Kciuk Kaczyńskiego. W górę, czy w dół?

7 Wrz

Sprawa tajemniczej śmierci byłego boksera Dawida Kosteckiego zaczyna być coraz bardziej bulwersująca. Już chyba mało kto wierzy w oficjalną wersję, w ramach której popełnił on samobójstwo, leżąc na więziennej pryczy. Co zdecydowanie zastanawiające, prokuratura zamiast wyjaśniać wątpliwości w tej sprawie, wywołuje coraz więcej pytań, nasilając wręcz wrażenie, że coś w niej ukrywa. Sytuacja, w której jeden ważny świadek, mający olbrzymią wiedzę o kulisach afery, w którą zamieszanych może być szereg VIP-ów z Podkarpacia, w tym prominentnych polityków obozu władzy, kontrolującego przecież prace prokuratury powinna postawić na nogi nawet największych sympatyków PiS. Tak bowiem nie działa państwo normalne, uczciwe i otwarte.

Reporterzy Radia Zet dotarli do listu, jaki do prezesa partii rządzącej Jarosława Kaczyńskiego napisała żona Dawida Kosteckiego. Ujawniła ona w nim bardzo niepokojące wydarzenia z celi swojego męża.

“(…) Od miesiąca robię wszystko co możliwe, by wyjaśnić sprawę śmierci mojego męża. (…) Nigdy nie uwierzę, że Dawid mógł się zabić. Miał niestety wielu wrogów i bał się przeniesienia do Warszawy. Dzisiaj podległa Panu prokuratura traktuje rodzinę i naszych pełnomocników jako zagrożenie związane z tym, że chcemy wyjaśnienia przyczyn śmierci mojego męża. Nie udostępnia się nam akt postępowania, a czasem o dowodach dowiadujemy się z mediów, które otrzymują je wprost z prokuratury, gdyż nikt inny ich wcześniej nie posiada. Czy może Pan panie Prezesie zrozumieć jak czuje się człowiek, który o dowodach ze śledztwa dowiaduje się z mediów, bo prokuratura odmawia wydania ich rodzinie, ale chętnie dzieli się nimi z mediami? Czy Pan jako bliski ofiar katastrofy nie miał dostępu do akt sprawy? Czy gdyby na ciele pańskiego brata znaleziono ślady po użyciu jakiegoś narzędzia to zaakceptowałby Pan to, że nie przeprowadzono badań aby wyjaśnić skąd się wzięły?” – pisze załamana Edyta Kostecka.

Wdowa wymienia szereg zaniedbań śledczych i wytyka im lekceważenie niepokojących śladów możliwego udziału osób trzecich przy śmierci męża. Ujawnia także szokującą wizytę przedstawiciela Ministerstwa Sprawiedliwości (czyżby rząd miał co do ukrycia?) w celi zmarłego boksera.

Edyta Kostecka kończy list słowami: “Mój mąż nie był świętym człowiekiem, ale był obywatelem RP oraz dzielnym sportowcem i zasługuje na wyjaśnienie tego, kto go zabił. Nie jestem politykiem i nie obchodzi mnie to, że ta śmierć nastała w czasie kampanii wyborczej. Chcę sprawiedliwego śledztwa i traktowania mnie uczciwie.”

Na sprawiedliwe śledztwo i uczciwe traktowanie raczej jednak liczyć nie może i próba interwencji u Jarosława Kaczyńskiego zapewne nie przyniesie spodziewanego skutku. Lider PiS nie jest w stanie poskromić Zbigniewa Ziobry, nad którego działaniami już dawno utracił kontrolę. Ta władza tej sprawy nie wyjaśni, bo zbyt wiele ma w niej do stracenia.

„Panie premierze, panie prezesie. Nie jest wcale tak różowo jak w waszych spotach. Nie wystarczy w programach TV pokazywać, że wszystko wygląda wspaniale. Polski nie naprawia się w telewizji. Wyjdźcie z limuzyn, wyjdźcie zza ochroniarzy i posłuchajcie co mówią ludzie”.

Zapowiedziała m.in. ofertę dla seniorów aktywnych, „ale myślimy też mocno o seniorach mniej sprawnych” – mówiła Kidawa-Błońska.

Zadeklarowała 20 tys. zł premii emerytalnej i zwolnienie seniorów z PIT.

