Morawieckiemu nic się nie udało przez rok, pokornie wykonywał wyroki Kaczyńskiego

12 Gru

Rada do Spraw Ogólnych UE, czyli szefowie MSZ-tów państw unijnych, odbyli kolejna rundę dyskusji o stanie praworządności w Polsce i na Węgrzech. Na tę okazje Komisja Europejska przygotowała dokument podsumowujący, jak do tej pory Polska wywiązywała się z unijnych zaleceń w sprawie wymiaru sprawiedliwości poddanego „reformie” PiS.

Portal OKO.press zdobył ten dokument. Wynika z niego, że jedyne, co Komisja wita z zadowoleniem, to cofnięcie „wycinki” sędziów, który ukończyli 65 lat, z Sądu Najwyższego i NSA. Reszta rekomendacji dotyczących Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa i sądów powszechnych nie została zrealizowana, a sytuację w polskim wymierzę sprawiedliwości Komisja ocenia źle.

KRS największym problemem

Z dokumentu wynika, że największym problemem jest w tej chwili Krajowa Rada Sądownictwa. To jej działalność sprawia, że w pozostałych dziedzinach – poza sytuacją w Trybunale Konstytucyjnym – dzieje się źle. KRS obsadza bowiem wolne miejsca sędziowskie w Sądzie Najwyższym, sądach administracyjnych i powszechnych, sama będąc ciałem – jak stwierdza Komisja – nieodpowiadającym europejskim standardom z powodu sposobu, w jaki pozbyto się z niej sędziów: przerywając kadencję, i sposobu, w jaki wybrano nowych: przez posłów.

Przypominamy władzy, na czym polega członkostwo w UE

Komisja podkreśla, że aby KRS spełniała standardy niezależności, większość osób w niej zasiadających powinna być wybrana przez sędziów. Tymczasem teraz w KRS nie ma ani jednej takiej osoby. Komisja zauważa, że obsadzanie stanowisk sędziowskich jest przez to upolitycznione, co widać po sposobie obsadzenia np. Izby Dyscyplinarnej w SN, gdzie trafiło wielu zaufanych prokuratorów ministra-prokuratora Ziobry.

Czy Komisja Europejska zaskarży ustawę o KRS?

Wydaje się, że taka ocena KRS powinna skłonić KE do zaskarżenia ustawy o KRS do Trybunału Sprawiedliwości UE: skoro KRS nie spełnia, zdaniem Komisji, standardu niezależności, i skoro jej powoduje upolitycznienie sądów, to znaczy, że jej działalność jest toksyczna dla całego wymiaru sprawiedliwości.

Z tego dokumentu nie wynika jednak, że Komisja zamierza zaskarżyć KRS. Choć odnotowuje, że polski NSA zadał w tej sprawie pytanie prejudycjalne do TSUE. Jednak praktyka pokazuje, że TSUE znacznie sprawniej i bardziej zdecydowanie bierze się za sprawy kierowane przez Komisję, niż za pytania prejudycjalne. Żadne z kilkunastu pytań polskich sądów w sprawie „reform” PiS nie wyszło jeszcze poza etap tłumaczenia na unijne języki.

Czy Trybunał Sprawiedliwości może oceniać polskie sądownictwo?

Tymczasem KRS działa. Mimo, że sama siebie zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego jako niekonstytucyjną. W czasie, gdy Rada do Spraw Ogólnych obradowała o Polsce, przed KRS trwał konkurs na wolne miejsca sędziowskie do Sądu Rejonowego dla Warszawy. Konkurowali o miejsca m.in. referendarze, którzy po kilka lat przepracowali w tym sądzie i skończyli Krajową Szkołę Sądów i Prokuratury, z urzędnikami z ministerstwa. Zespoły oceniające rekomendowały urzędników. Nikt tym nie jest zresztą zaskoczony, bo od początku działalności tej Rady rekomendowane są osoby z polecenia władzy, a odrzucane te, które mają pozytywną opinię kolegiów sądów.

Strategia lwa czy strategia lisa?

Z czego jeszcze nie wycofał się PiS

W swoim dokumencie Komisja Europejska zwraca też uwagę, że rząd nie wycofał się ze skargi nadzwyczajnej, czyli możliwości zaskarżenia wyroków – z dwudziestu lat wstecz – które nie tylko są prawomocne, ale przeszły nawet przez Sąd Najwyższy. Komisja martwi się, że może to dotyczyć także wyroków TSUE. Nie zauważa jednak, że przede wszystkim może to służyć do zmiany orzeczeń wydanych przez nie zdominowane przez PiS izby Sądu Najwyższego: Karną, Cywilną i Pracy, przez wybraną politycznie Izbę Spraw Nadzwyczajnych.

