Nowe afery PiS. Aferalność, genom partii Kaczyńskiego

28 Sty

KGHM Polska Miedź SA to firma z udziałem skarbu państwa o dochodach ponad 20 mld zł. Nic więc dziwnego, że jest ona łakomym kąskiem dla każdej nowej władzy. Jednak PiS, przeszło wszelkie granice, obsadzając najważniejsze w niej stanowiska swoimi ludźmi w skali do tej pory niespotykanej.

Gazeta Wyborcza opisuje sytuację w której mówi się, że „nieoficjalnym kadrowym” firmy jest wiceprezes PiS i szef struktur na Dolnym Śląsku, Adam Lipiński. To podobno dzięki niemu stanowisko prezesa otrzymał Krzysztof Skóra, a dyrektorem technicznym, zajmującym się dostarczaniem infrastruktury teleinformatycznej dla kombinatu i spółek zależnych został jego chrześniak, Karol Kos. W centrali pracuje też ojciec Kosa, bliski przyjaciel Lipińskiego. Obaj panowie, Skóra i Kos znajdują się na tzw. liście Misiewiczów czyli osób powołanych na odpowiedzialne stanowiska mimo braku odpowiednich  kwalifikacji zawodowych.

Zdaniem autorów artykułu, to właśnie Karol Kos jest odpowiedzialny za próbę ustawienia trzech przetargów na sprzęt i oprogramowanie, na łączną kwotę 3,2 mln zł. To on zlecił ponoć podległemu mu kierownikowi działu zabezpieczeń technicznych i głównemu specjaliście, by pisemnie uzasadnili tryb wyboru wykonawcy, ze wskazaniem na konkretną firmę. Na trop afery wpadły wewnętrzne służby kombinatu. Raport z kontroli, niekorzystny dla Kosa, dotarł do  dyrektora naczelnego COPI, Grzegorza Macha, a ten przekazał go dalej, do  świeżo mianowanego prezesa Marcina Chludzińskiego, również powołanego na to stanowisko dzięki wsparciu Adama Lipińskiego (tak twierdzi Gazeta Wyborcza).

„Nagrodą” za ujawnienie ustawionych przetargów było zwolnienie Grzegorza Macha z pracy. Jak twierdzi jeden z rozmówców Gazety Wyborczej, to „był spory szok, bo to fachowiec ściągnięty z rynku. Był wielokrotnie nagradzany za pracę dla kombinatu”. Według Chludzińskiego, Mach został zwolniony ponieważ nastąpiły rozbieżności „w ocenie jego funkcjonowania w COPI i zaangażowania w powierzone zadania 

Dzisiaj prezes Chludziński  twierdzi, że nie ma pojęcia o całej tej sprawie, Kos za dobrą pracę otrzymał umowę na czas nieokreślony, a KGHM złożyło do prokuratury wniosek o popełnienie przestępstwa przez Grzegorza Macha, twierdząc, iż jest podejrzenie „przekroczenia uprawnień i wyrządzenia szkody majątkowej o znacznej wartości”.

Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali sześć osób w śledztwie dotyczącym doprowadzenia Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A. do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia znacznej szkody majątkowej.

Wśród zatrzymanych jest były szef gabinetu politycznego MON Bartłomiej M., były członek zarządu spółki PGZ S.A. Radosław O., były parlamentarzysta Mariusz Antoni K., a także trzej byli pracownicy MON oraz spółki PGZ. Wszyscy zatrzymani zostaną przewiezieni do Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu, gdzie usłyszą zarzuty. W związku z zatrzymaniami funkcjonariusze CBA prowadzą przeszukania ponad 30 lokalizacji.

Śledztwo, prowadzone na podstawie materiałów własnych CBA, dotyczy niegospodarności, powoływania się na wpływy oraz fałszowania dokumentów przy okazji zawierania umów przez spółkę PGZ S.A. W ocenie śledczych doszło do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia znacznej szkody majątkowej.

>>>

(„Zapytany przez polityka opozycyjnego na Twitterze, jak długo potrwa reakcja rządu na takie sytuacje, minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński napisał: „Reagować na co?”)

Jeśli ktoś kłamie, to jest kłamczuchem, jeśli kradnie – złodziejem, jeśli oszukuje – oszustem

Walka z mową nienawiści jest wojną obronną, a zatem słuszną i sprawiedliwą. Od tak dawna obrzucamy się błotem oszczerstw, potwarzy i pomówień, że dla wielu to bagienko stało się już środowiskiem naturalnym.  Czas się ratować – oskrobać z podłych intencji i obmyć z nienawistnych słów. Jednak wezwania, by każdy z nas rozpoczął odnowę moralną od siebie, od zaraz i bez warunków wstępnych, uważam za nierealne i niebezpieczne. Słuchając nawoływań o zawieszenie broni i narodowe pojednanie, obłażą mnie wątpliwości, z których nie potrafię się otrzepać.

