Co może zostać po Jarosławie Kaczyńskim?
PiS już nie ukryje swoich sympatii politycznych, idei, do których partii Kaczyńskiego coraz bliżej, a tym samym odkrywają się dla pozostałych Polaków zamiary obecnej władzy.
Awansowanie Adama Andruszkiewicza na wiceministra cyfryzacji to nie tylko gest w stronę środowiska nacjonalistów, neofaszystów, to pokaz na zewnątrz, a staje się nadto czytelny, gdy docierają informacje, iż wiceminister jest agentem wpływu Kremla, a jego wypowiedzi na temat wschodniego sąsiada nasuwają podejrzenia, iż nie tylko agentem wpływu.
Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz dyplomatą raczej nie jest, co wydaje się dziwnym atrybutem wykonując tę funkcję, lecz przy pisaniu o politykach PiS zdziwienie należy porzucić.
Nagle Czaputowicz dostał zajadów, gdy wymienił nazwisko Donalda Tuska określając tego najwybitniejszego polskiego polityka (przynajmniej dotychczas w XXI wieku) jako reprezentanta Niemiec w Radzie Europejskiej, w tym wypadku należy porzucić inne zdziwienie, gdy widzimy jak polityk PiS pluje na Polaka.
Czaputowicz opluł Tuska, a tak naprawdę Brukselę i najlepszego naszego sojusznika na Zachodzie, Niemcy. Ten „dyplomata” zalicza się do kategorii ukutej przez Władysława Bartoszewskiego, do dyplomatołków. Trzymany był za czasów Tuska w MSZ jako dyrektor jednej z komórek ministerialnych. Czekam aż wyrazi się, jak Mateusz Morawiecki, iż donosił Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Czyżby wspólną cechą polityków PiS było donosicielstwo, agenturalność, przypadłość charakterologiczna wszystkich złamasów, ludzi niegodnych zaufania?
Konteksty powyższych wypowiedzi i awansu są oczywiste, PiS gra na rozwalenie Unii Europejskiej. Więcej będziemy wiedzieli po wizycie wicepremiera Włoch Metteo Salviniego u Kaczyńskiego, lidera antyeuropejskiej Ligi Północnej, ten się nie kryje, że w polityce chodzi mu o rozbicie instytucji europejskich, a przy tym obnosi się z t-shirtem, na którym nosi portret swojego guru i sponsora, Władimira Putina.
Co miałoby zastąpić Unię Europejską? Oczywista oczywistość dla Kaczyńskiego, Salviniego, Marine le Pen i innych nacjonalistów, neofaszystów – egoizmy narodowe. A te wielokroć na naszych kontynencie przerabiano z takimi spektakularnymi „finałami”, jak I i II wojny światowe. Od 1945 roku gwarantem, iż do takich hekatomb nie dochodziło, była Unia Europejska. Jak to właściwie ujął szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker: „Wystarczy iść na cmentarz wojenny, by zdać sobie sprawę z tego, jaka jest alternatywa dla jedności europejskiej”.
I za tym optuje prezes PiS – za cmentarzem. Wybitna poetka Ewa Lipska pisze: „Był już taki egzamin z historii / kiedy naraz wszyscy uczniowie oblali. / I został po nich uroczysty cmentarz”. Politycy opozycji wszystkich opcji muszą odstawić Kaczyńskiego i jego „złamasów” od rządów, bo zostanie po nas cmentarz.
Waldemar Mystkowski
Sierakowski: PiS rozbija się o UE [OPINIA]
- PiS uległ Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej i znowelizował swoją ustawę o Sądzie Najwyższym
- Nagle zaczęły mnożyć się zaskakujące posunięcia premiera i najważniejszych reprezentantów rządu, które są albo oskarżeniami instytucji unijnych i polityków unijnych, albo stoją w sprzeczności z zadeklarowaną strategią ocieplania relacji z UE
- „Donald Tusk jest reprezentantem Niemiec” -mówi szef MSZ Jacek Czaputowicz. Nie mniej kontrowersyjnie zachowują się inni przedstawiciele władzy, w tym sam premier
1. Wiceprzewodniczący PiS Antoni Macierewicz znalazł odpowiedni moment na publikację eseju, w którym pisze: „Angela Merkel mówi nam otwarcie, że mamy zrezygnować z naszej niepodległości i suwerenności narodowej, (…) Trybunał Sprawiedliwości staje się gwarantem postkomunistycznego dyktatu w polskim sądownictwie, a Parlament Europejski potępia polski patriotyzm”. O naszym najbliższym sojuszniku i najważniejszym państwie w UE dowiadujemy się, że „sojusz z Niemcami nie da antyrosyjskiego efektu, przeciwnie, musi doprowadzić do wepchnięcia Polski do rosyjskiej strefy wpływów, a w najlepszym razie – do uczynienia z Polski swoistego kondominium rosyjsko-niemieckiego”. Zarzuca przy okazji agenturalną przynależność Donaldowi Tuskowi i działanie w interesie Rosji.
POLECAMY: Skąd się wziął fenomen Antoniego Macierewicza?
Kto krzyczy „złodziej”…
A więc robi to, co zawsze, czyli krzyczy „złodziej”, żeby nie zauważono, że to on „kradnie”. Do dziś nie odpowiedział na żaden z zarzutów Tomasza Piątka, który dowodzi agenturalnej działalności (współpraca z Biurem Studiów SB) samego Macierewicza. Nie podważył też żadnego z faktów przedstawionych przez Piątka w poprzedniej książce, przedstawiającej działania Macierewicza i grupy jego otwarcie prorosyjskich i antynatowskich polityków w interesie Kremla.
