Polexit zbliża się wielkimi krokami. PiS nie zamierza przestrzegać wyroków TSUE

17 List

Jest już po pierwszej rozprawie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE dotyczącej skargi Komisji Europejskiej przeciwko Polsce. Chodzi o zgodność z unijną zasadą niezależności sądownictwa posłania sędziów Sądu Najwyższego i NSA na wcześniejszą emeryturę i uzależnienie możliwości dalszego ich orzekania od arbitralnej decyzji władzy politycznej, czyli prezydenta. Rozprawa nie przyniosła nic nowego. A cała dyskusja, która się na niej odbyła, powtórzy się za kilka dni.

Czy Trybunał Sprawiedliwości może oceniać polskie sądownictwo?

Rozprawa w sprawie Polski

Rozprawa odbyła się przed Wielka Izbą i dotyczyła zabezpieczenia tymczasowego, jakie wiceprezes Trybunału Rosario Silva de Lapuerta nałożyła na Polskę w tej sprawie. Do czasu rozpatrzenia skargi KE zawiesiła zaskarżone przepisy, przywracając do orzekania sędziów SN i NSA przymusowo odesłanych na emeryturę, i to na ich dawne stanowiska – np. prezesów izb w Sądzie Najwyższym czy Małgorzaty Gersdorf na urząd pierwszego prezesa. Prezes TSUE uznała, że niezawieszenie tych przepisów spowoduje „nieodwracalne szkody” ze względu na „przymiot sądu ostatniej instancji przynależny Sądowi Najwyższemu oraz powagę rzeczy osądzonej, jaką będą miały w rezultacie orzeczenia wydane przez ten sąd do czasu ogłoszenia wyroku Trybunału”.

Kiedy – 19 października – nałożono to zabezpieczenie, polski rząd dystansował się od niego, mówiąc, że ponieważ zapadło bez wysłuchania „strony polskiej”, to nie jest ostateczne. Na rozprawie miał przekonywać, że należy je znieść, bo nie ma ryzyka nieodwracalnych szkód. Potem twierdził, że do wykonania tego postanowienia konieczne jest uchwalenie jakiejś ustawy przywracającej sędziów. Komisja Europejska, ustami wiceprzewodniczącego Fransa Timmermansa, odpowiadała, że nic podobnego. Że to postanowienie wykonuje się automatycznie: z powrotem sędziów do orzekania. A sędziowie powrócili. Tak twierdzi też znakomita większość prawników w Polsce. Przeciwnego zdania są politycy PiS.

W piątek na rozprawie nie zjawił się ani minister, ani żaden z wiceministrów w MSZ. Wydaje się więc, że rząd nie liczył na przekonanie Trybunału do zmiany postanowienia wiceprezes TSUE. Polskę reprezentował urzędnik MSZ Bogusław Majczyna.

Decyzja Trybunału w sprawie utrzymania lub zniesienia zakazu tymczasowego spodziewana jest przed przerwą świąteczną, która zaczyna się 21 grudnia. Raczej nie należy się spodziewać zniesienia zabezpieczenia. Strona polska nie przedstawiła w zasadzie żadnych argumentów na to, że nie jest ono potrzebne – poza tym, że uważa skargę KE za niesłuszną, a „reformę” Sądu Najwyższego za dobrą i nienaruszającą prawa UE.

Dyskusja się powtórzy, bo za kilka dni upłynie miesiąc od nałożenia przez Trybunał na Polskę obowiązku poinformowania, po miesiącu właśnie, Trybunału „o wszystkich środkach, które przyjęła w celu pełnego zastosowania się do tego postanowienia”.

Czy Polska podda się orzeczeniu unijnego trybunału?

Dwa pomysły rządu

Rząd zapowiada, że przedstawi jakiś projekt przepisów wdrażających postanowienie zabezpieczające. Dyskutowano dwa: że nakaże się sędziom SN i NSA ponowne przejście procedury opiniowania przez KRS i powołania przez prezydenta albo po prostu uchyli się przepisy, które zawiesił Trybunał. Obie propozycje są absurdalne i kryją w sobie pułapkę. Jeśli bowiem zniesie się zaskarżone przepisy – to PiS będzie mógł twierdzić, że skarga KE jest bezprzedmiotowa. Zaś propozycja fikcyjnej procedury weryfikacyjnej, której celem byłoby przywrócenie sędziów do orzekania, jest – jako prawo kreujące fikcję – nie do przyjęcia z prawnego punktu widzenia.

