Afera NBP – przekręty Glapińskiego dla szparek sekretarek

9 Sty

Trzeba współczuć przedstawicielkom NBP, które musiały „świecić oczami” podczas konferencji prasowej zorganizowanej  „w związku z rozpowszechnianiem nieprawdziwych informacji”. Adam Glapiński, prezes NBP, nie pojawił się, co czytelnik portalu gazeta.pl, pod relacją z konferencji  skwitował westchnieniem ulgi: „Po raz pierwszy jakiś Pisior nie ma odwagi łgać w żywe oczy i rejteruje”.

Bank reprezentowały Ewa Raczko – zastępca dyrektora Departamentu Kadr i Dorota Szymanek, dyrektor Departamentu Prawnego.

Zgodnie z odczytanym na wstępie oficjalnym oświadczeniem „Żaden z dyrektorów NBP nie otrzymuje wynagrodzenia w wysokości 65 tys. zł. Informacje, że tak wysokich zarobków w NBP nie ma przekazaliśmy 12 grudnia. Miesięczne wynagrodzenie w  kwocie 65 tys. zdarzyło się u jednego z dyrektorów. Dyrektorzy w latach 2015-2018 zarabiali na porównywalnym poziomie” – stwierdziła Raczko.

Wyjaśniła też, że według danych GUS wzrost wynagrodzenia w sektorze bankowym wyniósł ok. 6 proc. Tymczasem pensje w NBP urosły o ok. 3 proc.

Pytana o zarobki pani Wojciechowskiej oświadczyła:

„Miesięcznego wynagrodzenia z PIT-u z pani Wojciechowskiej nie podam, bo jest nieprzygotowane w oświadczeniu. Mogę powiedzieć, że nie zarabia rewelacyjnych 65 tys. zł miesięcznie” – wyjaśniła.

Ujawniając przy okazji uśrednione pensje na stanowiskach dyrektorskich w NBP poinformowała, że: wynagrodzenie brutto na stanowisku dyrektora wyniosło w 2014 r. 38098 zł, w 2015 r. 37110zł, w 2016 r. 37381 zł, w 2017 37069 zł, w 2018 r. 36308 zł..

Wyjaśniła też, że sposób planowania i poziom wynagrodzeń, wielkość środków na wynagrodzenia planowana jest corocznie w ramach odpowiedniej ustawy, podkreślając, że zasady wynagradzania ustalił zarząd w 2010 roku.

Z całą mocą podkreśliła ponadto, że pieniądze na wynagrodzenia nie pochodzą z budżetu, ale są wypracowane przez NBP np. z różnic kursowych. Raczko przypomniała, że to NBP zasila budżet państwa każdego roku.

Do konferencji doprowadziła publikacja „Gazety Wyborczej”, która napisała, że Martyna Wojciechowska, dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP, może zarabiać nawet 65 tys. zł miesięcznie (z bonusami i premiami). OKO.press twierdzi natomiast, że uposażenie Wojciechowskiej może być nawet o 11-12 tys. zł wyższe. Zainteresowanie budzą też zarobki Kamili Sukiennik, dyrektorki gabinetu prezesa NBP, które mogą być zbliżone do tych Wojciechowskiej.

Wobec tej sytuacji Platforma Obywatelska przedstawiła projekt ustawy, na mocy której jawne byłyby oświadczenia majątkowe członków zarządu Narodowego Banku Polskiego oraz osoby zajmujące w NBP kierownicze stanowiska.

Wyjaśnień żąda wicepremier Jarosław Gowin, a Jan Maria Jackowski, senator PiS chce potwierdzenia pensji i zakresu obowiązków współpracowniczek prezesa Adama Glapińskiego. I tylko prezydent  po prostu zazdrości, co szczerze wyznał podczas spotkania z mediami

Z kolei poseł PiS Bartosz Kownacki zauważył: „Te siatki płacowe były dużo wcześniej przyjęte i nikt nigdy ich nie kwestionował” – powiedział, lekceważąc doniesienia medialne jakoby  zarobki podczas kadencji Marka Belki były 2-3 razy niższe niż obecnie.

Dodaj komentarz