Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla PAP udowadnia, że albo nie rozumie, czym są pytania prejudycjalne, albo udaje, że nie rozumie. Przedstawia triumfalną narrację o rzekomo korzystnym dla PiS wyroku TSUE z 19 listopada. Zaciekle broni nowej KRS i znów atakuje sędziów
Premier Mateusz Morawiecki w rozmowie z PAP przedstawił zdumiewającą interpretację wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada. Oczerniał też sędziów, którym zarzucał politykierstwo i bronienie swoich przywilejów.
Morawiecki to kolejny obok prezydenta Andrzeja Dudy, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz wiceministra sprawiedliwości Sebastiana Kalety polityk najwyższego szczebla, który nastawia opinię publiczną przeciwko sędziom stosującym się do wyroku luksemburskiego Trybunału.
Politycy i media wspierające „reformę” sądownictwa nasiliły ataki na sedziów po wyroku TSUE. W takiej sytuacji obywatelskim obowiązkiem jest okazanie solidarności z sędziami, którzy są dziś w Polsce poddawani naciskom i represjonowani za orzekanie zgodnie z literą prawa oraz stosowanie się do orzeczeń najważniejszego sądu UE.
W niedzielę 1 grudnia w calym kraju zapowiedziano demonstracje solidarnosci z sędziami. Warto wziąć w nich udział. O godz. 16:00 w Warszawie OKO.press bedzie na proteście pod Ministerstwem Sprawiedliwości.
Sprawdzamy, jak dalece opinie premiera mijają się z faktami.
Premier w obronie neo KRS
TSUE sam nie ocenił wprost KRS, ale podał Izbie Pracy SN przekrojowe i szczegółowe kryteria oceny czy sposób powołania KRS nie budzi „wątpliwości co do niezależności organu biorącego udział w procedurze powoływania sędziów”.
Skala i różnorodność udokumentowanych zastrzeżeń co do powołania i funkcjonowania neo KRS uprawdopodobniają, że Izba Pracy SN niebawem oceni, że KRS nie gwarantuje powoływania sędziów niezależnych w rozumieniu prawa unijnego.
Premier o organizacji sądownictwa
TSUE potwierdził, że państwa członkowskie mają kompetencje do decydowania o organizacji wymiaru sprawiedliwości, ale – co w wyroku z 19 listopada kluczowe – efekt organizacji sądownictwa musi zapewniać respektowanie niezależności i niezawisłości sędziów tak, jak je rozumie prawo unijne.
Luksemburski Trybunał w swoich wyroku pokazał związek między organizacją sądownictwa, w tym ciałami biorącymi udział w wyborze sędziów, takimi jak KRS, a niezależnością i niezawisłością sędziów.
Premier Morawiecki utrzymywał jednak, że „Trybunał powiedział też wyraźnie, że z prawa europejskiego nie wynika jeden konkretny model ustroju sądownictwa, a tym bardziej taki model z którym polska KRS byłaby niezgodna”.
Pierwsza część tej wypowiedzi jest prawdziwa: nie ma jednego modelu ustroju sądownictwa, który musi obowiązywać w całej UE. Natomiast każdy kraj musi zapewnić, aby wypracowany w nim model zapewniał prawne i rzeczywiste przestrzeganie niezależności i niezawisłości sądownictwa.
Druga część tej wypowiedzi jest fałszywa. TSUE w wyroku wymieniał, jakie kryteria trzeba wziąć pod uwagę do oceny nowej KRS. Wymienił okoliczności związane z jej powołaniem i udziałem w nim polityków, a także kwestie dotyczące funkcjonowania tego organu.
Przypomnijmy znów szczegółowe wskazania TSUE:
O niezawisłych sądach
Zapowiedź skierowania wniosku do TK po wyroku Izby Pracy SN
Morawiecki ujawnił, że rząd nie przygotuje żadnych propozycji zmian legislacyjnych w związku z wyrokiem. O nową ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa apelowała m.in. I Prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf, a także byli sędziowie TK i SN, m.in. Andrzej Rzepliński, Stanisław Biernat, Wojciech Hermeliński, Ewa Łętowska, Jerzy Stępień, Andrzej Zoll i Adam Strzembosz.
Premier stwierdził za to, że wątpliwości co do konstytucyjnego umocowania organów państwa – takich jak KRS – powinien rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny, a nie sądy powszechne czy nawet Sąd Najwyższy.