Sędziowie wrócili do orzekania, czyli zabezpieczenie jest wykonywane. A wykonanie go przez władzę polityczną polega głównie na tym, że ich za to nie prześladuje, np. stawiając przed sądem dyscyplinarnym. Otwartą sprawą jest natomiast, czy zamierza uznawać wydane przez nich orzeczenia.

Za wykonanie postanowienia o zawieszeniu przepisów można też uznać ustną deklarację przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa Leszka Mazura, że Rada wstrzymuje obsadzanie nowymi sędziami Sądu Najwyższego i NSA. Ale jest to tylko deklaracja ustna. W dodatku wątpliwa. Z sądów dochodzą informacje, że KRS zwraca się o przysłanie opinii o sędziach, którzy złożyli deklaracje kandydowania.

Przypominamy władzy, na czym polega członkostwo w UE

Według dziennikarzy „Gazety Wyborczej” w zamian za rezygnację z ubiegania się o stanowisko starosty trzebnickiego i zagłosowanie na siostrę premiera kandydatce PSL Małgorzacie Matusiak zaproponowano intratną posadę.

Stanowisko za poparcie

Anna Morawiecka – starsza siostra premiera – przegrała rywalizację o fotel burmistrza Obornik Śląskich z Arkadiuszem Poprawą z PO. Wybory do rady powiatu trzebnickiego też wygrała Koalicja Obywatelska, a koalicja z trójką radnych związanych z PSL będzie miała większość – o jeden głos. PiS i komitet byłego burmistrza Marka Długozimy Skuteczni dla Powiatu (SdP) mają dziesięciu radnych, a odchodzącego starostę z PiS zastąpić ma Małgorzata Matusiak z PSL.

„W zamian za poparcie pani Morawieckiej zaproponowano mi stanowisko prezesa należącej do samorządu województwa spółki Stawy Milickie, ewentualnie stanowisko wiceprezesa w jednej ze spółek należących do KGHM. W tym drugim przypadku mogłam sobie wybrać, w której” – przyznała Matusiak w rozmowie z „GW”. Przekonywano ją, że nie ma się co zastanawiać, bo dwie inne osoby z koalicji i tak zostały już „kupione”. Matusiak miałaby zrzec się ubiegania o stanowisko starosty i w tajnym głosowaniu poprzeć konkurencyjny klub.

Morawiecka zaprzecza

Anna Morawiecka w oświadczeniu przekazanym Polskiej Agencji Prasowej stwierdza, że „Nowa Gazeta Trzebnicka” i „Gazeta Wyborcza” „podjęły brutalny atak” na nią. Dodaje, że radnej powiatowej Matusiak nie zna i w związku z tym zarzuty obu gazet pod jej adresem są kompletnie absurdalne. A poza tym to stanowisko starosty jej nie interesuje.

Nie mam dowodów na to, że siostra premiera kłamie, ale nie wyklucza to tego, że ktoś – za jej plecami – składa takie przekupne propozycje. Radna Małgorzata Matusiak opowiedziała o tym pod nazwiskiem. Dobrze by było, gdyby sprawą zainteresowali się wyborcy i odpowiednie organy, bo wygląda to na próbę podjęcia korupcji politycznej.

PiS sporo oferuje i ma co

PiS ma dzisiaj narzędzia, które wspierają podjęcie z nim „współpracy”. To rządowe dotacje, miejsca w spółkach skarbu państwa, w tym lukratywne posady w KGHM na Dolnym Śląsku. Jak policzyło OKO.press, spośród 163 radnych wojewódzkich PiS aż 59 znalazło zatrudnienie w państwowych spółkach i instytucjach. Ich zarobki w porównaniu z okresem przed nastaniem „dobrej zmiany” wzrosły w 2017 r. ponadtrzykrotnie.

Głosowania powinny być jawne

Teraz, od dołu (rady gmin) do góry (w sejmikach wojewódzkich), odbywa się kupczenie stanowiskami. Być może składanie takich propozycji zahamowałaby zmiana ustaw samorządowych, które stanowią, że strategiczne głosowania personalne są tajne. Jeśli np. PiS-owi uda się przekonać do siebie jakiegoś radnego, to pokażą to dopiero wyniki głosowań, ale i tak ta osoba pozostanie anonimowa. Sprawa może wyjść na jaw, gdy ktoś dostanie za to stosowną zapłatę – stanowisko.