2. Nowoczesna twarz Prawa i Sprawiedliwości – premier Mateusz Morawiecki – powołuje na stanowisko wiceministra swojego rządu reprezentanta skrajnej prawicy Adama Andruszkiewicza. Morawiecki, autor doktryny o Polsce jako bijącym sercu Europy postanowił na kilka miesięcy przed wyborami wzmocnić swoją drużynę o wiecowego pogromcę „pedalskiej warszawki” i „europejskiego lewactwa”.
Polska wysyła Rosji czeczeńskiego dysydenta
3. „Wbrew międzynarodowej opinii, Polska aktywnie pracuje nad wydaniem czeczeńskiemu reżimowi człowieka, któremu grożą tortury i śmierć” – donosi Onet.pl i prezentuje bulwersujące fakty na temat działalności naszej administracji. Rząd wie o sprawie od dawna i nie reaguje. W świetle wartości chrześcijańskich, oświeceniowych, europejskich, lewicowych, prawicowych, jakichkolwiek przyzwoitych – ludzkich po prostu – sytuacja jest skandaliczna i kompromituje rząd w Polsce i Polskę na świecie na potęgę.
4. Jakby tego było mało, czeka nas jeszcze wizyta przywódcy skrajnej prawicy we Włoszech, wojowniczo nastawionego do Unii Europejskiej Matteo Salviniego i sojuszniczo do Rosji, który spotka się z przywódcami naszego państwa. Jak podaje dziennik „La Repubblica” celem spotkania jest zainicjowanie sojuszu przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Powiedziałem Niemcom, że Tusk to reprezentant Niemiec
5. I wreszcie minister Jacek Czaputowicz. Druga obok Morawieckiego europejska twarz rządu to wyważony, wzięty spoza polityki ekspert, powołany do poprawienia relacji z Unią Europejską i ocieplenia wizerunku rządu za granicą. Rzadko udziela większych wywiadów. Tym razem najwidoczniej pozazdrościł inwencji twórczej Antoniemu Macierewiczowi i w wywiadzie dla „Polski the Times” postanowił sam zmasakrować Unię Europejską, Parlament Europejski, Komisję Europejską, prezydenta Rady Europejskiej, szefa Komisji Europejskiej, wiceszefa komisji europejskiej, Niemców i Francję. Każdy został o coś oskarżony.
POLECAMY: Przeszłość i przyszłość Sikorskiego
Jedną wiązankę nasz szef dyplomacji puścił w stronę samej Unii i sojuszników: „We Francji łamane jest prawo europejskie, a KE przymyka na to oko. (…) aktualne jest cały czas tłumaczenie Jean-Claude Junckera, który pytany o to, dlaczego KE pozwala na łamanie przez Francję wspólnych zasad dotyczących wysokości deficytu budżetowego, odpowiedział: „Bo to Francja. (…) W Parlamencie Europejskim przepadł wniosek o dyskusji na temat demokracji we Francji – po tym, jak tamtejsze władze brutalnie tłumiły protesty „żółtych kamizelek”. Komentowanie przeze mnie spraw wewnętrznych innego państwa byłoby niestosowne. Chociaż widziałem, w jaki sposób francuska policja potraktowała uczniów w jednej ze szkół. (…) Komisja Europejska – która powinna stać na straży prawa europejskiego – taką sytuację akceptuje”.
A drugą wiązankę minister spraw zagranicznych przygotował dla Donalda Tuska, którego uważa nie za reprezentanta Polski tylko „reprezentanta Niemiec” w Radzie Europejskiej. Jako powiernika swoich obrażonych uczuć patriotycznych Czaputowicz wybrał – co może trochę zaskakiwać – Niemca, szefa Bundestagu Wolfganga Schäuble: „Nie ulega wątpliwości, że Polska została potraktowana w sposób bezprecedensowy. By to zobrazować zapytałem Wolfganga Schäuble, jak by się czuł, gdyby to Polska decydowała o tym, kto ma reprezentować Niemcy w instytucjach europejskich. Nic, a milczenie wskazywało, że zrozumiał istotę problemu”. Z pewnością zrozumiał istotę problemu. Czaputowicz tylko nie wie, że to on jest tym problemem. Schäuble, jak już standardowo postępuje dziś każdy polityk niemiecki, współczująco milczy, słuchając tego, co mówią do niego reprezentanci naszego rządu.
Kto nie dba o Europę
To, co Jarosław Kaczyński albo Antoni Macierewicz mówią o Donaldzie Tusku, Czaputowicz też mówi i jeszcze w to szczerze wierzy. Dla niego Tusk to naprawdę reprezentant Niemiec, dlatego z najlepszą intencją nas przestrzega: „Zapewne będą podejmowane próby narzucenia interpretacji, że Donald Tusk był przedstawicielem Polski. Nie byłoby to jednak zgodne z rzeczywistością. Drugi powód ma charakter wewnętrzny. Uznanie, że Tusk nie był reprezentantem Polski, lecz – powiedzmy – Niemiec, może utrudnić mu powrót do życia politycznego w naszym kraju”. Takie wywody oczywiście Tuskowi mogą tylko ułatwiać życie, a nie utrudnić.
POLECAMY: Bijące serce Europy. Ale kogo?
A co rozumie nasz minister z polityki zagranicznej gwaranta naszego bezpieczeństwa prezydenta USA Donalda Trumpa, który nie dalej jak wczoraj ogłosił, że: „Nie powinienem być popularny w Europie. Chcę tylko, żeby Europa płaciła. Nie dbam o Europę”? Czaputowicz interpretuje politykę amerykańskiego przywódcy tak: „Wzmocnienie sojuszniczych więzi jest jednym z priorytetów polityki zagranicznej prezydenta Trumpa”.
