PiS organizuje seanse nienawiści w stosunku do Tomasza Grodzkiego, opozycji i społeczeństwa obywatelskiego

7 Sty

Kogo ewentualnie miałby na myśli wielki Honore de Balzac, gdy pisał o zerach poprzedzających nazwisko.

„Niektóre istoty są jak zera. Trzeba im cyfry, która by ich poprzedzała, a wówczas nicość ich nabiera dziesięciokrotnej wartości.”.

Najlepszy plan posegregowania śmieci.

Tomasz Sakiewicz i media, którymi kieruje, rozpoczęły kolejną ohydną kampanię. Tym razem jej celem ma być szkalowanie marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego.

Ta obrzydliwa akcja ma polegać na wysyłaniu marszałkowi kopert. Nagonka na prof. Grodzkiego od kilku tygodni trwa też w kontrolowanych przez PiS państwowych mediach.  – „We wtorek na konferencji prasowej obnażę kłamstwa i pokażę, że to nie jest atak na doktora Grodzkiego, który przez 36 lat lekarskiej praktyki nie miał najmniejszej sprawy o naruszenie etyki czy korupcję. To atak na polski Senat i funkcję marszałka” – zapowiedział w „Gazecie Wyborczej” Tomasz Grodzki.

– „Obrzydliwe. Szczujecie na człowieka. Mało wam śmierci Adamowicza? Jak można tak kłamać, niszczyć czyjeś życie, bez grama dowodów?!”; – „Sakiewicz potrzebuje lekarza lub pozwu”; – „Ciekawe, jakie koperty w sądzie pokażecie. Jak będziecie płakać, gdy przyjdzie zapłacić odszkodowanie za pomówienie w wysokości 1.000.000 zł!”;

– „Gazeto rosyjska, inaczej Was nie można nazwać, bo swym przekazem wpisujecie się w putinowski ton! Jak śmiecie szykanować porządnego człowieka! Z naszych podatków żyjecie, z naszych pieniędzy wydalacie nienawiść! Już niedługo Wasz byt skończy się spektakularnym krachem! To pewne!”; – „Jak Gazeta mająca w nazwie Polska może pisać takie oszczerstwa i głupoty? Czy waszym celem jest jedynie obrażanie wartościowych ludzi i hejtowanie?” – pisali internauci.

Przypominają też Sakiewiczowi pisowskie afery: – „Koperta z nazwiskiem córki leśniczego? Koperta księdza Sawicza? Koperta od pewnego Austriaka? Czy może koperta z zaległymi pensjami dla pana pracowników? Chłopie, ty się na ZPTy zapisz no widzę chorowałeś w szkole i ci prac ręcznych brakuje”.

Zgłosili też wpisy „Gazety Polskiej” i Telewizji Republika administratorom Tweetera jako nękanie marszałka Senatu: – „Mam nadzieję, że Pan Grodzki z mec. Dubois puści was w skarpetkach. Zgłaszam was za nękanie”. Jedna z internautek postanowiła rów

Instytut Ordo Iuris w 2019 roku wnikał coraz głębiej w struktury władzy w Polsce. Widać, że jego celem jest stworzenie szerokiego środowiska, które będzie miało wpływ na polityczne decyzje i kształt polskiego prawa – oczywiście zgodnego z linią ideologiczną religijnych fundamentalistów.

Ordo Iuris dąży do wpływu na obecną władze z rozmachem. Z jego środowiska wywodzi się już dziś:

  • dwóch nowych sędziów Sądu Najwyższego,
  • wiceminister spraw zagranicznych,
  • krajowy konsultant ds. genetyki,
  • członek Rady Narodowego Instytutu Wolności
  • i członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

O Ordo Iuris czytaj tutaj >>>

To już nawet nie jest walka o rząd dusz. Ta została przegrana. To walka o etaty, statystyki, ideologiczny wpływ na szkołę. Jeśli MEN posłucha abp. Skworca, można składać serdeczne wyrazy współczucia katechetom.