Platforma Obywatelska chce znieść tajność tych głosowań i słusznie, bo wyborcy mają prawo wiedzieć, kogo do zarządzania sejmikiem czy powiatem wybierają ci, których oni wybrali.

Sejmikowe układanki

W PiS-ie panuje chaos, a wynika z tego, że działają różne „bandy” z różnymi pomysłami na różne biznesy. Począwszy od premier Szydło i jej nagród, aż po Marka Chrzanowskiego i jego propozycję korupcyjną – mówi Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów, posłanka Platformy Obywatelskiej. – Zespół śledczy PO ds. SKOK-ów, którego jestem przewodniczącą, zgromadził spory materiał na ten temat. Ustaliliśmy, że 13 kwietnia 2015 r. zostało wszczęte postępowanie w sprawie dotyczącej nadużycia uprawnień w zakresie zarządzania majątkiem Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych i wyrządzenia jej szkody majątkowej w wielkich rozmiarach poprzez likwidację Fundacji i przekazanie jej aktywów na rzecz kolejnych podmiotów, ostatecznie na rzecz Spółdzielczego Instytutu Naukowego G. Bierecki Sp. Jawna. Majątek Fundacji to ok. 70 mln zł, których właścicielem stał się senator Bierecki. Postępowanie prokuratorskie w tej sprawie wszczęto mniej więcej 3 lata temu… Czy to wtedy, wg słów Leszka Czarneckiego, senator szukał banku, w którym mógłby złożyć depozyt w takiej wysokości? – dodaje.

KAMILA TERPIAŁ: Jakie jest drugie dno afery KNF? Bo chyba nie chodzi tylko o to, że biznesmen Leszek Czarnecki przyszedł do szefa KNF Marka Chrzanowskiego i usłyszał korupcyjną propozycję.

IZABELA LESZCZYNA: Najważniejszy policjant finansowy w państwie, pilnujący naszych pieniędzy ulokowanych w bankach, czyli szef KNF, okazał się oszustem. To wystarczająco dramatyczna wiadomość dla rynku finansowego. Niezwykle trudno będzie odbudować wizerunek i wiarygodność tego rynku.

Ale oczywiście nie chodzi tylko o pana Chrzanowskiego. On jest tylko elementem większej całości. W parlamencie w tym czasie procedowane są dwie ustawy. Jedna jest kontynuacją wdrażania unijnej dyrektywy resolution, która pozwala na przymusową restrukturyzację banków w trudnej sytuacji i precyzyjnie określa całą procedurę, wskazując organ resolution, czyli Bankowy Fundusz Gwarancyjny. I jest druga ustawa, w której PiS daje prawo decyzji o przejęciu banku Komisji Nadzoru Finansowego. Pytanie, po co. Przecież takie kompetencje ma już BFG! Czy chodzi o to, że działają tu dwie różne „bandy”?

Czyli Bankowy Fundusz Gwarancyjny i Komisja Nadzoru Finansowego przeciwko sobie?
Wskazują na to słowa byłego przewodniczącego KNF, ale to nie instytucje są złe, tylko ludzie PiS-u kierujący tymi instytucjami.

Według Chrzanowskiego „banda” w BFG pod wodzą „Zdzisława” (Zdzisław Sokal – red.) chce nacjonalizować banki, co jest niezgodne z prawem i wizją państwa, na którą umówiliśmy się z Polakami w 1998 roku. Druga z kolei działa w KNF, ale inaczej, poprzez wymuszenia. W pierwszym przypadku mamy socjalistę, w drugim kapitalistę, ale oszusta, który chce na problemach banku sporo zarobić. Czy tylko do własnej kieszeni?

Nie wiemy. Wydaje się jednak, że Marek Chrzanowski jest narzędziem w rękach wyżej postawionych w hierarchii partyjnej PiS osób. Tylko jakich? W tle pojawia się Szef NBP Adam Glapiński, minister Zbigniew Ziobro, premier Mateusz Morawiecki. Przecież takie decyzje nie zapadają w głowie młodego Chrzanowskiego, on był raczej figurantem.