Bijące serce Europy poznamy w maju
Na tej samej sprzeczności stoi cała polska polityka zagraniczna. Im więcej hurapatriotyzmu Kaczyńskich, Morawieckich, Andruszkiewiczów, tym słabsza Polska. Im więcej obrażonych sojuszników, tym gorzej dla naszej obronności. Im częściej przedstawiciele rządu wpadają na takie pomysły, jak zapytać niemieckich polityków, co sądzą o tym, że była lub obecna opozycja w Polsce to namiestnicy Niemiec, tym częściej Polska zamiast upragnionego podziwu wywoływać będzie współczucie.
Pocieszające jest tylko to, że wszystkie te inicjatywy prowadzą Prawo i Sprawiedliwość do eurowyborów. Umiarkowany wyborca, którego PiS postanowił odzyskać, z pewnością stęsknił się za Antonim Macierewiczem, nie może się nacieszyć z nacjonalisty Andruszkiewicza w rządzie, chętnie przywita neofaszystę Matteo Salviniego i wyśle czeczeńskiego dysydenta na tortury do Moskwy. A w wolnej chwili sprawdzi u ministra Czaputowicza, który z polskich polityków jest Niemcem i co na ten temat myślą sami Niemcy. I jeśli nie udusi się z zażenowania, to w maju pokaże naszym przywódcom „bijące serce Europy”.
6 stycznia 2019
Andrzej Markowski-Wedelstett: Czy premier powinien szczekać?
Od wielu lat w polskim parlamencie z coraz większym obrzydzeniem obserwuję potyczki, a właściwie chamskie pyskówki pomiędzy naszymi posłami i senatorami. Są nie tylko nieokrzesane, ale głównie prostackie, często ordynarne, bez cienia krzty finezji, ciętej, rzetelnej, niechby nawet humorystycznej riposty.
Wielu, pewnie większość posłów-interlokutorów, stosujących argumenty niżej pasa, ktoś, kiedyś usiłował kształcić i zapewne przez pomyłkę obdarzył stopniami naukowymi, nawet tymi z górnych półek.
Dawniej profesorzy, doktorzy, adwokaci, nawet zwykli magistrowie i urzędnicy stanowili tzw. klasę średnią, więc zaliczali się do inteligentów. Zresztą bywali inteligenci mogący się szczycić zaledwie minimalną edukacją, rolnicy, zwykli robotnicy. Potrafili zdrowo myśleć i wiedzieć co to godność i kultura osobista. Brzydzili się kłamstwem, fałszem, hipokryzją… Po prostu stosowali dziesięcioro przykazań niezależnie od wyznawanej wiary lub nie w takiego czy innego Boga.
Dlatego często wracam myślami do czasów już mocno historycznych, żałując dawno zakazanych lub zapomnianych możliwości stosowania według mnie wielce sprawiedliwych restrykcji, charakteryzujących się surowymi represjami w stosunku do łamiących ustanowione prawo lub zwyczaje.
Czyż nie godniej i dostojniej by było, gdyby dr (sic!) Kaczyński, zamiast urządzać w sądzie publiczną żenadę, wyzwał byłego prezydenta Wałęsę na pojedynek z dwoma sekundantami w jakimś ustronnym lesie i tam sobie do siebie z pożytkiem dla społeczeństwa postrzelali?
Albo, gdyby niejaką panią Beatę S., co to cudem jakimś wypsnęła się z worka, chcąc sprawdzić właściwość jej racji, jacyś mnisi spławili ją z obciążeniem w głębokim stawie? Ma rację – nie utonie, myli się – utonie…
W starożytności, ale nie tylko, przyczyną pojedynków nie były sprawy osobiste. Toczyły się o dobro publiczne. W Hiszpanii, za panowania Alfonsa VI (1065-1109), takim sposobem rozstrzygnięto właśnie spór natury publicznej: pojedynek miał zadecydować, czy Kościół przyjmie liturgię mozarabską, czy rzymską… Walki gladiatorów na rzymskich arenach, nie były pojedynkami. Zmuszano ich do walk, by dawali krwawe widowiska i ponurą rozrywkę.
Średniowieczne prawo germańskie dopuszczało stosowanie w postępowaniu sądowym tzw. ordaliów, sądów bożych, prowadzonych wobec oskarżonych o przestępstwa kryminalne celem wykrycia ich winy lub dowiedzenia niewinności. Ordaliami były najwymyślniejsze próby, np. próba rozpalonego żelaza.
Jeżeli oskarżony cudem przeżywał przypiekanie rozżarzonymi do czerwoności cęgami wybranych fragmentów ciała, był niewinny. Ale taki sam wynik tej próby u oskarżonej o czary, w czasach św. inkwizycji, świadczył o winie: przeżyła dzięki pomocy sił nieczystych…
W praktyce, osoba, w stosunku do której toczyło się postępowanie sądowe, podczas jednej, czy kilku prób przechodziła katusze i najczęściej umierała na skutek np. szoku pourazowego, upływu krwi, niemożności oddychania. Obojętnie, była winna, czy nie. Innymi pierwowzorami dzisiejszego wariografu, to m.in. próba pławienia, gotowania, próba komunii, próba krzyża…
Próba pojedynku sądowego oparta była na przekonaniu, że sprawiedliwy Bóg nigdy nie dopuści do skazania niewinnego. Odbywała się w obecności sędziów i zebranej gawiedzi według określonych reguł.
Z treści zachowanych dokumentów wynika, że zezwolenie na ordalie po raz pierwszy wydał król Burgundów, Gundebald, w roku 501. Król duński, Frothon III, twierdził, że „spory powinno się rozstrzygać mieczem; szlachetniej jest, aby mężowie rozprawiali się przy użyciu broni, a nie mieląc językiem”.