W nawiązaniu do polityki podatkowej kandydatka na premiera mówiła: „Przedsiębiorcy są gnębieni. Stworzymy przejrzyste prawo podatkowe. Firmy nie będą opodatkowane podatkiem CIT od zysku firm, o ile zostaną w tych firmach i będą służyć rozwojowi”. Obiecała również zrównać płace kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach. „Alimenty będą regularnie ściągane. Wprowadzimy dwumiesięczny, płatny urlop macierzyński” – zapewniła

Te obietnice uzupełniła Izabela Leszczyna: „Praca musi się opłacać – zapowiedziała. KO obiecuje 614 zł miesięcznie – to bonus aktywizujący dla najmniej zarabiający. Nie ma być to koszt pracodawcy. Zyskają wszyscy pracujący, bo płaca musi się opłacać. Obciążymy daniny publiczne pracy z 50 do 35 proc.” – zadeklarowała.

Skąd pieniądze na realizację tych deklaracji? Dywidendy z zysków spółek ze Skarbu Państwa mają być wyższe, a ograniczenie wydatków Kancelarii Premiera znacznie większe.

Koalicja Obywatelska obiecuje w swym programie bezpłatne leki i lepszy dostęp do lekarzy. Wypowiada wojnę trudnej sytuacji na SOR-ach. Młodym (do 24 roku życia) proponuje darmowy internet.

A wszystkim naprawę mediów publicznych i likwidację abonamentu. Nie zapomni o nauczycielach i planuje zmiany w szkołach.

Wszyscy musimy pamiętać, że bez dobrej edukacji nie ma co marzyć o Polsce prawdziwie demokratycznej.

Mija pierwszy tydzień nauki w szkołach i co się dzieje? Popatrzmy na szkoły ponadpodstawowe. To ciągnący się koszmar dzieciaków, ich rodziców i nauczycieli. Przystosowanie na wariata każdego pomieszczenia, byle tylko zmieścić nadmiar klas. Do nauczania zaadaptowano magazyny, sklepiki szkolne, pokoje nauczycielskie, stołówki, poradnie pedagogiczne. Sporo takich szkół, gdzie klasy liczą 38 uczniów. Na korytarzach uczniowie ściśnięci jak śledzie, co zagraża ich bezpieczeństwu. Zajęcia na dwie zmiany, często do późnych godzin popołudniowych. Brak nauczycieli, bo co niektórzy spasowali, a ci, co pozostali wiedzą, że będą ciągnąć ostatkiem sił, co również odbije się na jakości nauczania. Nie zapominajmy też, że w klasach pierwszych nauczyciele będą zasuwać w oparciu o dwie podstawy programowe. Jedna będzie obowiązywała absolwentów gimnazjów, druga absolwentów szkół podstawowych. Zapowiada się wiec niezły bajzel.

Ta nieszczęsna podstawa programowa to kolejny kwiatek deformy oświaty, z którym nauczyciele będą musieli sobie poradzić. Wybitni eksperci w dziedzinie nauczania nie pozostawili na niej suchej nitki. Popatrzmy na język polski, przedmiot, którego nauka ma się skupić przede wszystkim na kształtowaniu tożsamości narodowej i stąd m. in. dominacja tekstów z epoki Romantyzmu i pierwszej połowy XX wieku. Na historii kształtowanie postawy patriotycznej w rozumieniu tym archaicznym, martyrologicznym. No i ten pomysł, by w klasie IV dzieci poznawały sylwetki polskich patriotów, nie mając jednocześnie szans na zrozumienie, skąd w ogóle się wzięli, czyli… bezmyślne wykuwanie na pamięć, a co za tym idzie, najlepsza metoda na zniechęcenie uczniów do historii. W biologii ginie gdzieś ewolucja, a geografia ma też uczyć patriotyzmu, czyli co? „System rzeczny w Polsce a moja duma, że jestem Polakiem” czy też „Zasoby surowców naturalnych w Polsce i ich wpływ na kształtowanie postawy prawdziwego patrioty”. Idiotyzm po prostu!

