Ziobro jak chuligan, jakiś kibol, powinien dostać odpowiedni wymiar kary za zniszczenie polskiego sądownictwa

6 Mar

Chaos w sądach będzie się pogłębiał, bo rządzący stosują taktykę, którą spokojnie nazwać można działaniami mobbingowymi i dyskryminującymi. Tracą zwykli ludzie.  Nie można wierzyć w żaden przypadek, zabierają wydział sędziemu Przymusińskiemu, a wkrótce może także sędziemu Mazurowi licząc, że to ich zaboli. Obaj ci sędziowie nie sprawowali swoich funkcji dla zaszczytów czy pieniędzy, po prostu są świetnymi sędziami i potrafią sprawnie zarządzać. Ale cóż, podpadli władzy i teraz nastąpić musi odwet. Trudno odbierać to w innych kategoriach” – powiedział onet.pl prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia Krystian Markiewicz.

Portal informuje, że od 1 kwietnia wydział gospodarczy w Sądzie Rejonowym Poznań Stare Miasto, którym kieruje sędzia Bartłomiej Przymusiński, zostanie zlikwidowany. Z podobną sytuacją liczy się sędzia Dariusz Mazur, który od dziewięciu lat kieruje III Wydziałem Karnym w krakowskim Sądzie Okręgowym. Obaj sędziowie są rzecznikami stowarzyszeń sędziowskich: Przymusiński – Iustitii, a Mazur – Themis. Wielokrotnie krytycznie wypowiadali się o pisowskiej reformie sądownictwa.

„Powiem szczerze, że dla mnie ta decyzja jest kompletnie niezrozumiała. Podjęło ją odgórnie ministerstwo. Wydział, którym kieruję miał najlepsze wyniki i po prostu żal tej pracy, jaką włożyli sędziowie, by taki efekt uzyskać. Podejrzenia, że wydział idzie „pod nóż” po to, żebym ja stracił funkcję, mogą być naturalne w sytuacji, kiedy – o ile wiem – likwidacji wydziału nie poprzedziły żadne dogłębne analizy tego, jak wpłynie to na funkcjonowanie całego sądu” – stwierdził w onet.pl sędzia Przymusiński.

Sędzia Dariusz Mazur z krakowskiego Sądu Okręgowego mówi, że w każdej chwili spodziewa się, że kierowany przez niego wydział także może zostać zlikwidowany. – „Nawet bym się specjalnie nie zdziwił, bo te działania są dla mnie czytelną próbą zakneblowania sędziowskich stowarzyszeń. Tym bardziej, że chodzi o zabranie funkcji ich dwóm rzecznikom. Może ktoś żyje w przekonaniu, że jeśli stracimy funkcje przewodniczących wydziałów i będziemy mieć mniej pracy administracyjnej, a za to więcej spraw, to nas nimi po prostu zasypią, żebyśmy nie mieli czasu na działalność publiczną. Ktoś gdzieś „na górze” mógł sobie taką teorię wymyślić” – powiedział sędzia Mazur.

W PiS kochane panie, jak już podpiszą, co trzeba i powiedzą, co się im każe, to można, ewentualnie, w rączkę pocałować.

Partia aktualnie rządząca uchodzi za nieprzychylną kobietom. Tymczasem to nieprawda. Nie było dotąd formacji prowadzącej tak konsekwentną politykę równościową i tak doceniającej rolę płci pięknej w społeczeństwie, jak PiS właśnie! A już pan prezes to najbardziej zasłużony kandydat na Feministę Dekady albo przynajmniej Roku Wyborczego.

Bo pokażcie partię, która by tak, jak PiS doceniła kobiecy trud wychowania kolejnych pokoleń Polaków. Dopiero teraz, dzięki decyzji prezesa (bo prezes to partia, a partia to prezes) matki wielodzietne nabyły za swój wysiłek wychowawczy prawo do emerytury. Minimalnej, ale zawsze… Tak spełniło się jedno z największych marzeń feministek. Wkład kobiet w życie rodzinne i społeczne został nareszcie wyceniony i opłacony z budżetu.

W ten sposób PiS dokonało dziejowego przełomu i jako pierwsza partia w historii zamknęło niechlubny rozdział niewolnictwa kobiet, zrywając z ich nieodpłatną pracą na rzecz rodziny. Nie do końca wprawdzie (bo jak dotąd nie było mowy o gratyfikacjach materialnych za zmywanie i prasowanie), ale jednak.

Do tego dochodzi jeszcze słynne Pięćset Plus – kolejny zrealizowany postulat Trzeciej Fali feminizmu. Bo dzięki zasiłkom na dzieci, nierzadko równym przeciętnej płacy, kobiety, które swojej misji życiowej upatrują w rodzicielstwie, zyskały możliwość „spełnienia się” w rodzinie. Zyskały więc tak cenione w środowiskach feministycznych – prawo wyboru. I pięknie. Bo to ich sprawa, jak definiują udane życie, sukces, samorealizację i spełnienie. Żaden feminista lepiej by tego nie wymyślił.