To zapowiedź, że po wydaniu orzeczeń przez Izbę Pracy SN – co ma się stać przed świętami Bożego Narodzenia – do Trybunału Konstytucyjnego zostanie skierowany wniosek w sprawie KRS. Nie można wykluczyć, że kwestię nowej KRS rozstrzygnie skład TK z nowym sędziami, Stanisławem Piotrowiczem lub prof. Krystyną Pawłowicz.
„Jeśli jakiś sąd ma wątpliwości, czy organy władzy publicznej działają zgodnie z prawem polskim lub międzynarodowym, powinien zwrócić się o rozstrzygnięcie do Trybunału Konstytucyjnego. Konstytucja to nie tylko hasło na koszulce – sądy mają obowiązek jej przestrzegać.” – mówił PAP premier Morawiecki.
W marcu 2019 roku TK w sprawie z wniosku samej nowej KRS, „zalegalizował” sposób wyboru nowej Rady. Uzasadnienie tego wyroku było „niespójne, nierzetelne, nieuczciwe intelektualnie i brakowało w nim argumentów konstytucyjnych” – komentował konstytucjonalista dr Michał Ziółkowski.
Rewizja historii rad sądownictwa
W wywiadzie dla PAP Morawiecki nawiązywał do tego wyroku TK, mówiąc, że „obecna KRS została powołana zgodnie z Konstytucją RP”. Ocenił też, że poprzednie KRS nie były powoływane zgodnie z Konstytucją, ponieważ, jego zdaniem:
- ich członkowie wybierani byli na indywidualne kadencje,
- KRS była niereprezentatywna, nie było w niej prawie w ogóle przedstawicieli sądów rejonowych, a więc ponad 70 procent polskich sędziów.
Premier dokonał nieuprawnionej rewizji historii Krajowej Rady Sądownictwa. Konstytucja nie mówi bowiem, czy kadencje powinny być liczone indywidualnie, czy wspólnie dla wszystkich osób zasiadających w KRS. Natomiast mówi wyraźnie, że kadencja trwa 4 lata. Przerwanie jej przed terminem stoi w sprzeczności z Konstytucją.
Konstytucja mówi również, że sędziowscy członkowie KRS są wybierani przez środowisko sędziowskie, a nie przez polityków. Niezgodność z konstytucją wyboru sędziowskich członków obecnej KRS polega na tym, że zostali oni wybrani przez parlament, czyli polityków.
Jeszcze przed 2015 rokiem, zanim PiS zaczął wprowadzać zmiany w sądach, w dyskusjach sędziów oraz debacie naukowej pojawiały się pomysły, żeby w KRS zasiadali sędziowie reprezentujący sądy różnych instancji. Dyskutowano też nad wprowadzeniem reprezentacji regionalnej.
Słowa premiera Morawieckiego, że poprzednie Rady naruszały konstytucję, ponieważ nadreprezentowani byli w nich sędziowie sądów wyższych instancji, jest nadużyciem.
Antysędziowska propaganda
Mateusz Morawiecki jest z wykształcenia historykiem, a z pasji – ekonomistą, a nie znawcą prawa europejskiego. Nie usprawiedliwia to jednak, dlaczego premier polskiego rządu, zamiast odpowiadać merytorycznie na pytania o znaczenie wyroku luksemburskiego Trybunału (pomogłaby mu w tym lektura Stanowiska 13 organizacji broniących praworządności), atakuje sędziów.
Premier kreśli wizję sędziokracji i sędziowskiej rebelii. Zapowiedział też, że za ewentualny chaos prawny po wyroku TSUE będą odpowiadać sami sędziowie.
W rozmowie z PAP mówił: „Sędziowie są powołani po to, aby przestrzegać prawa i je stosować. Może im się to prawo nie podobać, mogą być niezadowoleni, że pewne decyzje, dotyczące na przykład nominacji sędziowskich spraw dyscyplinarnych przestały być wyłączną domeną sędziowskiej korporacji – ale muszą postępować zgodnie z tymi przepisami”.
To kolejna wypowiedź polityka najwyższego szczebla sugerująca, że protesty sędziów przeciwko systemowi odpowiedzialności dyscyplinarnej i innym represjom to reakcja na odebranie „kaście” części przywilejów i wprowadzenia obiektywnych, zewnętrznych kryteriów oceny pracy sędziów.
Podobną narrację przedstawił prezydent Andrzej Duda na spotkaniu z wyborcami w Brojcach.