KE odnotowuje też, że rząd nie wycofał się z czystki wśród prezesów sądów. A także, że nie wdrożył rekomendacji dotyczących Trybunału Konstytucyjnego: by dopuścić do orzekania w nim trzech sędziów wybranych przez poprzedni Sejm i by opublikować trzy zaległe wyroki TK jako wyroki, a nie jako „rozstrzygnięcia TK wydane z naruszeniem przepisów”. Dopomina się też, by prezesa TK wybrać w zgodnej z prawem procedurze (Julia Przyłębska została wybrana na podstawie przepisów, które w tym czasie jeszcze nie weszły w życie, i bez uchwały sędziów TK o przedstawieniu jej kandydatury prezydentowi).

Komisja Europejska nie została więc „ugłaskana” wycofaniem się PiS z „wycinki” sędziów SN i NSA. Podtrzymuje swoje zalecenia. Pytanie, czy o ich realizację zamierza się starać w procedurze politycznej: przez debaty i wymianę stanowisk, co przed dwa i pół roku było nieskuteczne, czy też zastosuje procedurę sądową: zaskarżenie do TSUE, które okazało się skuteczne.

Z jednej strony PiS boi się Amerykanów, którzy są właścicielami TVN, i boi się też Niemców, do których należy u nas część wydawnictw prasowych. Jednak z drugiej strony Kaczyński, Morawiecki, Glapiński wydali już wyrok na wolne media w Polsce i każdy przypadek krytyki traktują jako atak, którego silna władza tolerować nie może.

I dlatego – mimo całej opowieści o „łagodzeniu wizerunku rządu Morawieckiego przed wyborami” – zdecydowano się na frontalne zaatakowanie polskich dziennikarzy. Władza ma nadzieję, że składając przeciw nim dziesiątki pozwów sądowych i uruchamiając prokuraturę, zdoła ich zastraszyć i zniechęcić do opisywania w roku wyborczym kolejnych pisowskich afer. Natomiast z kapitałową oraz instytucjonalną „dekoncentracją” w mediach – czyli z faktycznym zbudowaniem w Polsce węgierskiego czy rosyjskiego „ładu medialnego” – Kaczyński kazał poczekać na drugą kadencję.

Ten scenariusz wydawał się ludziom prezesa PiS szatańsko genialny. W rzeczywistości okazał się pułapką. Kaczyński uwierzył w swoje własne wyobrażenie o „cynicznych i pozbawionych wszelkich zasad zachodnich kapitalistach”, którzy nie będą bronić zatrudnionych przez siebie dziennikarzy. Stało się zupełnie odwrotnie. Uderzenie w dziennikarzy TVN skończyło się wizerunkową katastrofą rządu, czyli interwencją administracji Trumpa zaalarmowanej przez amerykański biznes, że Kaczyński i Morawiecki rozpoczęli Putinowską fazę szantażowania prywatnego kapitału – w tym kapitału zaangażowanego w media.

Tym żyła Polska w 2018 roku. Przeczytaj nasze rozmowy z autorami najważniejszych materiałów dziennikarskich tego roku w ramach cyklu „Najważniejsze historie 2018”.

Pozew bez ryzyka

Większość procesów z dziennikarzami i politykami opozycji pisowska władza przegrywa. Pomimo to dziennikarze i media są zasypywani coraz większą liczbą pozwów i w przypadku przegranej ryzykują własne pieniądze na pokrycie niebagatelnych kosztów procesowych oraz jeszcze większych kosztów ewentualnej kary czy publikacji przeprosin. Tymczasem składający pozwy PiS-owcy nie ryzykują niczego. Za ewentualną przegraną NBP nie zapłaci bowiem Adam Glapiński, ale wszyscy Polacy – łącznie z tymi, którzy też chcieliby wyjaśnienia afery KNF i ujawnienia prawdziwych zleceniodawców jej byłego prezesa. Podobnie to my, podatnicy, opłaciliśmy koszty pozwów składanych przez MON, a ludzie lokujący swoje pieniądze w SKOK-ach płacą za pozwy osłaniające Grzegorza Biereckiego.