Jak młodzież zareagowałaby na przymusową katechezę? Nietrudno się domyślić. Już od lat słychać pojedyncze głosy hierarchów, że z katechezą coś poszło nie tak. Wprowadzenie religii do szkół odarło ją z wymiaru duchowego, doprowadziło do zerwania związku młodych ze swoimi parafiami, w żadnym wymiarze nie wpłynęło na wyznawane wartości ani też nie zwiększyło poziomu wiedzy religijnej. Jednak twarde jądro episkopatu mówi „nie” wszelkim propozycjom zmian.

O młodzieży, która odrzuca katechezę >>>

„Domagamy się uchwalenia przez spółki medialne deklaracji rzetelnego informowania o zmianach klimatu” – czytamy we wspólnym liście środowisk naukowych i organizacji oraz ruchów ekologicznych do mediów. Media liberalne tę misję realizują już całkiem nieźle. Ostoją denializmu jest dziś prasa prawicowa i media prorządowe.

Więcej o apelu do prawicowych mediów w sprawie klimatu >>>

Technologia rozpoznawania twarzy stała się źródłem wielu obaw dotyczących ochrony prywatności. Używane do tego celu oprogramowanie pojawia się w coraz częściej w codziennym życiu: na przejściach granicznych, w samochodach policyjnych, na stadionach, lotniskach, uczelniach. I po prostu na ulicach. Jednak dążenia do kontroli tego zjawiska spotykają się ze stanowczym oporem rządów po obu stronach Atlantyku – piszą Janosch Delcker i Cristiano Lima z POLITICO.

O niebezpieczeństwie technologii „rozpoznawania twarzy” czytaj tutaj >>>

Trzej Królowie z wizytą w Pałacu N.

Role główne:
Kacper – hinduski zwolennik hindutwy
Melchior – irański członek strażników rewolucji
Baltazar – indyferentny światopoglądowo Arab w drodze do Europy
Andrzej – Polak katolik

Statyści:
Agata – żona Andrzeja

Rozmowa odbywa się w Pałacu N., w którym Andrzej podejmuje swoich gości udających się do stajenki. Rozmowa trwa już chwilę, więc mamy za sobą nudne konwenanse powitań.

– „Jakże się cieszę, że Panowie zechcieli odwiedzić przedmurze chrześcijaństwa i kolebkę najwyższych galaktycznych wartości” – Andrzej uśmiecha się trochę, jakby myślami był gdzie indziej, bo pewno jest. – „A jak trafiliście do nas, do serca Europy, w pępek świata?”

– „Nie wiem jak koledzy, ale ja osobiście, jechałem do Niemiec” – Baltazar zerka na pozostałych. – „Wystąpiły chwilowe trudności… musiałem się zatrzymać na kilka dni”.

– „A czemu do Niemiec?” – dziwi się Andrzej. – „Do germańskiego najeźdźcy? Stajenka jest przecież w drugą stronę”. Andrzej odpala Google mapę, żeby się upewnić.

– „Bo w Niemczech dobrze płacą i poza tym jakoś tak mniej obco” – Baltazar orientuje się, że popełnił być może delikatne faux pas, więc dodaje: – „To znaczy nie żeby tu jakoś było coś nie tego, ale jednak oni euro mają i w ogóle, wie Pan”.

– „Euro, euro” – do rozmowy włącza się Melchior strażnik rewolucji islamskiej. – „Wam tylko to w głowie. A gdzie idee, gdzie fundamentalizm, religia i w ogóle duchowość?”

– „No właśnie, gdzie?” – przytakuje Andrzej, po czym dodaje, bo akurat namierzył stajenkę w Google mapach. – „O, mam. Do Betlejemki pięć godzin dziewięć minut, na Kraków trzeba jechać, potem Zakopane, no i trzeba dojść kawałek niestety pod górę…”.

– „Ale po co mamy tam iść?” – pyta nagle Kacper, który do tej pory wydawał się przysypiać.

– „Jak to po co?” – dziwi się Andrzej. – „Po epifanię, po objawienie”.

– „A daj pan spokój z tą epifanią, co ja z niej będę miał?” – Baltazar zaczyna się chichrać.

– „A do Mekki, to po co chodzicie niby?” – Andrzej ciśnie swoje.