Wiceminister Sprawiedliwości Sebastian Kaleta bagatelizował zaś kwestie udokumentowanych represji wobec sędziów. Apel Prezesa Izby Cywilnej SN o niewyznaczanie do orzekania sędziów tej izby, którzy zostali rekomendowani przez nową KRS, skomentował słowami: „Kolejka sędziów, którzy chcą zostać męczennikami, jest bardzo długa”.
Nastawianie społeczeństwa przeciw sędziom przed wyrokiem TSUE w 2020 roku
Politycy i media sympatyzujące z większością rządzącą przygotowują już grunt przed ważnym wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
W połowie 2020 roku TSUE rozstrzygnie, czy wprowadzony przez PiS system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów jest do pogodzenia z unijnymi standardami niezawisłości i niezależności sędziów. W październiku skargę do TSUE w tej sprawie złożyła Komisja Europejska.
Pytania o model dyscyplinarny Komisja zakreśliła bardzo szeroko. Zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich dr Maciej Taborowski wyjaśniał, że skarga „dotyczy bardzo wielu elementów systemu dyscyplinarnego – Izby Dyscyplinarnej SN, działalności rzeczników dyscyplinarnej, możliwości wykorzystania przepisów dyscyplinarnych do karania za treść wyroków sądowych, możliwości wszczynania postępowań dyscyplinarnych za zadawanie pytań prejudycjalnych, braku gwarancji procesowych w postępowaniu dyscyplinarnych, wywierania na sędziów efektu mrożącego oraz połączenie tego z istotnym wpływem władzy wykonawczej na system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. W skardze chodzi o strukturalne naruszenie niezawisłości sędziów przez ten wieloaspektowy, skomplikowany system odpowiedzialności dyscyplinarnej, skonstruowany za Sejmu VIII kadencji.”
TSUE rozstrzygnie m.in. kwestię sędziów Izby Dyscyplinarnej SN. W tym celu będzie musiał się wypowiedzieć o nowej KRS. Luksemburski Trybunał wyłożył kryteria tej oceny w wyroku 19 listopada.
To postępowanie ze skargi o naruszenie prawa unijnego, a nie postępowanie w odpowiedzi na pytanie prejudycjalne. Oznacza to, że TSUE orzeknie, czy konkretne przepisy polskiego prawa naruszają prawo unijne. Polski rząd będzie musiał zastosować się do tego wyroku. Jeśli tego nie zrobi, TSUE może nawet nałożyć na Polskę kary finansowe.
Do ogłoszenia tego wyroku, politycy i media wspierające „reformę” sądownictwa zapewne będą nadal przedstawiać sędziów w negatywnym świetle i nastawiać część społeczeństwa przeciwko nim.
W takiej sytuacji obywatelskim obowiązkiem jest okazanie solidarności z sędziami, którzy są dziś w Polsce poddawani naciskom i represjonowani za orzekanie zgodnie z literą prawa oraz stosowanie się do orzeczeń najważniejszego sądu UE.
Warto być z sędziami w niedzielę 1 grudnia o godz. 16:00 na proteście pod Ministerstwem Sprawiedliwości.
„Będę już nie tylko sercem, ale też coraz bardziej fizycznie obecny w Polsce. Mam pewne zobowiązania, pewne pomysły. Jako szef Europejskiej Partii Ludowej będę miał obowiązki i odpowiedzialności takie ogólnoeuropejskie, ale będę miał dużo więcej czasu i wykorzystam ten czas bardzo intensywnie dla polskich spraw” – powiedział odchodzący szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Dzisiaj kończy się jego druga kadencja na tym stanowisku.
Tusk był szefem Rady Europejskiej w latach 2014-2019. W symboliczny sposób przekazał dziś stery w Radzie byłemu belgijskiemu premierowi. Charles Michel otrzymał od Tuska dzwonek.
„Trudne, fajne, no, takie intensywne pięć lat. Rzeczywiście duże wyzwania. Jakoś daliśmy radę. Na pewno nie wszystko było idealnie. Jak porównam sobie mój pierwszy dzień i ten ostatni i to, co udało się zrobić, także dla Polski, ale przede wszystkim utrzymać UE mimo kryzysów w takiej autentycznej solidarności, to jest to na pewno powód do satysfakcji” – podsumował Tusk. Dodał, że jeśli „siedem lat premierostwa minęło jak jeden tydzień, to pięć lat w Radzie – jak jeden dzień”.
