Krętacze, kłamcy i złodzieje. Kto? Pisowcy

19 Wrz

– Nie pisałam raportu w sprawie Amber Gold ku zadowoleniu kogokolwiek. Nie pracuję pod opinię publiczną. Jestem prawnikiem i cenię sobie swoje nazwisko – powiedziała w Radiu ZET Małgorzata Wassermann. Sam raport ma być “porażający”, ale poznamy go po wyborach.

Wassermann zapowiada raport, jakby mówiła o dobrym kryminale.

– Jak się go przeczyta, to proszę mi uwierzyć, on jest porażający bez naciągania czegokolwiek – twierdzi.

Ponadto dodaje, że nie jest on polityczny

– Jeśli oczekiwania opinii publicznej były takie, że Donald Tusk wyjdzie w kajdankach, to przykro mi. Ja nie pracuję na opinię publiczną. Jestem prawnikiem i cenię sobie swoje nazwisko – powiedziała.

Co udało się ustalić?

Jeśli ktoś wierzy Wassermann, musi zadać sobie pytanie, dlaczego ten „porażający” dokument nie ujrzy światła dziennego teraz? W końcu zapewne mógłby pozytywnie wpłynąć na pozycję PiS w wyścigu do Sejmu. W kwestii samego Donalda Tuska ponoć można mu zarzucić – ponownie cytując panią polityk z PiS – że “nie zapewnił koordynacji prac organów administracji rządowej”.

– To, że był parasol ochronny nad Marcinem P., to ja nie mam żadnych wątpliwości. Proszę pamiętać o tym, że ja jestem prawnikiem. I tak żeśmy pracowali, komisja miała bardzo wielu doskonałych prawników jako doradców. Pracowaliśmy na tym materiale, jaki żeśmy pozyskali. Takie wnioski są, jakie zostały ustalone. Nie były i nie będą naciągane żadne inne. Mogę powiedzieć w ten sposób: nie mam wątpliwości żadnych, że Marcin P. był słupem, nie mam wątpliwości żadnych, że był nad nim parasol ochronny – dodała.

Pytana, czy udało się ustalić, kto stał za P., odparła w dość wymijający sposób.

– Proszę nie zapominać o jednej rzeczy: komisja śledcza rozlicza urzędników państwowych za wykonywanie swojej działalności. Przecież ja nie posiadam uprawnień operacyjno-śledczych, abym mogła przeprowadzać takie analizy, które mogłyby to pogłębić. Od tego są służby specjalne i prokuratura. Zapewniam panią, że pracują bardzo intensywnie. I przypominam, że dodatkowych 15 osób stoi pod zarzutami. Za chwilę będziemy mieć kolejną osobę. Natomiast z tą osobą kolejną, na którą czekamy na zarzuty, jest problem taki, że posiada immunitet i skutecznie do tej pory z tego immunitetu korzystała – odpowiadała Wassermann w Radiu ZET.

Pojawił się też wątek syna Donalda Tuska.

– Proszę pamiętać o tym, że w przypadku Michała Tuska dla mnie to nie jest problem związany z tym, czy on przekazał jeden czy drugi mail. Ja mam na ten temat swoją opinię, bardzo precyzyjnie i szczegółowo opisaną w raporcie. Problem polega na tym, że Michał Tusk z tego materiału, który żeśmy pozyskali, zarówno jeśli chodzi o dokumentacje, jak i zeznania świadków, on po prostu służył do tego, że powszechnie Marcin P. i jego otoczenie chwaliło się Michałem Tuskiem w stosunku do swoich kontrahentów. No i jak widać działało – mówiła Wassermann.

Raport a gra polityczna?

Bez poznania szczegółów raportu ciężko stwierdzić, czy Wassermann na rację. Jeśli dokument faktycznie byłyby tak porażającym dziełem, PiS z pewnością opublikowałby go już teraz.

Prawdopodobnie więc komisja nie wykryła niczego nowego ponad to, co już wiemy. Pomogła tylko wypromować się kolejnym politykom PiS.

Pogram Koalicji Obywatelskiej – tutaj >>>

PO zamierza zawiadomić prokuraturę w sprawie nieprawidłowości w Polskiej Fundacji Narodowej. – „Wydawanie publicznych pieniędzy znajomym wiceprezesa, znajomym ludzi, którzy są politycznie powołani do zarządu tej fundacji jest karygodne, haniebne, niezgodne z prawem i poczuciem elementarnej przyzwoitości. To jest kolejny przykład na wyrzucanie publicznych pieniędzy dla znajomych, dla znajomych znajomych, dla rodzin i znajomych rodzin” – powiedział przewodniczący PO Grzegorz Schetyna.