Pojedynkami w średniowieczu były turnieje. Traktowano je jako zabawę. Wprawdzie dopuszczano do walki broń tępą, ale, bywało, że i ostrą. Ta rozrywka wyższych stanów niejednokrotnie kończyła się tragicznie, zranieniem, a nawet śmiercią.
Przekazywane legendy, a także strofy pisanych i śpiewanych, sentymentalnych poematów, opiewały bohaterskie czyny niezwyciężonych, błędnych rycerzy, przemierzających Europę w poszukiwaniu godnych rywali, by potykać się z nimi dla sławy. Tu należy wspomnieć celtycką legendę o królu Arturze i jego dwunastu rycerzy okrągłego stołu, a także bohatera opowieści Cervantes’a, Kichote — staczających liczne pojedynki w obronie sprawiedliwości, cnoty i honoru.
Tu nasuwa się analogia i smucąca mnie refleksja do dzisiaj. Posłanka PiS-u, Krystyna P., słaba kobieta, sama musiała bronić w sądzie swojej cnoty przed napastującym ją Jerzym O. Na kilka tysięcy członków partii rządzącej nie znalazł się ani jeden rycerz, by na ubitej ziemi stanąć w jej obronie z mieczem lub choćby z kijem w dłoni.
Ale wróćmy w dawne czasy. Rozpowszechniające się stosowanie prochu i wynalezienie broni palnej doprowadziło do zasadniczych zmian w uzbrojeniu rycerskim. Ciężkie pancerze i miecze, długie niewygodne kopie, zastąpione zostały broniami lżejszymi. Przeciwnika można już było dosięgnąć z odległości.
W XVI w. pojawił się rapier, o długim, cienkim i ostro zakończonym brzeszczocie. Rapier miał wyjątkowo wygodny uchwyt, z rodzajem kosza, chroniącym rękę przed cięciami. We Włoszech i w Hiszpanii, tamtejsza szlachta doszła do mistrzostwa w „robieniu” tą ulubioną przez siebie bronią.
Ojczyzną szpady dworskiej, bardzo lekkiej, często wymyślnie ozdabianej, była Francja drugiej połowy XVII w. W walce, przy użyciu tych dwóch białych broni, nie decydowała siła fizyczna, ale zręczność i szybkość w jej operowaniu.
Pojedynki na pistolety stały się modne dopiero w XIX w. Pociągnęły za sobą duży wzrost śmiertelności. W walkach na białą broń jedna, czy kilka powierzchownych ran nie musiały eliminować przeciwnika. Rany postrzałowe natomiast były na ogół ciężkie i często kończyły się śmiercią. Tak zakończył życie rosyjski poeta, A. Puszkin, w 1837 r., E. Galois, Francuz, twórca nowoczesnej teorii równań algebraicznych, w 1832 r., czy niemiecki działacz socjalistyczny, F. Lassalle, w 1864 r.
Wiek XIX charakteryzował się również pomysłowością odbywanych pojedynków. Do absurdalnej walki doszło w 1803 r. nad paryskimi błoniami. Nad, bo w powietrzu… Niejacy Peeck i Granpierre wznieśli się na balonach i wystrzelili wzajemnie z muszkietów do powłok swoich balonów. Balon Peecka, trafiony celnym pociskiem pękł, a jego pasażer spadł na ziemię. Oczywiście zginął.
Pierwszym, który zezwolił na odbywanie honorowych pojedynków, był król francuski, Henryk II. W 1547 r. ogłosił odpowiedni akt. Natomiast już jego syn, król Karol IX, do pojedynków był wrogo usposobiony. W 1566 r. wydał edykt, uznający je za zbrodnię majestatu. Groziła kara śmierci. Rozkaz króla nie przyniósł spodziewanych skutków.
Następca Karola IX, Henryk Walezy, zezwolił na pojedynkowanie się tylko w jego obecności. Za panowania Henryka IV, we Francji zginęło blisko 8.000 osób.
Początek wieku XVII przyniósł tragiczniejsze żniwo: w pojedynkach zabitych zostało ponad 30.000 osób. Była to liczba większa od ilości poległych w niejednej ówcześnie prowadzonej wojnie.
Pojedynkom nie zdołały położyć kresu ani groźba kary śmierci, ani infamie, ani kara wygnania, ani klątwy kościelne. W czasach Ludwika XIV pojedynkowały się już kobiety.
Światłe kręgi społeczeństw zawsze uważały takie rozstrzyganie sporów za nonsens. Kościół i kolejni papieże zdecydowanie je potępiali, jako sprzeczne z boskim przykazaniem. Wichman, arcybiskup magdeburski, zgodnie z uchwałami soboru w Walencji, z 855 r., odmawiał pogrzebu chrześcijańskiego tym, którzy polegli w pojedynkach. Kościołowi szli w sukurs panujący z woli Boga, np. królowie Franków, Dagobert II i Karol Wielki, także cesarz niemiecki, Henryk II…
W XIII w. przeciwko ordaliom wystąpili papieże Aleksander III i Celestyn III. Mimo to, np. prawo saksońskie pojedynki usankcjonowało, także magdeburskie i szwabskie. Cesarz Rudolf II okazał pobłażliwość: w 1609 r. wydał Henrykowi Lotaryńskiemu przywilej zezwalający na odbywanie pojedynków tylko w jego obecności na obszarze między Mozelą a Renem. Zdecydowanie przeciw pojedynkom wystąpił sobór Trydencki. Także król szwedzki, Gustaw Adolf, surowo karał ich uczestników.
