny politycznej, a w szczególności przez PiS. Niebywałe, ile zrobiono, żeby Owsiaka obrzydzić, skompromitować, skopać, pognębić, żeby odebrać mu ochotę do działania, a nawet do życia. Wszystkiego się chwytano, nakazów, zakazów, bojkotu, jak to zrobiła TVP, odmawiając Owsiakowi współpracy, jak państwowy bank czy biedaczyna, pewien minister, który zabronił mundurowym włączania się w orkiestrowe granie.
Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby za kilkanaście lat wyszły na jaw dokumenty, że całą sprawę niedziel bez handlu rozkręcono wyłącznie po to, żeby popsuć szyki Owsiakowi. Centra handlowe były ważnymi miejscami zbiórki, ludzie szli na zakupy, bo to czas wyprzedaży, inni po prostu spacerowali, skoro śnieg, mróz lub zawieja, ruszali do kina czy na kawę. W centrach handlowych zawsze był ruch. Młodzi z puszkami się uwijali, ludzie łatwo sięgali do kieszeni, bo rękawiczek nie trzeba było zdejmować, portfel był pod ręką.
Ile wysiłku umysłowego, wytężonej pracy szarych komórek, litrów potu występujących na czoło, obgryzionych paznokci, burzy mózgów, słowem: konkursów pomysłów, jakie miały Owsiaka stłamsić, sponiewierać. Akty oskarżenia za używanie niecenzuralnych słów, wezwania do sądu, ataki z trybuny sejmowej. Posłanka Pawłowicz, która nie przebierała w słowach.
I wszystko to na nic, jak się okazało. Róbta sobie, co chceta, a i tak Orkiestra gra nadal. Wszystkie te ataki przyniosły rezultat wręcz odwrotny, padał rekord za rekordem, i było to niczym jasna odpowiedź Polaków, co myślą o takich działaniach wobec osoby, którą podziwiają, lubią i cenią. Chyba nawet politycy PiS zrozumieli, że nie tędy droga, bo – mam wrażenie – trochę w tym roku odpuścili to publiczne opluwanie Owsiaka za to, co robi.
Prezydent Andrzej Duda chyba pierwszy zrozumiał, że nie warto walczyć, wspierał Orkiestrę, wsparł ją także w tym roku, przekazując na aukcję przecudny góralski kubrak, jaki otrzymał w darze. Pani prezydentowa przekazała swoją suknię, zaprojektowaną i uszytą przez jej ulubione studio mody. Z pewnością będą to hity, jak kiedyś fotografia pani prezydentowej w otoczeniu purpuratów. Prezydenta nikt nie mógł zganić za ekscesy, jest przecież Pierwszym Obywatelem, a prezydentowa Pierwszą Obywatelką. Ale pewnie wielu osobom w PiS i okolicy ciężko było przełknąć takie zachowanie. Takie lekceważenie wytycznych z Nowogrodzkiej.
Lewa strona, z innych pozycji krytykująca Owsiaka, też jakoś odpuściła. I ojciec Rydzyk jakby złagodniał.
Dasz radę! Nie sprawisz im tej radości, że Cię pokonali
Przyznać trzeba, że Jurek Owsiak wykazywał i wykazuje niezwykłą odporność psychiczną, nie pokazywał zdenerwowania, choć pewnie niejeden raz miał powyżej uszu. On robił wszystko, żeby dać radę, wymyślić nowy sposób, by zaangażować nowe technologie, uciec do przodu. Nie ten bank, to inny, nie ta telewizja, to inna… Całego świata nie można chwycić za gardło, nawet PiS nie da rady. Na szczęście.
Dlatego Orkiestra grała i gra, i czekają nas fajerwerki pomysłów (z innych Owsiak zrezygnował: wielkie dzięki!), szał radości, szczęścia, zachwytu, gdy kolejny raz zostanie pobity rekord zbiórki. Zwłaszcza gdy wydaje się, że to rekord nie do pobicia. Okazuje się, że takie rekordy nie istnieją.
Najnowsze komentarze