Przypomnijmy, że Onet napisał, że PFN zapłaciła w ciągu kilkunastu miesięcy ponad 5,5 mln dol. — czyli ponad 20 mln zł — amerykańskiej firmie PR-owskiej za wypromowanie naszego kraju w USA. Na tej umowie najbardziej miała skorzystać rodzina związanego z PiS-em polonijnego historyka Marka Chodakiewicza, który w Polsce zasłynął atakiem na homoseksualistów.

Schetyna mówił, że sytuacja w PFN to przykład patologii PiS. – „Patologii tego układu władzy, który z publicznych pieniędzy, z naszych pieniędzy finansuje kariery i biznesy swoich znajomych Polska Fundacja Narodowa to pieniądze nas wszystkich, to są pieniądze spółek Skarbu Państwa, które są w ten skandaliczny sposób wydawane przez ostatnie miesiące” – stwierdził.

Zapowiedział także, że politycy Platformy zwrócą się w sprawie PFN także do wicepremiera Piotra Glińskiego z pytaniem, „jaki był jego nadzór nad Fundacją”. – „Jaką miał wiedzę odnośnie wydatkowania tych pieniędzy i co zrobił, żeby nie dochodziło do tak haniebnych procederów, o których dzisiaj czytamy i które bulwersują nas wszystkich” – podkreślił Schetyna. Kuriozalna reakcja Glińskiego na tę sprawę – w „Totalny odlot wicepremiera? Onet ma interes w tym, aby „podważać sensowność działań polskiego państwa”.

– „Nie zostawimy tego, w czasie kampanii wyborczej, a także po wyborach ta sprawa musi zostać wyjaśniona, a ci, którzy odpowiadają za ten haniebny proceder, muszą po prostu nie tylko politycznie, ale też prawnie odpowiedzieć” – zaznaczył Schetyna.

Janina Goss – jedna z najbliższych Jarosławowi Kaczyńskiemu osób – wciąż zasiada w dwóch radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa, mimo że zabrania tego prawo. Nie wolno zasiadać w więcej niż jednej radzie nadzorczej państwowej spółki, więc powinna była którejś z posad się zrzec, o czym pisaliśmy w artykule „Przyjaciółka prezesa PiS „zbiednieje” – nie zarobi 200 tys. zł rocznie, a „tylko”… połowę”.

– „W PiS obowiązuje zasada, że kto z „panią Janeczką” wojuje, ten od prezesa ginie” – tak obrazowo opisuje Goss gazeta.pl. Zaprzyjaźniona jest z domem Kaczyńskich od lat. To właśnie ona pożyczyła prezesowi 200 tys. zł na opiekę nad Jadwigą Kaczyńską.

Po wyborach 2015 r. Goss zatrudniono w radach nadzorczych państwowych spółek: Banku Ochrony Środowiska i Polskiej Grupy Energetycznej. W 2018 r. w PGE zarobiła 79 268 zł, a w BOŚ-u 113 000 zł.

Do 16 września tego roku łączenie tych posad było możliwe, ale po tej dacie już nie. Dziennikarz gazeta.pl zapytał więc obie firmy, czy Janina Goss wciąż zasiada w ich radach. Z odpowiedzi zarówno BOŚ Banku, jak i PGE wynika, że zachowała obie posady. Jak pisze gazeta.pl, jest to złamanie art. 19c o zasadach zarządzania mieniem państwowym.

Departament Nadzoru Właścicielskiego Kancelarii Premiera nie odpowiedział na pytania dziennikarza gazeta.pl, co zamierza w tej sprawie zrobić.

Przyszła szefowa Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen spotkała się w Strasburgu z delegacją PO–PSL. Podczas rozmówił pojawił się m.in. temat praworządności.

O szczegółach spotkania z von der Leyen poinformowali na wspólnej konferencji prasowej europosłowie Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej i Krzysztof Hetman (PSL).

Halicki tłumaczył, że rozmowy dotyczyły priorytetów nowej Komisji, ale również tego, co polska delegacja uznaje za istotne.

– Oprócz budżetu, spraw, które związane są z organizacją pracy, podkreśliła (von der Leyen – red.) bardzo wyraźnie, że punkt, o który upominaliśmy się bardzo mocno jako polska delegacja, czyli walka z rakiem, będzie dopisany do tych zadań szczegółowych – powiedział.

Europoseł PO stwierdził, że o szczegółach spotkania z von der Leyen nie będzie informował, bo miało ono charakter zamknięty. – Ważne, że jest deklaracja częstych spotkań. Czujemy się wyróżnieni – powiedział.

Zapytany przez jednego z dziennikarzy, czy podczas rozmów z przyszłą szefową KE pojawił się temat praworządności, Halicki odpowiedział, że tak.

– Nikt nie bagatelizuje tych kwestii, wręcz odwrotnie. Jeżeli ktoś liczy na to, że sprawy praworządności będą odsunięte na bok, to przeliczy się po prostu – przekonywał polityk Platformy.

