Kaczyński, przed sąd! Ty amoralny człeku

27 Mar

„Weryfikacja” – pod takim tytułem ukazał się najnowszy spot wyborczy Platformy Obywatelskiej. Przypomina on kontrowersyjne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego z ostatnich lat i tym sposobem zachęca Polaków do pójścia na wybory oraz „należytego” głosowania.

Całość zaczyna się od „gołębiej” postawy prezesa, przypominającego o tym, że „rządzący nie dzielą Polaków”, a potem już tylko z górki:

„my jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam gdzie stało ZOMO”- słyszymy. Dalej tylko gorzej i gorzej: „to nie są ludzie, którzy mają sprawne głowy”; „bo jesteśmy panami, w przeciwieństwie do innych”; „najgorszy sort Polaków”; „mordy zdradzieckie, kanalie, aferzyści, gangsterzy” itd.

W tak czytelnej formie Platforma kieruje jasny przekaz do liberalnego wyborcy: „Nie daj się oszukać. Przed nami wielki wybór”- woła.

Kiedyś było może trochę oględniej, ale do historii przeszły negatywne spoty „Oni pójdą na wybory, a ty?”, „schowaj babci beret” itp…

Wszystko dla mobilizacji swojego własnego elektoratu i przyciągnięcia do siebie choć części wyborców niezdecydowanych.

W mediach społecznościowych politycy Koalicji Europejskiej mają używać od dziś hashtagu #WielkiWybór.

„JK nie odebrał wezwania do zwrotu 50 tysięcy. Pomimo dwukrotnego awizo. W przyszłym tygodniu kierujemy sprawę do sądu” – napisał na Twitterze Roman Giertych. Do wpisu dołączył zdjęcie nieodebranej przez Jarosława Kaczyńskiego przesyłki.

Chodzi o zwrot 50 tysięcy złotych, które austriacki biznesmen Gerard Birgfellner przekazał prezesowi PiS. W prokuraturze pod przysięgą Austriak zeznał: – 7.02.2018 r. w godz. 15-17 przekazałem kopertę, a pan Kaczyński z kopertą wszedł do swojego pokoju, gdzie pan Sawicz już siedział. 50 tys. zł w 100 zł banknotach”. Sawicz to ksiądz, członek Rady Fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. Jego zgoda była niezbędna, aby spółka Srebrna mogła rozpocząć przygotowania do budowy dwóch wież w Warszawie. 50 tys. zł pochodziło z prywatnych środków Birgfellnera.

 „Może trzeba było napisać Jaśniepan? Dajcie sobie spokój z polskim wymiarem sprawiedliwości pod kierownictwem Zbigniewa ZERO”; – „Na kaczystowskie sądy nie ma co liczyć. Lepiej było od razu zwrócić się do prokuratury w Wiedniu”; – „Należy dostarczyć list przy pomocy gońca. Może odbiorca pomyśli, że to znowu jest kasa i odbierze. Najlepiej w świetle kamer”;

„Miejcie litość dla ,,słońca ” narodu. Chłopina taki ,,niematerialny”, podarte buty, wytarty garnitur… Dajcie spokój, z czego Jarosław ma oddać?”; – „Nie odbiorę Pańskiej przesyłki i co Pan mi zrobisz?” W takim świecie żyje Jarek” – komentowali internauci.

A majowe i jesienne wybory nie będą walką do pierwszej krwi, ale wojną totalną.

Politycy PiS nie atakują osób LGBT i nie wracają do kultu smoleńskiego, bo są nienormalni czy też nagle zwariowali. Pomijając pojedyncze przypadki, nie ma w tym odrobiny szaleństwa i fanatyzmu, wyłącznie czysty pragmatyzm. To strategia – bo zwycięstwo PiS w majowych i jesiennych wyborach zależy głównie od tego, czy PiS uda się przekonać Polaków, żeby zapomnieli o aferach, a skupili na tym, że zagraża nam wojna cywilizacji, najazd zdegenerowanych barbarzyńców, im bardziej mglistych, tym lepiej, przed którymi może obronić nas tylko partia Kaczyńskiego.