W wynagradzaniu domowej pracy kobiet partia poszła tak daleko, że aż dopuściła się dyskryminacji… mężczyzn. Bo oni nie mają prawa ani do emerytury wychowawczej, ani do pięćsetplusa (pomijając wyjątkowe przypadki). Kolejny problem stanowią tu niewiasty, które zapracowały na emeryturę jako nauczycielki, pielęgniarki czy inne sekretarki, jednocześnie wychowując gromadkę potomstwa. Im nie należy się żadna dodatkowa rekompensata, bo chodząc do pracy wychowały zaniedbanych wychowawczo, patriotycznie i religijnie obywateli „gorszego sortu”. Miejsce kobiety jest w domu.

Ale to nie wszystko. Bo kobiety, które nie chcą „siedzieć w domu”, też wcale nie muszą. Wszak Beata Szydło, pierwszy premier rządu PiS, była kobietą. Kobietami są też ministerki od edukacji, polityki społecznej oraz – żeby nie było, że dla pań są tylko rządowe michałki  – od finansów. A także rzeczniczki rządu i partii. I to wcale nie jest szczyt ich możliwości, bo teraz wybierają się zbiorowo na samorealizację do Brukseli. Symboliczny szklany sufit, ograniczający na świecie pułap damskich karier w polityce i innych ważnych sektorach gospodarki, został więc stłuczony z hukiem. (Co nie dotyczy jednak niewiast z opozycji. Te odsyła się pod przymusem na wcześniejszą emeryturę. Bo spławić lub spalić na stosie w naszych czasach już raczej nie wypada.)

Przykład poszedł z samej góry, bo z najbliższego otoczenia szefa partii W zarządzie kontrolowanej osobiście przez pana prezesa spółki Srebrna zasiada „pani Basia” – szefowa jego gabinetu (sekretarka, znaczy). A prezeską też jest kobieta Małgorzata Kujda.

Za miłościwego panowania pana prezesa i jego partii do lamusa przeszły też nad Wisłą typowe dla reszty świata nierówności płacowe między płciami. Bo u nas, jeśli nawet gdzieniegdzie wciąż występują, to na niekorzyść… mężczyzn. Najlepiej dowodzi tego przykład NBP, gdzie – jak się okazało – najwyżej wynagradzaną kadrę dyrektorską stanowią dwie urocze panie. Dostają za swoje piękne uśmiechy dwa razy tyle, co panowie na stanowiskach merytorycznych!

Kobiety PiS-u w ogóle pod wieloma względami przewyższają swoich partyjnych kolegów. Pan prezes,  na przykład, nigdy (no, prawie) nie używa języka uchodzącego nie bez racji za nieparlamentarny. Podobnie panowie z jego najbliższego otoczenia. Kto więc prowadzi w ich imieniu dialog z opozycją i społeczeństwem? Niezrównana pod względem talentów lingwistycznych posłanka Pawłowicz oraz niewiele tylko ustępująca jej w tej kategorii posłanka Krynicka. Ta, co się „ruskim swołoczom” nie kłania. Niewiasty PiS-u bez problemu wchodzą nawet w bezpośrednią fizyczną konfrontację z ideowym przeciwnikiem, czego dowiodła pewna pani policzkująca publicznie inną panią (z KOD-u) za niesłuszne poglądy. Podczas gdy kobiety partii walczą na forach i Twitterach, panowie relaksują się w jaccuzi i obstalowują futra z jenota.

Wreszcie jest ta równość, ale, oczywiście, nie dla wszystkich. Na posadę w banku, miejsce na liście do PE czy posadę prezeski Srebrnej mogą liczyć tylko te panie, które (jak szefowa jego kancelarii) złożą wcześniej wszelkie pełnomocnictwa na ręce pana prezesa lub – odpowiednio – męża (jak pani Kujda) dyrektora banku, szefa spółki i tak dalej. Bo równość równością, ale prawdziwa władza to jednak poważna sprawa. Natomiast nasze kochane panie, jak już podpiszą, co trzeba i powiedzą, co się im każe, to można, ewentualnie, w rączkę pocałować.

Jedna odpowiedź to “Ziobro jak chuligan, jakiś kibol, powinien dostać odpowiedni wymiar kary za zniszczenie polskiego sądownictwa”

  1. Hairwald 8 marca 2019 @ 03:40 #

    Reblogged this on Holtei i skomentował(a):

    Podlec, a nie dzienikarz – Cezary Gmyz – przypomniał o sobie we wpisie o amerykańskiej polityk Albright.

Dodaj komentarz