Ustępowanie agresywnemu, roszczeniowemu prostakowi zawsze i bez wyjątku, tak w życiu, jak i w polityce, kończy się dokładnie tak, jak ustępowanie szantażyście czy terroryście – niczego nie zyskujesz.

To niezwykle na swój sposób pouczająca sytuacja, zobaczyć na własne oczy do czego prowadzi niereagowanie w porę na chamstwo, przestępstwo, prostactwo i wulgarność. Zawsze uważałam za niezbyt trafne porzekadło „mądry głupszemu ustępuje”. Już jako nastolatka czułam, że coś z nim jest nie tak i pytałam siebie, czy ustępowanie głupszemu w prawdziwym życiu nie skończy się tym, że głupota rozrośnie się do niebotycznych, trudnych do opanowania rozmiarów.

I jako dorosła kobieta, dziennikarka mogę niestety potwierdzić, że i owszem, właśnie tak: ustępowanie agresywnemu, roszczeniowemu prostakowi kończy się dokładnie tak, jak ustępowanie szantażyście czy terroryście – niczego nie zyskujesz. Żądania stają się coraz większe, sytuacja eskaluje do niebotycznych rozmiarów i w końcu, żeby ją rozładować, a także przywrócić ład i porządek, musisz zrobić coś niebywale spektakularnego, czasem brutalnego, ponieważ konflikt urósł tak bardzo, że nie da się już go zażegnać małymi gestami.

Zawsze w takich sytuacjach, kiedy i tak na wszystko jest już za późno, człowiek duma, że istniało o niebo prostsze rozwiązanie: odpowiadać przestępcy i prostakowi krótko, konkretnie i stanowczo na małe zaczepki na samym początku, żeby wybić mu z głowy myśl, że będzie mógł sobie pozwalać na coraz więcej i zdusić jego zapędy w zalążku.

Nie wiem, skąd wzięło się nasze polskie „nie przesadzajmy, zobaczymy”, którego skutki obserwujemy teraz, mając problem z PiS. Skąd te wszystkie „złamali Konstytucję?… ale tylko raz… nie straszcie PiSem”, „Zatrzymują ludzi na legalnych demonstracjach? No tak, ale nie pałują”, „Jest cenzura, dziennikarze wylatują z pracy?…. no, ale przecież nie ma czołgów na ulicach”, „Zamiast historii, dzieci uczą się propagandy?…. oj tam, nauczy się go prawdziwej historii w domu”, „Biją Żydów? Co tam Żydzi, pewnie im się należało”.

Prof. Andrzej Leder, autor słynnej „Prześnionej rewolucji”, miałby pewno więcej do powiedzenia o genezie polskiego strachu – strachu przed nazywaniem rzeczy po imieniu, przed stanowczym reagowaniem, kiedy problem jest mały, zamiast zamykać oczy i pozwolić mu urosnąć do niebotycznych rozmiarów. Tego samego strachu, którego, wbrew opinii wielu, Kaczyński wcale nie stworzył – on go zwyczajnie bezbłędnie wyczuł i wykorzystał, za pomocą sprawdzonych kremlowskich metod (o czym świetnie pisze Anna Mierzyńska) do własnych celów: zdobycia władzy, którą kocha ponad wszystko. W tym strachu leży cała moc Kaczyńskiego i w niczym innym. W naszym przekonaniu o własnej niemożności i lęku przed postawieniem się.

Kiedy zorganizowałam protest dziennikarzy przed Sejmem, na który zresztą nie stawiło się zbyt wielu kolegów po fachu, jedna z obecnych na proteście dziennikarek francuskiej tv nie mogła się nadziwić: jak wy, dziennikarze możecie to wszystko, to bezprawie i chamstwo polityków, tak potulnie znosić? – pytała. Jak możecie być tak bierni, kiedy pomiatają wami, ograniczają wasze prawa, utrudniają wam pracę, poniżają was i oczerniają, dlaczego nie sprzeciwicie się temu stanowczo?

Ja tu jestem, odpowiedziałam jej, i jest tu wielu moich kolegów i koleżanek, a co mogę ci powiedzieć o reszcie? Ot, taka Polska kultura, sposób załatwiania spraw: nie wychylaj się, to nic ci nie zrobią, pokorne cielę dwie matki ssie.

W naturze pokorne cielę zdycha z głodu, bo nigdy nie dopycha się do wymiona, lub – w najlepszej wersji – kończy jako najmniejsze i najsłabsze ze stada, zajmujące najniższe miejsce w hierarchii, pomiatane i potrącane przez inne zwierzęta. Podobny los niestety jest także zarezerwowany dla ludzi, którzy tak właśnie się zachowują.

Dodaj komentarz