Zaraz wrócimy do kluczowych postaci… W aferze KNF pojawia się także wątek legislacyjny. Chodzi o poprawkę do projektu ustawy o wzmocnieniu nadzoru i ochrony inwestorów na rynku finansowym, która pojawia się nagle w II czytaniu. Daje możliwość przejmowania prywatnych banków za zgodą KNF. To ważny element?
Oczywiście! I świadczy o tym, że w tej aferze bierze udział cała partia PiS. Przecież to posłowie „wrzucają” poprawkę, która pozwala przejmować banki na podstawie administracyjnej decyzji KNF. I dzieje się to kilka godzin po tym, jak do prokuratury trafia zawiadomienie mecenasa Romana Giertycha. Co chcą tym osiągnąć? Postraszyć Leszka Czarneckiego? Poprawka dzień później zostaje, przy sprzeciwie opozycji, przyjęta przez Sejm.

Po artykule w „GW” Platforma Obywatelska domaga się wstrzymania prac nad ustawą i wyjaśnienia wszystkich okoliczności. Ale PiS pędzi jak szalony, także w Senacie, kłamiąc ustami senatora Biereckiego, że to implementacja dyrektywy. Przypomnijmy – to nieprawda.

Organem resolution w Polsce jest BFG i to on, jeśli regulator uznał za potrzebne, mógł dostać dodatkowe instrumenty, nie KNF.

Kluczową postacią wydaje się także prawnik, który na polecenie szefa KNF miał być zatrudniony przez Leszka Czarneckiego.
Przypomnę, że wcześniej to Mateusz Morawiecki rekomendował go do rady nadzorczej Giełdy Papierów Wartościowych, choć ostatnio stwierdził, że to NBP go rekomendował. To tego prawnika szef KNF-u chciał „wsadzić” do Getin Noble Banku – nie udało się, ale powiodło się w Plus Banku Zbigniewa Solorza.

Czyżby złote dziecko polskiej palestry?
To bardzo smutne, ale PiS traktuje całą Polskę jak swój łup i zachowuje się jak dzicz, która napadła na naszą ojczyznę i wyrywa sobie co smaczniejsze kąski. Dlatego powiedzenie Grzegorza Schetyny, że są „jak szarańcza” jest bardzo trafne. To szarańcza, która obsiadła wszystko, co było można i niszczy po kolei.

Nie chodzi tylko o aferę KNF. Wystarczy wspomnieć SKOK-i czy GetBack, czyli spółkę, która niezwykle życzliwie pomagała państwowym bankom pozbywać się „złych długów”. Ale z praniem pieniędzy przez PiS mieliśmy do czynienia także w spółce Solvere. Okazuje się, że PiS od lat działa tak samo, jak w czasach, gdy uwłaszczył się na Srebrnej.

W nagranej rozmowie Leszka Czarneckiego z Markiem Chrzanowskim pojawia się także wątek twórcy SKOK-ów Grzegorza Biereckiego. Podobno chciał „ulokować” w banku biznesmena 70 mln zł, bez skutku. Od tego zaczęły się problemy Getin Noble Banku.
To musi wyjaśnić prokuratura, niestety ta

sprawa leży w głębokiej szufladzie, bo prokuratura jest też partyjna. Ale rzeczywiście wszystko układa się w logiczną całość.

Zespół śledczy PO ds. SKOK-ów, którego jestem przewodniczącą, zgromadził spory materiał na ten temat. Ustaliliśmy, że 13 kwietnia 2015 r. zostało wszczęte postępowanie w sprawie dotyczącej nadużycia uprawnień w zakresie zarządzania majątkiem Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych i wyrządzenia jej szkody majątkowej w wielkich rozmiarach poprzez likwidację Fundacji i przekazanie jej aktywów na rzecz kolejnych podmiotów, ostatecznie na rzecz Spółdzielczego Instytutu Naukowego G. Bierecki Sp. Jawna. Majątek Fundacji to ok. 70 mln zł, których właścicielem stał się senator Bierecki. Postępowanie prokuratorskie w tej sprawie wszczęto mniej więcej 3 lata temu… Czy to wtedy, wg słów Leszka Czarneckiego, senator szukał banku, w którym mógłby złożyć depozyt w takiej wysokości?