PiS nie tylko niczego nie ryzykuje, składając pozwy przeciwko dziennikarzom, ale też na nich zarabia. Sprawy wytaczane przez różne instytucje pisowskiej władzy są obsługiwane przez kancelarie prawicowych adwokatów, którzy często działają w PiS, startują w wyborach z list Prawa i Sprawiedliwości albo są po prostu zatrudniani w instytucjach władzy.

Eliza Michalik na koduj24.pl pisze przykrywaniu afery KNF przez Ziobrę.

W państwie PiS minister sprawiedliwości usprawiedliwia bandytów, którzy niemal zabili człowieka.

Słowa Zbigniewa Ziobry pod adresem Wojciecha Kwaśniaka to miara tego, czym stało się państwo i jego instytucje pod rządami PiS: sprawnym aparatem, chroniącym dobre imię i interesy partii kosztem bezpieczeństwa ludzi i bohaterów, stających w ich obronie. Jeśli jak ja lubicie westerny Sama Peckinpaha wiecie, o czym mówię: odważny i samotny szeryf, walczący z narażeniem życia z zakłamanym i skorumpowanym systemem zawsze w końcu wygrywa, ponieważ ludzie go kochają i ostatecznie to właśnie oni, przełamując swój strach i nieufność przyłączają się do niego, zapewniając mu zwycięstwo. A buta i bezczelność bandziorów zostaje ukarana, choćby na początku nic tego nie zapowiadało.

Wiem, powiecie, że życie to nie film. A jednak. Pod wieloma względami to, co od trzech lat dzieje się w Polsce, bardzo przypomina lata 90 lub, jeśli kto woli, klimaty z początków Dzikiego Zachodu. Dziwne niejasne interesy i powiązania na styku polityki i biznesu, nepotyzm, czasem noszący znamiona korupcji, afery, policja i służby na usługach władzy, bardziej niż ściganiem bandytów zajęte tropieniem demokratycznej opozycji i wykonywaniem politycznych zleceń – i nieprawdopodobna kasa, płynąca pod stołem do szczęśliwców, mających farta, że znają kogo trzeba, sypiają z kim trzeba, są dziećmi kogo trzeba lub po prostu są we właściwym układzie towarzysko – polityczno – biznesowym. I bezczelni, pozbawieni skrupułów politycy władzy, kłamiący w żywe oczy, którym już nawet nie chce się udawać, że w ich pracy chodzi o coś innego niż własny, kolegów i partii interes.

I w tym właśnie, paradoksalnie, widzę szansę na polityczny zwrot akcji w Polsce. W aferze KNF i SKOK-u Wołomin, której wyjaśnienie jeszcze przed nami. W którą, jak mówi samotny na razie szeryf Wojciech Kwaśniak, zamieszanych jest wielu polityków.

Zbigniew Ziobro o brutalnym pobiciu, niemal zabiciu byłego wiceszefa KNF tak powiedział w TVP 1: – „Być może Wojciech Kwaśniak został zaatakowany, bo Komisja Nadzoru Finansowego przez lata rozzuchwalała przestępców”. Jak sądzę, minister Ziobro spodziewał się prostego „przykrycia” afery KNF „aferą Kwaśniaka” (a mógł się spodziewać, ponieważ do tej pory media dawały się niestety najczęściej łapać na podrzucane im przez partie tematy zastępcze) – tym razem jednak się przeliczył.

Bo Kwaśniak pobity, niemal zabity na zlecenie jednego z członków władz SKOK Wołomin za to, że jego praca realnie zagrażała gangsterskim interesom, stał się bohaterem narodowym i wzorem uczciwego urzędnika, niezłomnego i nieprzekupnego, zaś wypowiedzi i działania atakujących go działaczy i posłów PiS budzą powszechne oburzenie. Tym razem media zupełnie nie kupiły propagandowej bajeczki, że bandziory niemal zabiły Wojciecha Kwaśniaka za to, że za wolno wprowadzał zarząd komisaryczny, który miał im uniemożliwić dalsze wyprowadzanie kasy.

Zresztą słowa Ziobry były skandaliczne także z powodu, na który zwrócił uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich dr Adam Bodnar: – „To była wypowiedź urzędnika państwowego usprawiedliwiająca bandytów, którzy pobili człowieka”.

Długą drogę przeszedł PiS – od partii, która swój wyborczy sukces zawdzięcza zapowiedziom zero tolerancji dla przestępców, do partii, której minister sprawiedliwości usprawiedliwia bandytów, którzy niemal zabili człowieka. A wyborcy już to zauważyli.