Tusk stwierdził, że nie podejrzewał, iż scenariusz jego kadencji będzie napisany przez Alfreda Hitchcocka, czyli na początek trzęsienie ziemi, a później wzrost napięcia. – „Udało się utrzymać Unię Europejską, mimo kryzysów, rzeczywiście w autentycznej solidarności. Udało się utrzymać pełną jedność i wobec Rosji, i w sprawie brexitu. Tych kryzysów można by opisać wiele, ale wszyscy mają poczucie, że Europa przetrwała je dzięki solidarności, co jest polską specjalnością, więc jestem zadowolony” – powiedział odchodzący szef Rady. Europę określił jako „najlepsze miejsce na ziemi”.
20 listopada podczas kongresu Europejskiej Partii Ludowej w Zagrzebiu Tusk został wybrany przewodniczącym tego ugrupowania. Jego trzyletnia kadencja oficjalnie rozpocznie się 1 grudnia.
„Panie Marianie niech się Pan nie martwi zawiadomieniem do prokuratury. Gdy złożył Birgfellner na JK to czekaliśmy 9 miesięcy na decyzję, a na koniec odmówili wszczęcia. Tu pewnie będzie tak samo” – napisał na Twitterze Roman Giertych. Chodzi o powiadomienie przez CBA prokuratury w sprawie oświadczeń majątkowych prezesa NIK.
CBA we wniosku napisało, że podejrzewa Mariana Banasia o złożenie nieprawdziwych oświadczeń majątkowych, zatajenie faktycznego stanu majątkowego oraz nieudokumentowanych źródeł dochodu.
A Giertych ma oczywiście na myśli sprawę złożonego przez austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera zawiadomienia o możliwości popełnienia oszustwa przez Jarosława Kaczyńskiego. O decyzji podwładnych Zbigniewa Ziobry: „Prokuratura odmówiła śledztwa dot. dwóch wież Kaczyńskiego – sprawa trafi do sądu”.
Internauci w komentarzach wtórowali Giertychowi: – „Może niech tylko pójdzie na urlop i niech wpłaci cosik na Caritas i już kryształ gotowy”; – „Gdyby nasza flota była tak „pancerna” jak Marian, to byśmy panowali nawet na Morzu Południowo-Chińskim”; – „A ja mam nadzieję, że Marian będzie wpadał do więzienia przynajmniej na godzinki”; – „Duda już obiecał, że Banasia ułaskawi jeszcze przed świętami”.
Zamieszczali też wymowne w obecnej sytuacji zdjęcia, na których widać m.in. Andrzeja Dudę, ściskającego dłoń Mariana Banasia i pozującego z nim do pamiątkowej fotografii.
Nadchodzi czas, gdy wszyscy zapłacimy za politykę partii rządzącej.
Moi drodzy wielbiciele Zjednoczonej Prawicy i ci tzw. obojętni obywatelsko, mam dla Was „świetną” wiadomość. Nadchodzi czas, gdy my wszyscy, również i Wy, odczujecie na własnej skórze, piękno „dobrej zmiany”. Przed nami rok 2020 i planowanie budżetów samorządowych, które na pewno odbiją się mieszkańcom miast, miasteczek i powiatów ostrą czkawką. Koniec ze spokojną egzystencją, jaką zapewniają w miarę pełne portfele. Koniec z wiarą, że życie jest idealne na naszą kieszeń, a czego sami sobie nie załatwimy to samorządy nam dadzą i będzie super.
Niestety, to właśnie samorządy poniosą koszty obietnic PiS, a tym samym i my. Spójrzmy! Zmniejszenie stawki PIT z 18 do 17% i wprowadzenie zerowego podatku dla osób do 26 roku życia to ponad miliard zł straty dla 12 najbogatszych miast. I tak Warszawa będzie o 894,2 mln zł do tyłu, Kraków 253 mln zł, Wrocław 208,8 mln zł i Poznań 172,9 mln zł. W sumie dwanaście polskich miast straci 2,3 mld zł. Dorzućmy do tego ok. 9,5 mld zł, które stracą samorządy w wyniku zmian w OFE. Nie zapominajmy też o zwiększeniu pensji minimalnej i niewystarczającej subwencji oświatowej, która w 2020 roku ma wynieść ok. 50 mld zł, ale według samorządowców jest zdecydowanie za niska, o wzroście cen usług budowlanych, drogowych oraz materiałów budowlanych. Drastycznym wzroście cen energii, opłat za wodę pobieraną m.in. przez wodociągi, cen za wywóz śmieci czy wreszcie wzrost kosztów pracy.