W nowszych czasach, w XIX w., do przeciwników tego barbarzyńskiego zwyczaju należeli również Polacy: generał-poeta, Franciszek Morawski i historyk, Joachim Lelewel. Niemiecki filozof, A. Schopenhauer w swoich „Aforyzmach” zalecał pojedynkowiczów publicznie chłostać. W 1891 r. papież, Leon XIII, skierował do biskupów austriackich i niemieckich encyklikę, w której definiował pojedynek jako podwójną zbrodnię — zabójstwa i samobójstwa.
Najwcześniej zabrakło pojedynków w Anglii. Zatwierdzony przez parlament dekret królowej Wiktorii przewidywał, że oficer, który kogoś obraził i nie wyraził gotowości naprawienia krzywdy, musiał opuścić korpus oficerski. Dymisję otrzymywał i ten oficer, który przeprosin nie chciał przyjąć.
Znacznie gorzej sprawa przedstawiała się w innych krajach. Kiedy oficerowie austriaccy odmawiali dawania satysfakcji z bronią w ręce, oficerski sąd honorowy nakazywał im opuszczać szeregi wojska. Podobnie działo się w Prusach.
A jak te sprawy toczyły się w Polsce?
Zwyczaj pojedynkowania się Polacy przyjęli z zachodnim prawem feudalno-rycerskim. Prawo magdeburskie zalecało i pojedynki, i tortury. W znalezionym w Elblągu średniowiecznym rękopisie odczytano traktat o ordaliach, dopuszczających próbę pojedynku. Przepisy w tej sprawie ustanawiały, że jeżeli do walki stanąć mają chłopi, mieli się bić pałkami, jeśli chłop wyzwał do odpowiedzialności rycerza, bronią musiały być miecze, natomiast gdy rycerz chłopa pozwał, obaj mieli używać pałek.
Podkomorzy krakowski, Gniewosz z Dalewic oskarżył królową Jadwigę o zdradę. W obronie jej czci i godności odezwał się Jaśko z Tęczyna, a z nim stanęło dwunastu rycerzy. Przed sądem podczas rozprawy Gniewosz przyznał, że jego zarzut był potwarzą i prosił o wybaczenie. Nie chcąc narazić królowej na niepewny wynik pojedynków, sąd skazał Gniewosza na… odszczekanie obrazy. Skazany usadowił się natychmiast po werdykcie pod ławą w izbie sądowej i publicznie, szczekając głośno, trzykrotnie wyznał, że co powiedział przeciw królowej, było fałszem.
Pomyśleć, co by się działo przed ostatnimi wyborami do samorządów, gdyby skazany przez sądy za kłamstwa premier Morawiecki musiał publicznie, mozoląc się pod ławą sejmową, odszczekiwać swoje fałszywe wyznania… Nie miałby czasu na sprawowanie swoich zasadniczych zajęć (z pożytkiem dla państwa!).

Obrazić honor polskiego szlachcica można było byle jakim słowem.
Marszałek nadworny litewski, Mikołaj Radziwiłł skarżył się w drugiej połowie XVI w. Zygmuntowi Augustowi, „iż wiele popełnianych zabójstw usprawiedliwia się pojedynkami” i domagał się ustanowienia prawa „przeciw stosowaniu tego barbarzyńskiego zwyczaju”. Na nic zdały się jednak uchwały, podjęte w tej sprawie na sejmie koronacyjnym Zygmunta III Wazy, ani podobne, na Litwie.
No cóż, do dzisiaj w Polszcze nie wiele znaczą najdoskonalsze nawet prawa, jeśli nie postępuje za nimi egzekucja. Egzekucja, niestety, od wieków stanowi najsłabsze ogniwo jurysdykcji w Rzeczypospolitej. Szlachta, w związku z tym za nic miała sejmowe uchwały i pojedynkowała się dalej, z imieniem Boga na ustach, po gościńcach i zajazdach, w obozach wojskowych i sejmikach. Coś z tego dotrwało do dzisiejszej Polszczy: nie tylko kmiotki, ale i najwyższe władze wycierając sobie ustawicznie imieniem ojczyzny przepełnione hipokryzją i kłamstwami usta co rusz, niby w imieniu ludu, łamią nie tylko ustanowione niższe prawa, ale i tę najpierwszą, zasadniczą ustawę.
Bogobojni Polacy wstrzymywali się jednak od pojedynkowania, ale tylko… w soboty, święta i w dni poświęcone Matce Boskiej.
Ulubioną bronią Polaka, w takich walkach, była szabla. Także strzelano do siebie pistoletami. Niekiedy w pojedynku brały udział obie te bronie. Szable wyrabiano w pospolitych kuźniach. Jej rękojeść miała graniasty pałąk oraz metalową pętelkę, zwaną paluchem, przytwierdzoną do rękojeści i służącą do pewniejszego uchwytu przez włożenie w nią wielkiego palca. W XVIII w. do szabli dodano szeroki ażurowy furdyment, gardę, skutecznie chroniącą dłoń przed zranieniem.
Modnym strojem ówczesnych awanturników były kaftany i długie rękawice ze skóry łosia, a także wysokie czapki na drucianych rusztowaniach, chroniących przed cięciami głowę.
Za czasów Sasów uwielbiano pojedynkować się na koniach i strzelając z pistoletów. Kto zliczył ile koni, Bogu ducha winnych, zginęło przy okazji?…
I w dobie stanisławowskiej zabijano się, „dając sobie pola”.
W roku 1766 odbył się jeden z najsłynniejszych w dziejach pojedynków: Giovanni Casanova contra Franciszek Ksawery Branicki, powód — kobieta.
Siekano się i dziurawiono w wojsku kościuszkowskim i w Legionach J. H. Dąbrowskiego.
