Macierewicz, Kaczyński – sojusznicy Putina

29 Gru

Antoni Macierewicz odniósł się do słów Putina.

Wiceszef partii rządzącej uważa, że nie można być biernym wobec słów Putina. – Są one publiczna i słowną agresją. Prezydent Rosji próbuje Polskę wyizolować i uczynić wyrzutkiem społeczności międzynarodowej, trzeba mieć na uwadze iż taka jest intencja i odpowiedź też musi być poważna – skwitował Macierewicz.

Więcej >>>

Po zawiadomieniu Jarosława Kaczyńskiego prokuratura przez lata bezskutecznie szukała haków na organizatorów największych pokazów lotniczych w Polsce. W końcu zatrzymała trzech wysokich rangą oficerów na podstawie opinii, którą sporządził członek rady programowej PiS. Sąd nie pozostawił na niej i jej autorze suchej nitki.

Więcej >>>

Więcej >>>

Polityka PiS sprzyja wielkoruskiemu imperializmowi i zagraża polskiej niepodległości.

W okresie przedświątecznym Władimir Putin zaatakował Polskę, zarzucając jej fanatyczny antysemityzm i współpracę z Hitlerem. Zrobił to kilkakrotnie przy różnych okazjach, więc z pewnością nie był to przypadek. Nie „chlapnęło mu się”, miał to starannie przemyślane i zaplanowane. Najwyraźniej to element strategicznego planu, którego celem jest podważenie pozycji Polski we wspólnocie Zachodu, a w dalszej perspektywie wyłuskanie jej stamtąd.

Od dawna jest jasne, że kremlowski dyktator dąży do odtworzenia rosyjskiego imperium i zachowuje się agresywnie wobec sąsiadów, szczególnie tych, którzy niegdyś znajdowali się w orbicie wpływów Moskwy, a pod koniec XX wieku wyrwali się z niej. Akordem otwierającym erę Putina była wojna w Czeczenii i pacyfikacja tej buntującej się republiki, potem przyszła kolej na Gruzję i wykrojenie z niej Osetii Południowej, jeszcze później byliśmy świadkami aneksji Krymu i wojny w Donbasie, która tli się do dziś. Przez cały czas trwają próby inkorporacji Białorusi. Kreml na różne sposoby odbudowuje też swe wpływy w republikach azjatyckich.

Właściwie nie ma w tym nic zaskakującego. Dziwne byłoby raczej, gdyby mocarstwowa Moskwa po całych wiekach agresywnej ekspansji nagle spuściła z tonu i postanowiła harmonijnie wpisać się w demokratyczny ład światowy, szanując podmiotowość i interes słabszych sąsiadów. Za sprawą jakiej siły wyższej miałaby się dokonać taka cudowna przemiana drapieżnego wilka w łagodną owieczkę?

Gdzie jak gdzie, ale akurat w Polsce trudno o naiwne złudzenia. Całe wieki doświadczeń z Rosją trwale zapisały się w polskim kodzie DNA, kształtując myśl strategiczną i definiując koncepcje polskiej państwowości i sojuszy. Po II wojnie światowej czołowe ośrodki myśli niepodległościowej – z paryską „Kulturą” na czele – wypracowały linię strategiczną, której fundamentalnym założeniem było pojednanie Polaków z narodami ościennymi w Europie Środkowej i związanie Polski ze wspólnotą zachodnioeuropejską.

Wszystkie formacje rządzące w Polsce w latach 1989-2015 były spadkobiercami i kontynuatorami tej linii. Niezależnie od tego, czy rządziła prawica, czy lewica, Polska konsekwentnie kroczyła drogą integracji z UE i NATO oraz starała się przełamać zadawnione historyczne antagonizmy w stosunkach z sąsiadami.

Oczywiście nie wszystko się udawało – w relacjach z Litwą czy Ukrainą wciąż pojawiały się napięcia, niedemokratyczna Białoruś rządzona przez Aleksandra Łukaszenkę była partnerem nieobliczalnym. Czasem górę nad planem strategicznym brała też doraźna i kunktatorska kalkulacja groszowych zysków i strat, jak w przypadku decyzji o odsunięciu w bliżej nieokreśloną przyszłość momentu wejścia Polski do strefy euro.

Niemniej ogólna myśl strategiczna, zakładająca, że gwarantem bezpieczeństwa i niepodległości Polski jest silne zakorzenienie jej w strukturach Zachodu, była realizowana przez wszystkie ekipy.

Aż do 2015 roku. Wtedy to doszła do władzy formacja, która uznała, że Polska musi „wstać z kolan”, tj. poluzować (a może wręcz zerwać?) więzy łączące ją z Unią Europejską. Zamiast przełamywać antagonizmy w stosunkach z sąsiadami Warszawa zaczęła je pielęgnować i podsycać. Polska przestała być stabilnym wschodnim filarem Zachodu, zapewniającym trwałą równowagę całej konstrukcji – a zamiast tego stała się źródłem destabilizacji i ogniskiem zapalnym.

Jaka jest stawka w tej grze, widzimy wyraźnie właśnie dziś, gdy Władimir Putin podejmuje agresywną ofensywę propagandową, posługując się argumentem polskiego antysemityzmu. Argument ten znacznie trudniej odeprzeć w sytuacji, gdy świat ma jeszcze w pamięci niedawną awanturę o polską ustawę o IPN i gdy światowe telewizje regularnie transmitują z Polski obrazy tzw. „marszów niepodległości” z faszystowskimi rekwizytami i transparentami.

Nie przypadkiem używam cudzysłowu. Te „marsze niepodległości” – stanowiące znakomity symbol całej polityki obozu rządzącego – nie służą bowiem uchronieniu suwerenności Polski, lecz wprost przeciwnie: stanowią dla niej śmiertelne zagrożenie. Osłabiając naszą pozycję we wspólnocie demokratycznego Zachodu wystawiają nas na łup moskiewskiej ekspansji.

Nie podejmuję się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ekipa Jarosława Kaczyńskiego przyjęła taką linię, służącą interesom rosyjskiego imperializmu. Niezależnie od powodów w istocie weszła w buty magnackiego stronnictwa moskiewskiego, które w końcu XVIII wieku sprzymierzyło się z Katarzyną II, sprzedając jej Polskę.

I tak właśnie Jarosław Kaczyński zapisze się na kartach polskiej historii – jako jeszcze jedna figura w poczcie narodowych szkodników i zdrajców.

Dodaj komentarz