Jeśli zależy nam na trwałym pokoju społecznym, to przyjąć musimy do wiadomości, że zawieszenie broni nie zakończy się traktatem pokojowym, póki rozpalać się będą lokalne walki i potyczki. A będą, nawet gdyby wszystkich harcowników przenieść na tyły, do taborów. Bo nie wierzę w dobre intencje wszystkich walczących, tak jak nie wierzę w przyzwoitość na zawołanie. Cisza na froncie to znakomita okazja dla cynicznych watażków, którzy wykorzystując uczciwość przeciwnika przejmują inicjatywę i kontynuują swoją wojenkę wmawiając światu, że oni strzelają wyłącznie ślepakami i tylko na wiwat. Będą nadal toczyć swoje bitwy poprzez najemników, wynajętych wyznawców i wyznaczonych funkcjonariuszy.

Na szczytach władzy słychać nawoływania do narodowej zgody i porozumienia. I na tym samym oddechu rządzący dopowiadają, że przemysł pogardy jest produktem Platformy. Okazuje się, że wojnę polsko-polską rozpoczął Donald Tusk, zniesławiając wyborców PiS niewyobrażalną kalumnią: „moherowe berety!”, wobec której jakieś tam „zdradzieckie mordy”, „mordercy” oraz „komuniści i złodzieje” to tylko usprawiedliwiona reakcja obronna. Dzisiaj PiS zaprasza opozycję na rozmowy pokojowe, a w tle słychać wyraźnie tętent nadjeżdżającej kawalerii i rżenie koni jeźdźców Apokalipsy.

Na sobotnim zebraniu partyjnym z udziałem dowiezionych samorządowców prezes Kaczyński dokonał niebywałych odkryć, że oto Polska jest podzielona, a podział ten prowadzi do wydarzeń, które jednak nie powinny mieć miejsca – sugerując jednocześnie, kto za to odpowiada . Pan premier zawtórował swojemu przełożonemu, kolejny raz wyliczając, czego to poprzedni rząd przez 8 lat nie zrobił, po czym opowiedział o „przezwyciężaniu spuścizny porozbiorowej”(!) i z braku przekonujących sukcesów skupił się na wyzwaniach przyszłości – o wyzywaniach w przeszłości nie wspominając. Wcześniej wicemarszałek Terlecki obsobaczył zaproszoną na „rokowania” opozycję, która ośmieliła się zarzucić TVP – uczciwej przecież i obiektywnej jak nigdy dotąd – że kłamie i podgrzewa nienawistne nastroje.

To jednak ledwie pstryczki i żartobliwe przekomarzania wobec furii wyznawców Kaczyńskiego w mediach wspierających PiS. W jednym z tygodników dostępnych na pocztach, w supermarketach, na stacjach benzynowych i wszędzie tam, gdzie nie sprzedaje się „Gazety Wyborczej”, przeczytać można wielki tekst o źródłach języka pogardy. Kilka cytatów: „Ta cała nienawistna jazda bez trzymanki trwa od 2005 roku (…), a kulminacja tego politycznego i propagandowego zezwierzęcenia nastąpiła po tragedii smoleńskiej”.  I dalej: „Przecież ta swołocz i hołota nie uszanowała nawet żałoby po ofiarach tragedii smoleńskiej…”. Teraz już można gładko przejść od Smoleńska do Poznania: „przedstawiciele totalnej opozycji na widok niewinnie przelanej krwi zachowali się jak stado szakali, które tę krew poczuło i w jakimś dzikim amoku ruszyło do ataku”. Dalej jest o „ludzkiej mierzwie”, która z premedytacją zdeptała wolę rodziny Adamowicza, aby tylko „po trupach do władzy”. Wygląda na to, że autor, niejaki Mirosław Kokoszkiewicz, sam sobie odpowiada na tytułowe pytanie „Kto zasiał nienawiść?”

Nie są to bynajmniej najbardziej wyraziste przejawy pogardy dla myślących inaczej i reagujących samodzielnie. Spore zainteresowanie wyborców PiS wzbudził wywiad Aldony Zaorskiej z Grzegorzem Braunem, który jest nie tylko reżyserem i publicystą, ale również nauczycielem akademickim. Zdaniem tego pana morderstwo Adamowicza to kolejne niewyjaśnione zabójstwo. Kolejne, bo „w III Rzeczpospolitej takie rzeczy zdarzają się wręcz seryjnie”. Braun sądzi, że to wydarzenie bardzo przysłużyło się tym, którzy głoszą, że w Polsce demokracja jest zagrożona i gdyby nie zdarzyło się naprawdę, to „na użytek tej antypolskiej narracji trzeba by je wymyślić”. Uniwersytecki wykładowca informuje ponadto, że zabójstwo Pawła Adamowicza to w konsekwencji wielka wspólna operacja propagandowa opozycji i WOŚP Jerzego Owsiaka, bo morderstwa dokonano „na ołtarzu świeckiej religii, podczas celebracji tego dorocznego obrzędu”. Braun nie omieszkał też zawiadomić, że ofiara mordu to „prominentny przedstawiciel opcji niemieckiej, chętnie wpisujący się w żydowskie narracje propagandowe i w neomarksistowskie projekty seksualizacji nieletnich”…