Bo być może życie to nie film i być może przez powszechne chamstwo i bezczelność władzy wszyscy staliśmy się trochę mniej wrażliwi na przejawy krzywdy i bezprawia. Wierzę jednak, że ta odrobina sprawiedliwości, żeby stanąć po stronie dzielnego człowieka, który niemal stracił życie, broniąc nas i uczciwości instytucji państwa przeciw zepsutemu i skorumpowanemu systemowi chroniącemu przestępców, jeszcze w nas została.

Krystyna Kofta na koduj24.pl pisze o przestępcach i chorym Kaczyńskim.

Chory prezes Kaczyński pokazuje się coraz rzadziej. Jest słaby. W Jachrance usiłował zdyscyplinować swoich podwładnych Mają mieć dzienniczki, uważać co mówią, nie używać wulgaryzmów. Pawłowicz się na to wypięła i gada co jej plwocina na język przyniesie. Widząc, że prezes zapada na zdrowiu, jego ludzie „rozzuchwalają się”, PiS przez lata pozwolił się im rozzuchwalić.

Jarosław Kaczyński nie był na urodzinach Rydzykowego radia. Nie wiadomo czy z powodów dyplomatycznych, czy stanu zdrowia. Rydzykowe bractwo stawiło się w komplecie. Kler rozkołysany, cały w złotogłowiu. Ojciec Rydzyk występuje z kazaniem. Strzela z ambony ostrymi nabojami jak myśliwy Szyszko.  Występuje otwarcie przeciw decyzjom prezesa wszystkich prezesów. Jego nowa partyjka ma być groźbą dla PiS-u.

Ziobro właściciel haków na wszystkich, siedział na uroczystościach obok swojej rozchichotanej i rozanielonej zarazem koleżanki Kempy. Po powrocie z uczty duchowej, po tych kazaniach, komuniach i znakach pokoju, nabrał sił i znów zabłysnął. Stwierdził, że Wojciech Kwaśniak został pobity prawie na śmierć, bo KNF „przez lata rozzuchwalała przestępców”. Niektórzy uważają, że miał zostać zabity, wtedy nie byłoby kłopotów. Jednak wyżył. To daje ministrowi sprawiedliwości prawo do wypowiadania słów, jakich żaden przyzwoity człowiek by w takiej sytuacji nie użył.

Wojciech Kwaśniak jest prawdziwym bohaterem, autorytetem. Przykładem państwowca za co o mało nie zginął z rąk wynajętych bandytów. Gorsi od tych z metalową pałą są zleceniodawcy. Jeden siedzi, wziął na siebie całą winę. Inni chodzą w glorii, puszą się swoim bogactwem i swoją władzą.

Czy po tym co widzimy i słyszymy, mamy ciągle wierzyć, że Barbara Blida popełniła samobójstwo? Po jej śmierci Beata Kempa z wrodzoną sobie delikatnością powiedziała, że „nikt niewinny nie popełnia samobójstwa”. Prawda, że to ta sama formacja partyjna oraz nie-ludzka co minister nie-sprawiedliwości Ziobro?

Czy nie jest tak, że prezes Kaczyński obawia się „rozzuchwalonych przestępców”, którzy krążą już nad nim jak sępy, czekają aż całkiem osłabnie, żeby wyrwać mu władzę? Czy dlatego jako następcę wybrał zwykłego kłamczuszka Morawieckiego a nie haker-mana Ziobrę, bo się boi, że frakcje się zadziobią? W tym zresztą cała nadzieja!

Waldemar Mystkowski pisze o roku rzadów Morawieckiego.

Równo rok temu Mateusz Morawiecki wymienił Beatę Szydło w roli surogatki premiera Jarosława Kaczyńskiego. Szydło była wyjątkowo przaśna, Morawiecki miał dać PiS-owi nieco poloru, światowości i fachowości.

Wymienił na początku bardzo nielubianych ministrów Szyszkę i Macierewicza. I na tym zasługi się kończą, choć zapowiadał w expose cywilizacyjne skoki w każdej dziedzinie życia. Ba, „polska polityka musi być ambitna. Dryfowanie, czy płynięcie z prądem to nie jest nasze DNA”.