Podprogowy przekaz wtłaczany nam już od jakiegoś czasu do głów brzmi w związku z tym mniej więcej tak: „może i nie jesteśmy doskonali, może mamy na sumieniu grzeszki, a nawet duże grzechy, może dopuściliśmy się nepotyzmu, korupcji, załatwialiśmy poza konkursami posady naszym rodzinom i kochankom, ale wciąż tylko my, jesteśmy w stanie obronić Polskę przed demonami, które nadciągają ze zgniłego Zachodu (zwróciliście uwagę jak bardzo ta retoryka przypomina przekaz Putina?). Jeśli na nas nie zagłosujecie, Polska jaką znacie i kochacie przestanie istnieć”.

Oczywiście owi barbarzyńcy za wszelką cenę nie mogą być konkretni, a przeciwnie, bardzo niedookreśleni i mgliści, podobnie jak powodowane przez nich zagrożenia.

Dlatego osoby LGBT, a wcześniej „gender”, „feministki”, „zdrajcy” czy „lewacy” nadają się do tego wręcz idealnie – nie można wskazać nikogo konkretnego, ani żadnej konkretnej rzeczy, którą ten ktoś miałby zrobić. Bo jak się wskaże konkret, to już nie jest tak wesoło. Bo popatrzcie: geje są przecież krwiożerczy i straszni, ale już konkretny Robert Biedroń wydaje się przecież normalnym, miłym facetem i nikt się go nie boi. Feministki niby zgroza, ale jak się spojrzy na jedną czy drugą, to się okazuje, że to miłe babki, mają rodziny, hobby, są kreatywne i wygadane. Zdrajcy i lewacy – niby brzmi groźnie, ale jak się zacznie dociekać kto kogo konkretnie zdradził i co to znaczy lewak i dlaczego ten lewak, nawet gdyby istniał, miałby komuś szkodzić i kto miałby tę szkodę ocenić – to już jakoś trudno sprecyzować.

I o to właśnie chodzi: zagrożenie ma być przerażające, lęk wyborców PiS wszechogarniający i jak to z lękiem bywa, bardzo niekonkretny, bo przy skonkretyzowaniu okazałoby się, jak zawsze, że nie ma się czego bać, oprócz samego strachu.

Prawda jest oczywiście taka, że w Polsce – wyjąwszy rządy PiS – nic nietypowego się nie dzieje. Ludzie żyją, jak żyli, myślą, co myśleli, chodzą do kina, oglądają seriale, wyjeżdżają za granicę, kłócą się i godzą, rodzą, umierają, rozwodzą i żenią. Jest jak było, a nawet coraz bardziej liberalnie, bo kilka ostatnich badań opinii społecznej pokazało, że więcej niż połowa Polaków jest za uzyskaniem przez kobiety prawa do aborcji na życzenie do 12 tygodnia ciąży. Pod wpływem tego co wyprawiają księża pedofile i chroniący ich biskupi spada także zaufanie do kościoła. Nie toczy się u nas rzecz jasna również, żaden „spór cywilizacyjny”. Nie istnieje podział na cywilizację życia i śmierci ani obrońców i przeciwników rodziny. To całkowicie sztuczne problemy wymyślone przez zdolnych PR-owców na użytek kampanii wyborczej PiS.

I teraz: przegrana lub zwycięstwo PiS w wyborach zależą od tego, czy opozycja sprawi, że Polacy to dostrzegą, zobaczą kłamstwo, które się im wciska.

Opinia publiczna powinna zrozumieć, że w interesie Jarosława Kaczyńskiego jest odwrócenie uwagi opinii publicznej od jego własnych podejrzanych biznesów, dwóch wież, przywilejów i nieudolności władzy, nepotyzmu, łamania prawa i afer finansowych i korupcyjnych i skierowanie ją na sprawy obyczajowe, które z politycznego punktu widzenia nie są w tym momencie istotne, ale od zawsze wzbudzają ogromne emocje.