W czasach Królestwa Polskiego głośnym echem przeleciała wieść o waśni księcia Adama Czartoryskiego z generałem Ludwikiem Pacem zakończonej walką. Powabnym powodem była ręka panny Anny Sapieżanki.
Pojedynkowali się także tułacze Wielkiej Emigracji.
Masowo i zaciekle, w XIX w., zaczęli siekać się członkowie niemieckich korporacji studenckich. Trafiali się bursze, bardziej dumni z gęby pokancerowanej bliznami, wyniesionymi z pojedynków, aniżeli z dyplomu ukończenia uczelni.
Nasi akademicy, podczas studiów zagranicznych szybko dali się wkręcić w te śmiertelne tryby, zgodnie z dewizą Polaka: co złe, to smakowite.
Pierwsze reguły pojedynków zaczęto spisywać w XVIII w. Krążyły one, w odpisach, wśród zainteresowanych. W 1777 r., zasady tego rodzaju walk, składające się z 25 artykułów, ułożyła angielska szlachta, mieszkająca w Irlandii. Jednak aż do pierwszej połowy XIX w. wiele walk odbywało się z pominięciem jakichkolwiek reguł.
Opracowania jednolitych przepisów podjął się w 1836 r. paryski „Jockey-Club” zlecając tę pracę hrabiemu Chateavillardowi.
Pierwszy kodeks postępowania biorących udział w pojedynkach ukazał się drukiem pod tytułem „Essai sur le duel”. Rozpowszechnił się nie tylko we Francji, stał się kodeksem międzynarodowym, obowiązującym od Pirenejów do Uralu, a także wzorem dla lokalnych opracowań, w różnych krajach. Pierwszym Polakiem, który podpisał się swoim nazwiskiem pod takim zbiorem praw, był Józef Naimski. Pracę „O pojedynkach” wydał w Warszawie, w 1881 r. Sto kilkanaście lat temu wyszedł drukiem we Lwowie „Pojedynek, jego reguły i przykłady” Witolda Bartoszewskiego. W tym samym roku, 1899, znakomity skądinąd słynny krytyk literacki i publicysta, Wilhelm Feldman, wydał we Lwowie „Kodeks honorowy i reguły pojedynku”.
Największą popularnością cieszył się „Polski kodeks honorowy” Władysława Boziewicza. Pierwszy raz ukazał się w 1919 r.
Czy jego zasady są stosowane również w naszych czasach? Chciałbym.
Naturalna selekcja posłów, senatorów, czy prezesów przeróżnej maści, i innych naszych „kochanych” politycznych lub z politycznego nadania elit, może by wyłoniła ludzi dobrze wychowanych, kulturalnych, rozumnych, pragmatycznych, ogólnie uczciwych… Ale nasi politycy, ci — co rusz trafiani literą prawa są bardziej zestresowani gilotyną kodeksu, niż — choćby w najmniejszej mierze — przygotowani do rozumienia pojęcia HONOR?
Andrzej Markowski-Wedelstett
Urodzony w 1936 roku dziennikarz popularnonaukowy. Z wykształcenia matematyk. Długoletni wykładowca szkół wyższych.
STAN GRY: Zaremba cytuje badania o liberanych wyborcach PiS, GW o działaczach partyjnych PO i N we wrocławskich spółkach, GPC entuzjastycznie o Salvinim, Lubnauer w Oku: Koalicję Europejską trzeba budować od nowa, bo PO zabrakło wyobraźni
— PARTIE WYSTAWIAJĄ SUTRYKOWI RACHUNEK ZA POPARCIE – JACEK HARŁUKOWICZ W LOKALNEJ GW: “Dariusz Kowalczyk (PO) został z nowym rokiem prezesem miejskiej spółki Wrocławskie Mieszkania. – To cena, jaką prezydent Sutryk musi zapłacić za poparcie tej partii w wyborach. W magistracie jest cała lista osób, których zatrudnienia domaga się nie tylko Platforma, ale i Nowoczesna – słyszymy w urzędzie. (…) Chętnych do „brania współodpowiedzialności za współrządzenie miastem” jest więcej. Jak słyszymy nieoficjalnie, Platforma oczekuje, że zatrudnienie w magistracie znajdą m.in. szefowa jej klubu w radzie miejskiej Ewa Wolak (chciałaby kierować Wrocławskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli) i przewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej w sejmiku Marek Łapiński. Z jej nadania kierownictwo w należącym do miasta Śląsku objął w grudniu Piotr Waśniewski (dotychczasowy prezes klubu Marcin Przychodny został prezesem Stadionu Wrocław)”.
http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,24333486,partie-wystawiaja-rachunek-za-poparcie-sutryka.html
— WYBORCY PIS SĄ INNI NIŻ JEGO REPREZENTANCI – PIOTR ZAREMBA W RZ CYTUJE WEWNĘTRZNE BADANIA – WZROST TROSKI ELEKTORATU PIS O PRAWORZĄDNOŚĆ: “Sami politycy PiS wciąż jednak komentują między sobą badania robione na ich zlecenia – takie, które nie są podawane do publicznej wiadomości. A jest co komentować. Okazuje się, że wyborcy PiS są trochę inni niż ich reprezentanci. W listopadzie 2018 roku aż 54 proc. wskazywało jako podstawową zaletę idealnych przywódców: „troszczą się o praworządność”. Była to najpopularniejsza wśród nich cecha świata polityki. Zdecydowanie dystansująca np. „skuteczność w rozwiązywaniu problemów społecznych” (ledwie 34 proc.) czy „stwarzanie równych szans dla wszystkich” (28 proc.)”.