Co osiągnął przez rok Morawiecki? Jeszcze bardziej pogrążył międzynarodową pozycję Polski, którą poprzedniczka spozycjonowała na dnie. Komisja Europejska skierowała do Trybunału Sprawiedliwości UE skargę kasowania niezależności Sądu Najwyższego. Na te dictum Morawiecki odpowiedział, że ma w małym paluszku kompromisy z instytucjami europejskimi, bo negocjował przyjęcie Polski do Unii Europejskiej. Faktycznie, przyjęta została nowa nowela ustawy o Sądzie Najwyższym, ale nie zadowoliła KE, która nie wycofała pozwu do TSUE.

W zasadzie Morawiecki gasi pożary, które poprzedniczka wywołała bądź wybuchły pod jego rządami, jak słynna ustawa o IPN. Ta postawiła na baczność rządy Izraela i USA, a Morawiecki podkulił ogon i powrócił na kolana.

Skoki cywilizacyjne Morawieckiego okazały się skokami w przepaść. „Arcyważnym zadaniem” miała być poprawa w służbie zdrowia. Lecz kolejki do lekarzy jeszcze bardziej się wydłużyły, leki zaś podrożały. Nie udał się program Mieszkanie+, który nie chce się realizować za pomocą pstryknięcia palcami, bo trzeba mieć pomysły na oryginalne jego rozwiązanie, ponadto szmal i ludzi, którzy go zrealizują.

Morawiecki to mistrz banialuk, rozdymanego ego i zwalania winy na poprzedników. Robiła to Szydło, ale Morawiecki powinien dać spokój wytartej frazie: „a PO-PSL przez 8 lat…” i zapomnieć, trochę czasu minęło. Miało dojść do rewolucyjnej walki z mafiami VAT, ale żadnego procesu rzekomym mafioso nie wytoczono.

Morawiecki obejmował rządy, gdy słupek poparcia sondażowego szczytował i miał się około 50 proc. Po roku zjechał tak, że Koalicja Obywatelska ma tyle samo co PiS – 34 proc. Tendencja jest w dół i nic nie wskazuje, że miałaby się odwrócić.

Przyszła kryska na Matyska Kaczyńskiego – rząd wywala się na aferze KNF, która pokazała, jakie są faktyczne zamiary rządu Morawieckiego i do czego został powołany, mianowicie do stworzenia własnej klasy oligarchicznej. Ważne w tym są dwa sektory – finansowy i medialny.

Medialny – zakulał z powodu zdecydowanej postawy ambasador USA Georgette Mosbacher, lecz widać, że PiS zechce tę przeszkodę obejść i wykupić media. Takim przykładem może być chęć kupienia Radia ZET, które warte jest 220 mln zł. Nabywający bracia Karnowscy w poprzednim roku osiągnęli saldo 3 mln zysku, ale od czego są państwowe banki? Każdy bankowiec na świecie puknąłby się w łeb, lecz w Polsce mamy do czynienia z pierwszym etapem putynizacji. Wszystko pokryje budżet, czyli my wszyscy.

Przez przypadek nie wyszedł geszeft z bankiem za złotówkę z powodu afery KNF. Ale to też postarają się obejść. PiS chce uwłaszczać na państwowym i prywatnym, jak to miało miejsce na Węgrzech. Afera KNF ma swój odprysk, może nawet społecznie groźniejszy niż ona sama, mianowicie upadek SKOK Wołomin i ścigającego tę kasę Wojciecha Kwaśniaka.

Morawiecki swój pierwszy rok rządów kończy aferalnie i zjeżdżając sondażowo. Nie podda się tak łatwo, bo PiS nie jest partią szczególnie zapatrzoną w demokrację. Wiele wskazuje, że Kaczyński postawił na Morawieckiego jako swego następcę, lecz nie wszyscy są z tym faktem pogodzeni, a nawet mają ambicję, by zagarnąć prawicowy elektorat dla siebie.  Do takich należy Ziobro i Duda, to pod nich szyje swoją partię Tadeusz Rydzyk – Ruch Prawdziwa Europa.

Komentarze 3 to “Morawieckiemu nic się nie udało przez rok, pokornie wykonywał wyroki Kaczyńskiego”

  1. Hairwald 12 grudnia 2018 @ 07:57 #

    Reblogged this on Holtei i skomentował(a):

    SKOK Wolomin pogrąża PiS, odprysk afery KNF.

Trackbacks/Pingbacks

  1. Rydzyka ma dobre rady | Hairwald - 12 grudnia 2018

    […] Depresja plemnika […]

  2. PiS skończy jak SKOK Wołomin | Earl drzewołaz - 12 grudnia 2018

    […] Depresja plemnika […]

Dodaj komentarz