– „Ja tam do żadnej Mekki nie chodzę, do Niemiec jadę i nie będę się uganiać za jakimiś marami” – kontruje Baltazar.

– „I dlatego tylko Iran może ocalić świat” – Melchior wstaje gwałtownie jakby szykował się do przemowy, ale nie przemawia.

– „Jaki świat, jaki Iran?” – teraz Kacper dziwi się nie na żarty. – „Kolebka świata jest u źródeł Gangesu”.

– „A nigdy w życiu panie, co pan opowiada?” – Melchior z Iranu jest wyraźnie poddenerwowany. – „Z Gangesu pan do Dżanny nie trafisz”.

– „Do kogo?” – Andrzej sięga po telefon, żeby sprawdzić, ale akurat pisze do niego Leśne ruchadełko na Tweeterze, więc znów gubi wątek.

– „Nie do kogo, a do czego. Do raju oczywiście, między wiecznie młode hurysy” – Melchior zerka na Baltazara i pyta z przekąsem. – „Pan wie, mam nadzieję, o czym mówię?”

– „Wiem, wiem, ale ja na razie do Bremen jadę, miasto portowe, tam też są wie pan te…” – Baltazar uśmiecha się porozumiewawczo do kolegi z Iranu.

– „To oburzające” – Pers traci kompletnie dystans. – „Widzę, że my sami będziemy musieli zaprowadzić mahometański ład na świecie. Cały ten Wasz dżihad to kiszka z wodą jest. Tylko szyici”.

– „Tylko hinduizm” – Kacper przerywa czytanie wedy na FB. – „Nas jest, proszę pana, już tyle w tej chwili, że was czapkami nakryjemy”.

– „Panowie, panowie” – Andrzej odkłada komórkę, bo weszła właśnie Agata, która skarciła go wzrokiem, bo zrobiło się za głośno i nie mogła już oglądać swojego ulubionego programu kulinarnego. – „Przecież do stajenki mieliście iść, do Jezusa, wszyscy poganie muszą się w końcu nawrócić”.

– „A weź pan przestań z tym Jezusem Waszym, przecież to niemowlę jest” – Melchior śmieje się trochę na siłę.

– „Może i niemowlę, ale starsze od Waszego Mahometa o sześćset lat, zresztą przypominam, że jesteście w sercu, w kolebce, w pępku” – Andrzej, najwyraźniej też zaczyna tracić nerwy.

– „A od naszego też niby starsze? Mahabharatę, proszę Pana, zaczęli pisać trzysta lat przed Waszym niemowlakiem, zresztą z mapy widać, że to my jesteśmy pępkiem, a nie Wy, w końcu to u nas ten Wasz cały Eden leżał” – Kacper z Bombaju wyraźnie staje się prowokacyjny.

– „Przepraszam bardzo, ale może i niemowlę mamy młodsze od tej całej Waszej księgi, ale zapowiadał je już Stary Testament, który, jak sama nazwa wskazuje, jest stary” – Andrzej nie daje za wygraną. – „Więc zapraszam do Betlejemki. Tam zrozumiecie, dlaczego my mamy rację”.

– „A stamtąd bliżej do Niemiec będę miał?” – Baltazar najwyraźniej skupiony jest tylko na jednym.

– „Panie Baltazarze, weź pan no się trochę skup” – Melchior z Iranu gani swojego kolegę w wierze, po czym zerka na Andrzeja podejrzliwie. – „Sercem świata to my jesteśmy wedle mojej wiedzy. A swoją drogą to Wasze niemowlę to Żyd jest chyba, o ile mnie pamięć nie myli?”

– „Jak Żyd? Z Zakopanego, z Wiktorówek Żyd, coś pan na głowę upadł?” – obrusza się Andrzej. – „Poza tym jak Żyd, skoro Polska jest Chrystusem narodów”.

– „On był u nas” – ni stąd, ni zowąd do rozmowy powraca Kacper, który wcześniej sprawdzał w specjalnej aplikacji, który z rozlicznych bogów Wisznu ma dziś swoje święto.