I na takiej to właśnie podstawie zasuwają już od 5 dni nauczyciele. Życie miały osłodzić im podwyżki, ale już rząd mówi, że nastąpi to później, kiedyś. Teraz więc, oczekując na kasę, ci pedagodzy, którzy jeszcze uchowali się w szkołach, mają pracować od rana do wieczora, czasami łącząc etat w dwóch placówkach edukacyjnych, mieć sporo cierpliwości i empatii dla swoich uczniów, zgromadzonych w zbyt licznych klasach i cieszyć się… cieszyć, że jeszcze mogą sobie polatać z tym kagankiem oświaty za marne wynagrodzenie, realizację patriotycznej podstawy programowej, oderwanej od modelu szkoły XXI wieku, brak szacunku i kiepski autorytet.

No i mamy to, co mamy. Dzieciaki na skraju wyczerpania nerwowego, wściekłych rodziców, coraz bardziej „zatopionych” w absurd nauczania nauczycieli. Zalewską, autorkę tego bajzlu, która teraz bryluje na korytarzach Europarlamentu i wciąż wierzy w to, jaka jest wspaniała i super. Ministra Piontkowskiego, który chaos widzi tylko w głowie dziennikarki, zadającej niewygodne pytania. Partię rządzącą, która zaciera łapki z radości, że jej plan się powiódł i uda się wyhodować pokolenia niedouczone, skompleksiałe, znerwicowane, uległe, oddane bezkrytycznie tej „demokracji”, jaką serwuje narodowi prezes Kaczyński.

W tej sytuacji nie można nie zadać sobie pytania, kto ponosi winę za „dobrą zmianę” w edukacji? Partia rządząca, która świetnie wie, dlaczego do tego doprowadziła? Wybaczcie, ale takie wyjaśnienie to nic innego jak pójście na łatwiznę. Gdzie byliśmy my wszyscy przez ten czas, gdy PiS zaczęło rozwalać szkoły? Rodzice zapewne nie starali się patrzeć do przodu i do głowy im nie wpadło, że to właśnie ich dzieci staną się ofiarami. Nauczyciele nie przebili się przez mur obojętności, bo nie mieli odpowiedniego wsparcia, bo znaczna ich część uznała, że jakiekolwiek próby nacisku na rząd mogą być postrzegane zbyt politycznie, a przecież oni w politykę nie wchodzą. Do tego nie potrafili stanąć wszyscy razem i przemówić jednym głosem. No i pozostaje jeszcze ta część społeczeństwa, która niby rozumie, czym dla przyszłości Polski jest dobrze wyedukowana młodzież, ale jakoś nie zareagowała.

Fakt, nauczyciele podjęli działania przeciwko zmianom, jednak nie mieli szans, by cokolwiek wywalczyć. Muszę sprostować, bo nie nauczyciele jako grupa zawodowa, ale część nauczycieli. Protestowali przed Ministerstwem Edukacji Narodowej, owszem, ale… co znaczy protest kilku tysięcy na 702 293 ogólnie zatrudnionych w szkołach? Kilka tysięcy protestujących, a reszta gdzieś się schowała. Nie dojechała, ma problem w nosie, uważa, że jest ok… Odbyły się też pikiety popierające nauczycieli, na których można było doliczyć się ok. setki uczestników. Mniej więcej 300 uczniów również przyjechało przed MEN, solidaryzując się z nauczycielami. Czy takie liczby mogły zrobić jakiekolwiek wrażenie na partii rządzącej? Dla niej to jak przelot komara, którego łatwo przegonić machnięciem ręki. Był też i strajk, który skończył się, jak się skończył i raczej nie ma szans na jego powtórkę.

Nauczyciele, ci, którym zależy na uczniach i wiedzący, że ich praca to misja, przez całe wakacje ciężko pracowali, by podczas organizowanych debat wypracować alternatywne programy nauczania, poukładać priorytety, stworzyć bazę, która powinna być podstawą dobrej edukacji, edukacji przyszłości. Jednak dzisiaj nie przebiją się ze swoimi projektami, bo ten rząd nie jest tym zainteresowany. Nie przebiją się bez wsparcia nas wszystkich, rodziców, uczniów i tej części społeczeństwa, której zależy na Polsce, dalekiej od skansenu, jaki proponuje nam PiS. Nie przebiją się, jeśli nie staną murem za sobą i nie pokonają biernej postawy swoich koleżanek i kolegów. Wszyscy musimy pamiętać, że bez dobrej edukacji nie ma co marzyć o Polsce demokratycznej, więc albo wreszcie się ruszymy albo…

Dodaj komentarz