KNF pod rządami Marka Chrzanowskiego chronił SKOK-i i ich twórcę?
SKOK-i były w bardzo trudnej sytuacji, gdy objęliśmy je nadzorem finansowym, ale od kiedy w KNF rządzi PiS, słyszymy, że fundusze własne kas są w coraz lepszej kondycji. A premier

Mateusz Morawiecki twierdzi, że sektor świetnie się rozwija. Nie wiadomo, czy to cud nad Wisłą, czy człowiek w KNF, który kocha SKOK-i bardziej niż prawdę i bezpieczeństwo depozytów. Ale skoro dyrektorem departamentu, który nadzoruje SKOK-i, zostaje były długoletni pracownik Kasy Krajowej, to standardy idą spać.

„Dymisja Marka Chrzanowskiego kończy sprawę” – mówił kilka dni temu szef KPRM Michał Dworczyk. PiS-owi uda się ukręcić sprawie łeb na tym etapie?
Z całą pewnością nie. Chociaż widać, że się starają. Szef NBP udaje, że sprawa go nie dotyczy, a w zasadzie jej nie ma, a Chrzanowski wg niego jest wzorem cnót wszelakich. Premier milczy, choć powinien wszystkich przeprosić, próbować uspokoić deponentów i inwestorów. Do mnie dzwonią ludzie i pytają, czy ich pieniądze w banku są bezpieczne. Myślę, że do premiera dzwonią tym bardziej.

Teraz widać, że nie jest opanowana?
Powiedzieć, że nie jest opanowana, to nic nie powiedzieć. W PiS-ie panuje chaos, a wynika z tego, że działają różne „bandy” z różnymi pomysłami na różne biznesy. Począwszy od premier Szydło i jej nagród, aż po Marka Chrzanowskiego i jego propozycję korupcyjną.

A co robi Jarosław Kaczyński?
To dobre pytanie. Zwykle wychodził z cienia i zarządzał kryzysem, choćby tak, jak w niepoprawnym politycznie powiedzeniu: „Kowal ukradł, Cygana powiesili”.

Myślę, że sprawy tak bardzo wymknęły się spod jego kontroli, że nie jest w stanie zapanować nad grupami wpływów, frakcją Ziobry i Biereckiego, frakcją Morawieckiego.

W mojej ocenie powinien zmusić Mateusza Morawieckiego do dymisji, tak jak ten zmusił do dymisji szefa KNF. Ale nie zrobi tego, bo kto wtedy zostanie premierem? Nie ma tam już nikogo, kto mógłby chociaż udawać państwowca.

Politycy PiS-u twierdzą, że oni i partia nie mają z tą aferą nic wspólnego. Nie uda im się obronić takiej tezy?
Kilka dni przed wybuchem afery KNF Małgorzata Wassermann przekonywała, że to premier odpowiada za to, co działo się w KNF, ale już po wybuchu afery politycy PiS-u przekonują, że premier za to nie odpowiada. Przecież w tym brak logiki. A zestawianie tych dwóch spraw i mówienie, że tu zadziałało państwo, a tam nie, jest totalną bzdurą. Fundamentalna różnica polega na tym, że afera Amber Gold jest aferą prywatnego oszusta, a w aferze KNF oszustem okazuje się urzędnik państwowy, albo urzędnicy państwowi, tego jeszcze nie wiemy.

Widać jak na dłoni, że w sprawę zamieszani są ludzie powiązani z PiS-em i należący do PiS-u.

Koniec kropka.

Ale komisja śledcza nie powstanie?
Na razie nie. Chociaż jej powstanie byłoby w interesie premiera, bo do tej pory wiele informacji go obciąża, a PiS w jakimś momencie będzie chciał to wykorzystać, aby się go pozbyć, bo Mateusz Morawiecki cały czas w partii jest neofitą. Jeżeli komisja nie powstanie, to będzie oznaczało, że albo premier Morawiecki jest za słaby, żeby wniosek przeforsować, albo jest częścią tego układu i dlatego nie jest zainteresowany jej powstaniem. Na szczęście demokracja (która co prawda poobijana, ale wciąż jest naszym ustrojem)  polega na tym, że co jakiś czas rządzący się zmieniają. Przez 3 lata PiS zrobił wiele, aby zohydzić się w oczach Polaków. Jestem przekonana, że rozdane suwerenowi pieniądze nie przysłonią rzeczywistości na tyle, żeby Polacy zagłosowali na oszustów.

Tamara Olszewska na koduj24.pl pisze o narodowcach. Kim są?

Nikt mnie nie przekona, że to patriota z sercem na dłoni.