To są wyzwania, przed którymi stoją dzisiaj samorządy, opracowując budżet na 2020 rok. Co więc w tej sytuacji zrobią nasi włodarze? Zaczną ostro oszczędzać, gdzie tylko się da.
Przychody Poznania zmniejszą się o 175 mln zł, stąd mniejsze dotacje dla przedszkoli i żłobków, ograniczenie wydatków na programy dla seniorów, sport, kulturę i bieżące utrzymanie dróg oraz zieleni. Mniej pieniędzy przeznaczy się też na renowacje budynków, zostanie zawieszona część zajęć dodatkowych w szkołach, a część planowanych inwestycji, tych, na które nie ma dotacji unijnych, zostanie przesunięta w czasie. Nie będzie pieniędzy na poprawę jakości powietrza, powstanie mniej nowych dróg, chodników, parków.
W Rudzie Śląskiej cięcia dotkną promocji miasta, kultury i sportu. W Chorzowie nie rozpocznie się, tak oczekiwana, budowa stadionu Ruchu Chorzów. W Szczecinie już uchwalono maksymalny wzrost podatku od nieruchomości. Podatki lokalne planuje podwyższyć również Kraków, podobnie jak zablokować planowane wcześniej inwestycje. Burmistrz Opola Lubelskiego, w związku ze wzrostem płacy minimalnej, wypowie pracownikom pomocniczym 90 pełnoetatowych umów i zatrudni ich na 3/4 etatu, bo nie jest w stanie wypełnić zobowiązań, które wynikają ze wzrostu tej płacy. W Białymstoku już wiadomo, że zmniejszy się znacznie wydatki na promocję miasta oraz imprezy i wydarzenia kulturalne. Pabianice ograniczą częstotliwość kursów autobusów pomiędzy godzinami szczytu, w Bolesławcu zostanie przywrócony podatek od lokali mieszkalnych, a w Ustrzykach Dolnych samorząd zlikwiduje dopłatę do wody i ścieków dla mieszkańców, ograniczy zakres organizowanych wydarzeń kulturalno-sportowych, w jednostkach organizacyjnych, w szkołach oraz w urzędzie wstrzyma jakiekolwiek remonty, zakupy publikacji książkowych do bibliotek i planuje likwidację m.in. dwóch szkół. Gdzie nie spojrzymy, tam cięcia, oszczędności i walka o każdy grosz. Od Warszawy po Pcim Dolny. Od Bałtyku do Tatr. Wszędzie samorządy zaciskają ostro pasa.
Oczywiście, prezes i jego Zjednoczona Prawica pójdą w zaparte. Będą mówić, że wszystko jest super, kasy mamy jak lodu i tylko te wredne samorządy piętrzą trudności, a to przecież nic innego jak sabotaż i czysta polityka. I gdzieś tam, w zaciszu, PiS będzie zacierać rączki z radości, licząc, że gniew narodu skieruje się przeciwko włodarzom miast, miasteczek, powiatów i gmin, których sami nieopatrznie wybrali, a w efekcie w kolejnych wyborach samorządowych wygrają już tylko kolesie Kaczyńskiego.
Zanim jednak zaczniemy obrzucać samorządy kalumniami, obwiniać o zaistniały stan i wkurzać się o to, że nikt nam nie dopłaci do przedszkola, że więcej płacimy za komunikację miejską, że w parku jest brudno, a na spacerze straszą nas zdewastowane kamienice, że żyje się gorzej, że kasy brakuje, proponuję przypomnieć sobie jedno. Na prezesa i jego ugrupowanie zagłosowało ponad 8 milionów obywateli. Z kolei prawie 11 milionów w ogóle odpuściło sobie wybory, bo przecież polityka ich nie interesuje i fajnie im się żyje we własnym kokonie.
Wychodzi więc na to, że prawie 20 mln Polaków, z tych trzydziestu milionów z prawem wyborczym, postawiło na partię, która rozdaje kasę na prawo i lewo. Prawie ¾ Polaków wykazało się nieznajomością zasady, która mówi, że żeby komuś coś dać, to trzeba komuś zabrać. No i właśnie ten czas bolesnego zderzenia z rzeczywistością, jaką zafundował nam PiS, nadchodzi. Był czas rozdawania, nadszedł czas zabierania… i tyle w temacie.
Najnowsze komentarze