Jego determinacja, żeby tak się stało jest ogromna, bo ta kampania wyborcza, to nie tylko dla opozycji, ale także dla PiS wojna o wszystko. Bo majowe i jesienne wybory nie będą wcale, jak sobie to wciąż wielu co bardziej naiwnych komentatorów i polityków  wyobraża, walką do pierwszej krwi, ale wojną totalną.

Wygra ją ten, kto narzuci przeciwnikowi temat kampanii i na kilka miesięcy zawładnie wyobraźnią Polaków, narzuci im o czym mają myśleć, czym ekscytować i czego się bać, w taki sposób, że nawet tego nie zauważą.

Sprawa jest prosta. Opozycja zwycięży, jeśli wyborcy skupią się na aferach finansowych PiS, pedofilii w kościele, która pośrednio uderza też w formację Kaczyńskiego, dwórkach Glapińskiego, domniemanej korupcji Chrzanowskiego, dwóch wieżach Kaczyńskiego, zniknięciu Falenty, przywilejach i bezczelności władzy i olbrzymim deficycie budżetowym. przegra, jeśli pozwoli by w nieskończoność prowadzić głupie dyskusje o LGBT i tym podobnych.

Dlatego z ciekawością obserwuję pojedynek obu partii i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na razie lekko prowadzi PiS.

Owszem, pojedyncze nadużycia PiS budzą oburzenie opinii publicznej, ale opozycja nie potrafi skonstruować z niej spójnej, ciągłej opowieści, którą można by snuć miesiącami. Nie jest w tym, w przeciwieństwie do PiS konsekwentna.

Obserwując dziś scenę polityczną, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wygra nie ten, który ma słuszność, tylko ten, kto lepiej sprzedaje swoją wersję Polski. A przede wszystkim: jest w tym bardziej konsekwentny i ma silniejsze nerwy.

Waldemar Mystkowski o związkach PiS i Kościoła katolickiego.

Nie od dzisiaj Kościół katolicki ma problem sam ze sobą. Stosuje sprawdzoną metodę, najstarszą dialektykę świata. To nie my, pasterze, mamy problem, ale wy, wierni.

Pasterze z Konferencji Episkopatu Polski w poniedziałek zaprezentowali list społeczny w sprawie „głębokich podziałów społecznych, które podzieliły Polaków”. Biskupi w liście „O ład społeczny dla wspólnego dobra” apelują „o dialog o Polsce z udziałem polityków, samorządowców i przedstawicieli klubów parlamentarnych”. W liście biskupi podkreślają wagę dialogu między rządzonymi (wiernymi) a rządzącymi, między sprawującymi władzę a opozycją.

Szybko przyszedł sprawdzian listu biskupów apelujących „O ład społeczny…” Episkopat przyjął oficjalne stanowisko w sprawie strajku nauczycieli. Nauczyciele religii nie mogą brać udziału w proteście, nie mogą angażować się politycznie i „rezygnować z głoszenia ewangelii ze względów ekonomicznych”.

W ten oto sposób biskupi zaprzeczają sami sobie. Apelują o dialog między rządzonymi i rządzącymi, aby następnie stanąć po stronie rządzącego PiS, rządzonym zaś proponować „zrezygnowanie ze strajku ze względów ekonomicznych”.

Troska biskupów apelujących o ład jest nieodmiennie traktowana ewangelicznie, „co cesarskie cesarzowi”, a że w kraju cesarzem jest prezes, więc należy strawestować tę słynną maksymę „co cesarskie prezesowi”.

Nie da się ukryć, że w Polsce mamy sojusz ołtarza z tronem, a dokładnie: sojusz ołtarza z prezesem.

>>>

Dodaj komentarz