— WAGA PRAWORZĄDNOŚCI SKOKOWO WZROSŁA – DALEJ ZAREMBA W RZ: “Tymczasem to między lipcem a listopadem waga problemu praworządności gwałtownie wzrosła wśród pisowskiego elektoratu (z 38 do 54 proc.). W roku 2015 wskazywało go zaledwie 22 proc. wyborców prawicy. Tak jakby także do zwolenników PiS zaczęły trafiać – do pewnego przynajmniej stopnia – przestrogi wciąż skądinąd bardzo u nich popularnej Unii Europejskiej. W każdym razie takiej interpretacji nie można wykluczyć”.
— ZAREMBA O KOSZTOWNYCH AWANTURACH: “Rewolucja jako narzędzie utrwalania wpływów instytucjonalnych zderzyła się ze skutecznym oporem instytucji europejskich. Trudno się z nim zmagać bez coraz kosztowniejszych awantur – szczególnie zdradliwych, gdy i na prawicy większość jest „za Europą”. Koniunkturalny elektorat PiS, ten, który poparł prawicę nie z powodu szukania historycznych i ideologicznych satysfakcji, nie oczekuje już kolejnych prezentów socjalnych, a w każdym razie coraz mniej w nie wierzy. Oczekuje za to spokojnego konsumowania stabilizacji”.
— ELEKTORAT PIS JEST DUŻO BARDZIEJ LIBERALNY JEŚLI CHODZI O WIARĘ – ZAREMBA CYTUJE BADANIA PARUCHA: “Na rozmaitych spotkaniach wewnętrznych pisowscy analitycy na czele z prof. Waldemarem Paruchem ujawnili, że elektorat prawicy jest dużo bardziej liberalny w poglądach na wiarę i obyczaje niż jego polityczna reprezentacja. Z tego wynikło gwałtowne cofnięcie się w sprawie aborcji (większość tych wyborców jest za aborcyjnym kompromisem). Co jednak począć z informacją, że nawet w sprawie związków partnerskich ten elektorat coraz bardziej się waha? A popiera obóz Kaczyńskiego zapewne z innych powodów”.
https://www.rp.pl/Plus-Minus/301039962-Prawica-pod-sciana-O-co-Polacy-zapytaja-PiS.html&template=restricted
— KOALICJĘ TRZEBA BUDOWAĆ OD NOWA BO PLATFORMIE ZABRAKŁO WYOBRAŹNI – KATARZYNA LUBNAUER W ROZMOWIE Z PIOTREM PACEWICZEM W OKU: “Mogę odpowiedzieć – sądzę, że także w imieniu SLD i PSL, z którymi prowadzimy rozmowy – że zależy nam na jak najszerszej koalicji. Budujemy ją od podstaw. Bo Koalicja Obywatelska stworzona przeze mnie i Schetynę na wybory samorządowe spełniła swoją rolę. Pokazaliśmy, że dzięki współpracy można wygrywać. Daliśmy nadzieję Polakom. PiS okazał się śmiertelny. Ale grudniowe wydarzenia oznaczają, że PO nie zamierzało jej kontynuować. Mam wrażenie, że zabrakło im wyobraźni. Dlatego Koalicję Europejską trzeba budować od nowa, na pełnym zaufaniu”.
— WŁODZIMIERZ CZARZASTY O TYM, ŻE BIEDRONIOWI NIE DA SIĘ NIC WYTŁUMACZYĆ – w rozmowie z Pacewiczem: “Do końca stycznia jest czas na decyzję. Jeżeli Biedroń idzie osobno – a jemu nie da się już niczego wytłumaczyć, zresztą on już chyba sam nie wie, czy jeszcze jest lewicowy – to grozi nam masakra między koalicją liberalną a PiS, nie chciałbym zostać razem z Biedroniem starty na miazgę przez dwa duże bloki. Na pewno nikt nikogo na lewicy nie oszuka. Decyzja należy także do Partii Razem – czy zgodziłaby się iść w koalicji z PO. Tak czy inaczej eurowybory to plac manewrowy przed parlamentarnymi, można sprawdzić warianty. W styczniu trzeba podejmować decyzje, w lutym układać listy”.
https://oko.press/skazani-na-schetyne-kosiniak-kamysz-za-kopacz-za-czarzasty-za-lubnauer-za-nowacka-za/
— MARCIN FIJOŁEK O TEZIE PARUCHA O 10% NIEZDECYDOWANYCH WYBORCÓW: “Przyznaję, że ponura to teza, zakładająca, że układ sił na polskiej scenie politycznej jest w zasadzie zabetonowany, a ewentualne korekty (choć i czasem głębokie resety, jak w roku 2015) dokonywane są wyłącznie na poziomie emocji. Myślę, że to zresztą słowo-klucz nadchodzącego roku, także, a może zwłaszcza czasu tuż przed ciszą wyborczą, kiedy wielu wyborców podejmuje decyzję, na kogo odda swój głos. I to dlatego Prawo i Sprawiedliwość obiera nieco bardziej złagodzony kurs na rok wyborczy (i to podwójnie). Z badań wynika bowiem, że to właśnie jest najbardziej oczekiwane zarówno przez wyborców traktowanych jako całość, jak i samych zwolenników PiS”.