Źle się dzieje w państwie polskim. Od dobrych kilku lat obserwujemy narastającą falę nacjonalizmu, która rozlewa się po kraju, zawłaszczając kolejne obszary życia publicznego. Marsze narodowców to już codzienność. Podnoszą coraz wyżej głowy, dudnią marszowym krokiem, mając ogromne wsparcie Kościoła i partii rządzącej. Sprawy przeciwko nim są z reguły umarzane, bo policja udaje głuchą i ślepą, ma problem z identyfikacją tych, którzy ewidentnie łamią prawo, a prokuratura, będąca prywatnym folwarkiem pana Ziobry, chroni ich najlepiej, jak tylko się da.

11 listopada odbył się marsz narodowców w Warszawie. Oczywiście, pan prezydent, premier, panowie Brudziński i Błaszczak byli zachwyceni. Spokój, roześmiane rodziny z dziećmi, morze flag biało-czerwonych, cudownie po prostu. Niezwykle dostojnie, godnie, patriotycznie. Jak podkreślała Lidia Sankowska-Grabczuk (Prawica RP) w TVN24, nie palono samochodów, więc co się czepiać tych rac i petard? Nie doszło do żadnych regularnych walk, a że zaatakowano dziennikarkę „GW”? To tylko taki „wypadek przy pracy”.

To, że udział w marszu wzięli, obok członków NSZZ „Solidarność” i działaczy ruchu Kukiz’15, neofaszyści europejscy, że powiewały flagi Frontu Narodowego i z krzyżem celtyckim, że spalono flagę UE to nic się takiego. To, że marsz z prezydentem, prezesem PiS i premierem na czele był chwilami niewidoczny, bo przesłaniał go dym z tych właśnie rac i petard, a nad ich głowami unosiły się okrzyki, nie mające nic wspólnego z tą rocznicą, to pikuś. Ot, niewarte uwagi epizodziki.

Nie ma co, rzeczywiście narodowcy „godnie” uczcili ten najważniejszy dla nas, Polaków, dzień. Na ramionach opaski z symbolem Polski Walczącej i okrzyki typu „W górę serca, jeb…ć TVN”, „Raz sercem raz młotem czerwoną hołotę”. Iście patriotyczna odzywka do kontrmanifestantów, by „Ty k..wo tą Konstytucją to se pi…dę możesz podetrzeć frajerze” oraz „jeb…ne lewaki”. Sikający bez skrępowania na oczach tłumu, skaczący z wiat na przystankach komunikacji miejskiej, dumny tatuś z dziećmi, dający im przykładną lekcję patriotyzmu, gdy wrzeszczał, że „na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści”, race i petardy rzucane w stronę policji. Ech… jakież to były fantastyczne obchody.

Taaak… było wspaniale i czego my się właściwie czepiamy? Dlaczego obrażamy naszych narodowców, że są faszystami, nawet z lekkim zabarwieniem nazistowskim? Przecież nacjonalizm jest taki „cool”. Nie jest ideologią totalitarną. Jest tylko postawą społeczno–polityczną, uznającą naród za najwyższą wartość, interes narodowy za najważniejszy, państwo narodowe za idealną formę państwa. Narodowcy to patrioci, oddani własnej historii, przedkładający dobro swego narodu nad interesami innych narodów. A my się oburzamy, negujemy, szukamy dziury w całym…

Gdyby to było takie proste, a jednak nie jest. Fakt, nacjonalizm to pewien określony zbiór zasad, jednak nie stanowi on autonomicznej i kompletnej ideologii. To nacjonalizm w różnych swoich odmianach stał u podstaw takich ruchów, jak faszyzm czy nazizm. Czerwoni Khmerzy, Stalin i spółka, Mussolini, Hitler i wielu, wielu innych, którzy w imię swego nacjonalizmu dokonywali zbrodni ludobójstwa i siali zniszczenie. Jakże cienka jest granica pomiędzy nacjonalizmem jako takim a jego groźniejszą odmianą. Jakże łatwo w tym naszym polskim nacjonalizmie znaleźć elementy, które narzucają nam konkretne skojarzenia i budzą obawę, że „Polska brunatnieje”.