– „Kto?” – pyta zdziwiony Andrzej.

– „No ten Wasz cały Jezus, a kto?” – Kacper odpowiada ze złośliwą satysfakcją.

– „Jak był, kiedy?” – Andrzej nie może uwierzyć w taką zuchwałość.

– „No przez te trzydzieści lat, co go nie było, co to niby zbiegł do Egiptu i nikt go nie widział, a on u nas był, nauki pobierał od naszych” – Kacper z sarkazmem wykłada swoją hipotezę.

– „A to ja chyba akurat przez Egipt jechałem” – ciszę przerywa Baltazar, który sprawdzał w telefonie, jak z Zakopanego przejechać do Niemiec. – „Ładny kraj, piramidy, trochę sucho”.

– „No zaraz, ale to co wy w ogóle tu robicie Panowie?” – Andrzej próbuje przypomnieć im cel wizyty.

– „Ja przejazdem jestem” – najszybszy z odpowiedzią jest Baltazar. – „Zresztą już mówiłem. Swoją drogą, może by mi kolega pomógł jakoś przyspieszyć sprawy z tymi Niemcami” – zwraca się do Andrzeja. – „Słyszałem, że ma kolega tu pewne – powiedzmy – wpływy”.

– „Na kierunku niemieckim to akurat najsłabsze” – kręci głową Andrzej.

– „Ja z odzieżą przyjechałem” – przyznaje się hinduski Kacper. – „Mamy tu z żoną kilka sklepów”.

– „Ja, jako strażnik rewolucji mam tu swoje punkty kontaktowe, przyjechałem na spotkanie z kolegami z Hezbollahu” – uśmiecha się Melchior. – „Tak się złożyło”.

– „A gwiazda?” – Andrzej melancholijnie zerka za okno.

– „Gwiazda czego?” – zaciekawia się Kacper, bo jego żona występuje w większości produkcji w Bollywoodzie.

– „Gwiazda na niebie, betlejemska” – Andrzej ciśnie swoje. – „To ona Was tu przecież doprowadziła”.

– „To kwiat taki, dobrze mówię?” – uśmiecha się Kacper, który z racji posiadania sklepów z odzieżą jest najbardziej oblatany.

Andrzej nie może uwierzyć. Przygląda się tamtym, jakby byli z innej planety. Właściwie nie wie, co ma dalej zrobić. W tym momencie do salonu wchodzi Agata.

– „Jadę do Arkadii” – stwierdza bez ogródek. – „Kluczyki to gdzie są?”

– „Jakie kluczyki? Przecież kierowców mamy” – Andrzej czuje się coraz bardziej zagubiony. – „Zawiozą Cię”.

– „Nie, to już wolę sama, jeszcze mi życie miłe” – Agata podchodzi do komody i wyciąga z niej kluczyki do prezydenckiej limuzyny.

– „A do jakiej pani arkadii jedzie, jeśli można wiedzieć?” – pyta nieśmiało Baltazar. – „Do tej słynnej krainy wiecznej szczęśliwości?”

– „Czy ja wiem?” – zastanawia się Agata. – „Wiecznej to może przesada, ale promocje są, więc do końca tygodnia powinno starczyć”.

– „No to ja bym się chętnie zabrał” – wstaje arabski Baltazar, który chce do Niemiec.

– „A to i ja dołączę” – uśmiecha się Kacper, Hindus pachnący kadzidłem. – „Obiecałem mamie buty kupić”.

– „Jak wszyscy, to wszyscy” – dodaje bojownik strażników rewolucji Melchior z Iranu.

– „Ale jak panowie, a Betlejemka, a stajenka, mirra, kadzidło, złoto?” – denerwuje się Andrzej, który dostał wyraźne wytyczne od pewnego księdza z Torunia.

Po chwili w salonie nie ma już jednak nikogo. Wszyscy wyszli, więc Andrzej nie bacząc dłużej na wytyczne, zzuwa kapcie, zakłada buty, porywa pugilares leżący na komodzie i biegiem rusza za nimi.

W końcu Jezus nie zając, a promocje zaraz się kończą.

Dodaj komentarz