— FIJOŁEK O TYM JAK PIS WYCIĄGA WNIOSKI Z TEZY PARUCHA ORAZ O DZIWNYCH NOMINACJACH PERSONALNYCH: “Nie przesądzam, czy teza postawiona przez prof. Parucha jest w stu procentach prawdziwa i dokładna (zwłaszcza jeśli chodzi o odsetek, nazwijmy to, labilnych wyborców) w szczegółach, ale nie można jej lekceważyć. A przede wszystkim – wyciągnąć wnioski. Unikanie niepotrzebnych negatywnych emocji, irytacji wyborców i zakodowania się w sercach i umysłach części z nich jako partia od dziwnych nominacji personalnych wydaje się bardzo prostym, logicznym wnioskiem po przyjęciu tej strategii. A tymczasem wciąż jawi się to jako zadanie trudne do realizacji, wręcz mission impossible”.
https://wpolityce.pl/polityka/428173-zakladnicy-10-procent-kaprysnych-i-labilnych-wyborcow
— GPC NA JEDYNCE ENTUZJASTYCZNIE O SALVINIM: Z ZIEMI WŁOSKIEJ DO POLSKI.
— PAWEŁ WROŃSKI O FLIRCIE PIS Z EUROPEJSKIMI RADYKAŁAMI NA KANWIE DONIESIEŃ O PRZYJEŹDZIE SALVINIEGO: “Obóz Kaczyńskiego wyraźnie gra na nowe rozdanie w europarlamencie i w Komisji Europejskiej po majowych wyborach. Dlatego w kraju są mu potrzebni narodowcy i rozczarowani członkowie klubu Kukiz’15. Dlatego za granicą potrzebny jest mu Salvini wspierający ruch The Movement Steve’a Bannona. Były strateg polityczny Donalda Trumpa wyznaczył sobie za cel rozbicie Unii. Włoch to zręczny polityk, który chce stworzyć sojusz wszelkiej maści populistów i „trumpistów”. I ma na to duże szanse z racji słabości tradycyjnych europejskich partii i dzięki wsparciu trolli Władimira Putina, którego od lat podziwia. Teraz może uzyskać wsparcie Kaczyńskiego, który czuje się odrzucony i wzgardzony przez Europę”.
http://wyborcza.pl/7,75398,24333484,bratanki-prezesa-kaczynskiego.html
— SYLWIA CZUBKOWSKA W TEKŚCIE GW O ANDRUSZKIEWICZU CYTUJE POLITYKA PIS: “- Ale nie będę zaskoczony, jeżeli okaże się, że nic nie dostanie. Może przypiszą mu jakiś jeden czy dwa najmniej znaczące departamenty na odczepnego. Albo zostawią coś nieszkodliwego i nieważnego, jak zarządzanie gabinetem politycznym i kontakty z parlamentem – rozważa jeden z polityków PiS”.
http://wyborcza.pl/7,156282,24333100,co-moze-zrobic-nam-minister-andruszkiewicz-nie-za-duzo.html
— RAFAŁ WOŚ W TYGODNIKU POWSZECHNYM O STREFIE EURO BEZ ZŁUDZEŃ: “Cóż więc zrobić z tą nieszczęsną eurojajecznicą? Czy da się ją jakoś odjajeczniczyć? Oczywiście. Po pierwsze, należy zacząć o wspólnej walucie rozmawiać zupełnie inaczej niż dotychczas. W sposób mniej histeryczny i zideologizowany. Bez histerii, że każda zmiana w logice działania euro to niechybny koniec Europy i jakieś nowe mroki średniowiecza. Warto zrozumieć, że jest dokładnie odwrotnie. To kurczowe trzymanie się euro w obecnej formie musi prowadzić do dalszej erozji projektu opartego na pięknych ideach solidarności międzynarodowej Schumana i Moneta”.
— WOŚ O TYM, ŻE PRZYZWYCZAILIŚMY SIĘ TRAKTOWAĆ UE JAK UTOPIĘ: “Wiem, że dla wielu czytelników wszystkie te argumenty mogą być z początku zbyt wielkim obrazoburstwem. Nie ma się czego wstydzić. Jesteśmy w Unii od niedawna, a nasze do niej wchodzenie przypadało na okres, gdy na europejskim niebie świeciło słońce. Nic dziwnego, że przyzwyczailiśmy się traktować Europę jako współczesną spełnioną utopię. Projekt polityczny, który zawsze sunie we właściwym kierunku. Tylko że życie to nie jest bajka. Nie jest nią również 20 lat historii euro”.
https://www.tygodnikpowszechny.pl/przypalona-eurojajecznica-157094
— KIEDYŚ CHOCIAŻ PRYWATNIE ROZMAWIALIŚMY – KRZYSZTOF LISEK w rozmowie z Elizą Olczyk w RZ: “W latach 2005–2007 PiS rządziło twardą ręką w Sejmie i przekraczało granice, ale przynajmniej prywatnie normalnie ze sobą czasem rozmawialiśmy. Dzisiaj ludzie, którzy znają się od lat z czasów Solidarności, przestali sobie mówić dzień dobry. W wielu krajach, gdy zmienia się rząd, to następcy mówią do poprzedników: możecie nominować kilka osób z byłego rządu na ambasadorów. Czy może pani sobie wyobrazić taką sytuację dzisiaj w Polsce?”
https://www.rp.pl/Plus-Minus/301039958-Krzysztof-Lisek-Slawomir-Nowak-nie-powinien-tak-mowic-o-Lechu-Kaczynskim.html
— TEGO DNIA W 2005 – Dotychczasowy minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz został marszałkiem Sejmu, zastępując Józefa Oleksego, który podał się do dymisji po uznaniu go przez sąd za kłamcę lustracyjnego. Nowym ministrem spraw zagranicznych został Adam Daniel Rotfeld
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/komorowscy-wija-sobie-nowe-gniazdko/ngmgrjx
— URODZINY W WEEKEND: SOBOTA: Michał Lorenc Jr, Maria Bnińska, Marcin Dobski, Krzysztof Luft, Przemysław Gdański, NIEDZIELA: Elżbieta Radziszewska, Jan Widacki, Grzegorz Szymański, Maciek Żakowski.
Najnowsze komentarze