Czytelnikom, którzy w tym miejscu wzruszą ramionami, bo pan Braun jest postacią groteskową i marginalną, zwracam uwagę, że nasza scena polityczna aż roi się od podobnych postaci, a każdego dnia jesteśmy świadkami wydarzeń, które jeszcze niedawno uznalibyśmy za marginalne i groteskowe, a dziś albo ich już nie dostrzegamy, albo traktujemy je z pełna powagą. Nie jestem katastrofistą i też żywię mocne przekonanie, że ostatecznie dobro zwycięży. Problem tylko – jak dożyć tej chwili?

Myślę, że zanim zabierzemy się za bratanie, zanim wypijemy bruderszaft przechodząc  z warknięć  stworzeń animalnych na „Pan”(i „Pani”), powinniśmy zdefiniować wyraźnie, czym jest język pogardy oraz czym mowa nienawiści nie jest. Bo walka o życzliwą debatę publiczną rodzi pewne zagrożenie: może okazać się niebezpieczna dla prawdy. Wraz z oczyszczającą kąpielą łatwo wylać prawdę – tę rozumianą jako osąd zgodny z rzeczywistością. Jeśli ktoś kłamie, to jest kłamczuchem, jeśli kradnie – złodziejem, jeśli oszukuje – oszustem. Kim będą ci ludzie, jeśli zabraknie nam słów precyzyjnie określających ich działanie i motywy, bo te dotychczasowe uznamy za obraźliwe? Jeśli wojna z mową nienawiści sprowadzi się do eliminacji ze słownika debaty publicznej wybranych wyrazów i do relatywizowania negatywnych ocen ludzkich poczynań, to nie tylko stracimy trzeźwy osąd. Co gorsza – pozwolimy by ci, przeciw którym wojna się zaczęła, opanowali nasze dowództwo i sztab generalny.

Dlatego publiczne nazwanie premiera Morawieckiego kłamcą, prezesa Kaczyńskiego oszustem, eksministra Macierewicza hochsztaplerem, albo wicemarszałka Terleckiego cynikiem i politycznym graczem, powinno pozostać zwyczajną diagnozą tak długo, dopóki nie dopiszemy do niej szyderczych przymiotników. A poza tym niech mowa nienawiści zginie i przepadnie. Niech służy tylko badaczom niektórych form i przejawów epistolarnej twórczości, charakteryzującej polski dyskurs publiczny I połowy XXI wieku.

(fragment)

Afera KNF jest groźna dla wiarygodności polskiego systemu bankowego.

Wszystko do tej pory w aferze KNF jest zbieżne z aferą Rywina. Według „Wyborczej”, Chrzanowski miał zeznać, że rozmawiał z bankierem Czarneckim z inspiracji Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Afera Rywina była ostatecznie klęską samego Rywina, SLD i polityków tej partii. Afera KNF jest rozleglejsza – jak rozległa personalnie, nie wiemy – ale przede wszystkim jest groźna dla wiarygodności polskiego systemu bankowego, bo Glapiński to konstytucyjny (nieusuwalny w trakcie kadencji) prezes banku centralnego.

Glapiński sam nie ustąpi. Jeżeli zeznania Chrzanowskiego są prawdą, to Jarosław Kaczyński może uruchomić skuteczne narzędzie, aby Glapiński podał się do dymisji. Może, lecz nie musi. Koszty poniesie PiS w roku wyborczym, czy zatem prezes PiS na to pójdzie? Raczej, a w zasadzie na pewno nie.

Jaka z tego w tej chwili może być sformułowana konkluzja? Otóż SLD miał Rywina i grupę trzymającą władzę, Platforma osławione ośmiorniczki, a PiS ośmiornicę i wszyscy wiemy, kto w niej trzyma wszechwładzę. Ta afera z Chrzanowskim i Glapińskim kiedyś zostanie ujawniona. Oby nie za późno dla Polski.

>>>

Tekst dostępny tutaj. Warto, warto przeczytać >>>

Jedna odpowiedź to “Nowe afery PiS. Aferalność, genom partii Kaczyńskiego”

  1. Hairwald 28 stycznia 2019 @ 17:14 #

    Reblogged this on Holtei i skomentował(a):

    Jutro ma wybuchnąć największa afera w historii PiS.

Dodaj komentarz