Rasizm, antysemityzm, nienawiść do ludzi, innego niż chrześcijaństwo, wyznania, piętnowanie i chęć eliminacji ludzi o innej orientacji seksualnej, przyjęcie formy bojówek, agresja, unoszenie ręki w hitlerowskim pozdrowieniu, posługiwanie się krzyżem celtyckim, będącym jednym z najważniejszych symboli neofaszystów i zwolenników supremacji białej rasy w Europie, Ameryce i Australii, ścisła współpraca z neofaszystami europejskimi, którzy z dumą głoszą swoje poglądy.  Czy to rzeczywiście wciąż tylko nacjonalizm czy też już coś więcej… coś bardziej groźnego, niebezpiecznego?

Kim więc jest polski narodowiec? Ten, oburzający się na słowo „faszysta” czy „nazista”? To rzeczywiście czystej krwi patriota? Z Panem Bogiem na ustach, opaską Polski Walczącej głosi nienawiść, agresję i żąda białego świata, w którym wszystkie inne rasy zostają skutecznie wyeliminowane. W którym nie ma miejsca dla kochających inaczej, myślących inaczej, wierzących w innego Boga.

Polski nacjonalista to człowiek pełen buty, uważający, że ma patent na lepszy świat. Polski nacjonalista to eurosceptyk, o zdecydowanie antydemokratycznym nastawieniu. To człowiek, który z historii wykuł na blachę tylko to, co pozwala mu tłumaczyć własne fobie, a całą resztę faktów wywalił na śmietnik jako element całkowicie zbędny. Niesamowite, bo głosi te swoje hasełka, depcząc jednocześnie buciorami po grobach pomordowanych przez wyznawców takiej ideologii, jaką on wyznaje. Tę coraz mocniej usytuowaną w faszyzmie i nawet nazizmie.

Warto zdać sobie sprawę z narastającego zagrożenia. Nacjonalizm w swoich coraz bardziej mrocznych odmianach pokazuje, że zapominamy o tym, co przyniósł ludzkości kilkadziesiąt lat temu. Złoty Świt w Grecji, AFD w Niemczech, Jobbik na Węgrzech, Ruch Pięciu Gwiazd czy Forza Nuova we Włoszech, Front Narodowy Marine le Pen we Francji, Partia Wolności Geerta Wildersa w Holandii, Donald Trump w USA, a u nas, w Polsce Marek Jakubiak, do niedawna bliski kumpel Kukiza, nazywa siebie nacjonalistą, ONR i Młodzież Wszechpolską broni ze wszystkich sił, a dzisiaj zamarzyła mu się własna partia i wprowadzenie „swoich” do parlamentu.

W okresie międzywojennym też to się tak niewinnie zaczynało. Jacyś tam faszyści, jacyś narodowi socjaliści… Polityka ustępstw i traktowanie ich nieco pobłażliwie, bo to przecież tylko margines. Potem przyszedł wielki kryzys gospodarczy, kryzys demokracji i rozbujało się to towarzystwo, budując swoją siłę na populizmie. I nagle zwycięski „marsz na Rzym”, zwycięstwo NSDAP w wyborach parlamentarnych, wzrost popularności faszyzmów w krajach europejskich. Niedocenianie tej ideologii, udawanie, że wszystko jest pod kontrolą doprowadziło nas do tragedii.

Nie czarujmy się. To zagrożenie dzisiaj przestało być już abstrakcją. Staje się coraz bardziej realne. Dlatego nikt mnie nie przekona, że polski narodowiec to patriota z sercem na dłoni. To zwykły, dobry człowiek, któremu można zaufać, można uwierzyć, że to, co robi ma sens. Może nie wiem, jak mocno, zaklinać rzeczywistość, ale fakt pozostaje faktem. Czerpie wzorce z najpaskudniejszych ideologii, podpisuje się pod ich „antyczłowieczeństwem”, dąży do konfrontacji, bezrozumnie oddaje się wartościom, które tylko niszczą.

Mam wielkie pretensje do partii rządzącej, że taka ślepa, głucha i głupia. Udaje czy rzeczywiście nie zdaje sobie sprawy, że tego demona nie utrzyma na smyczy? Mam wielki żal do polskiego Kościoła, który powtarza to, czym zasłynął niechlubnie w czasach nazizmu. Wtedy też wielu księży stało z nazistami w jednym szeregu. Boję się, że z taką postawą tych, którzy powinni być autorytetami, którzy mają wszelkie narzędzia w ręce, by powstrzymać nacjonalistów, zafundujemy naszym dzieciom i wnukom niezły chaos, strach, mroczne życie. Oby to proroctwo się nie spełniło…

Waldemar Mystkowski pisze o Tusku.

Donald Tusk w XXI wieku odniósł w polskiej polityce największe sukcesy, a osobiście wspiął się najwyżej z Polaków w polityce globalnej, o ile pominiemy Jana Pawła II. Tusk więc sam w sobie jest wartością największą, pozostaje też taką nadzieją demokratów.

Zagrożenie dla Polski ze strony PiS nie ulega wątpliwości. Wyprowadzają nas z Unii Europejskiej, acz zaprzeczają, bo Polacy są ciągle najbardziej prounijnym narodem. Jak jednak zdefiniował cele pisowskie Andrzej Duda, Bruksela i Europa mają inne wizje państwa niż „my”, czyli PiS. Przekonywać do tego nie musi nawet Kaczyński: wizja PiS to coraz mniej demokracji, autokracja, media sprzyjające rządzącym, zaściankowość i osamotnienie. Polska już to przerabiała w historii, z tego powodu tracąc niepodległość.

W tej chwili polskie państwo znalazło się na rozdrożu: albo pozostaniemy w głównym nurcie cywilizacji Zachodu, do którego z takim trudem udało nam się doszlusować, albo obsuniemy się w zmarginalizowanie, czyli doświadczymy upadku jako państwo i społeczeństwo. Afera KNF w sprawie Getin Noble Banku na szczęście ujrzała światło, PiS buduje jak Putin swoją klasę oligarchiczną i jedną z metod jest bank za złotówkę.

Tusk metodę PiS nazwał współczesnym bolszewizmem, a to dlatego, że chcą zawłaszczyć każdą sferę. Czy Tusk wróci do lokalnej polityki? – od pewnego czasu spekulują media i powołują się na swoje źródła. Jak to ze źródłami, zwykle manipulują one redaktorami.

Wygląda jednak na to, że Tusk powróci przynajmniej po to, aby zjednoczyć opozycję. Czy się to uda? Musimy mieć na uwadze specyficzność uprawianej polityki przez Kaczyńskiego – potrafi skłócić dwa końce tego samego kija i do tego wyzyskuje niekoniecznie sprzyjających mu polityków i publicystów. Prezes PiS jest papieżem mącenia.

Tusk ponoć ma nadać siłę polityczną zjednoczonej opozycji już w kampanii do wyborów parlamentarnych. Pamiętajmy, iż staje naprzeciw niego mąciciel Kaczyński, a ten może przyspieszyć wybory i nawet dokonać roszady – najpierw ogłosić wybory parlamentarne, czym utrudniłby opozycji wiele politycznych decyzji i pokrzyżowałby plany.

Nie działa już „wina Tuska”, która w pewnym momencie zaczęła się przeradzać w „siłę Tuska”. Tę siłę można było zobaczyć już kilka razy na oczy, a to jak był przesłuchiwany w komisji ds. Amber Gold i podczas Igrzysk Wolności, gdy przyćmił wszystkich celebrytów PiS podczas Święta Niepodległości i rzucił owe hasło uderzające partię Kaczyńskiego w splot słoneczny: „pokonać współczesnych bolszewików”.

>>>

Komentarze 3 to “Polexit zbliża się wielkimi krokami. PiS nie zamierza przestrzegać wyroków TSUE”

  1. Hairwald 17 listopada 2018 @ 07:58 #

    Reblogged this on Holtei i skomentował(a):

    Tusk zasugerował, że PIS to bolszewicy. Może i tak, ale specyficzni. Oni bowiem postanowili znacjonalizować co się da, ale tylko po to, by to sprywatyzować, czyli wziąć dla siebie. Docelowy system miałby więc charakter złodziejsko – oligarchiczny – kumoterski.

  2. Earl drzewołaz 17 listopada 2018 @ 08:58 #

    Reblogged this on Earl drzewołaz i skomentował(a):
    Senator Bierecki prędzej czy później będzie pensjonariuszem zakładu penitencjarnego, ale… może dać dyla za granicę, np. na Galapagos.

Trackbacks/Pingbacks

  1. A jak Ziemkiewicz dostanie celę bez telewizora, to co? | Hairwald - 17 listopada 2018

    […] Depresja plemnika […]

Dodaj komentarz