
Doszło do tego, że dziś całkiem otwarcie można mówić, iż tzw. Wojska Obrony Terytorialne to zwykły niewypał. Ujawniony dokument potwierdza to, a internauta w swoim komentarzu, opublikowanym pod artykułem portalu naTemat, z nieukrywaną pogardą ocenia nie tylko te działania twórcy tej formacji: „Antoni Maciarek ma potencjał destrukcyjny kilku bomb atomowych” – pisze Janusz Borowczyk.

W październikowym planie działania MON na 2019 rok zapisano, że „liczebność stanów osobowych” tej formacji ma wynosić 31,6 tys. żołnierzy, w tym 27 tys. osób pełniących Terytorialną Służbę Wojskową. Miesiąc później sprawa wygląda już zupełnie inaczej.

Z ujawnionego pod koniec listopada rozporządzenia Rady Ministrów, które MON przesłało do kancelarii premiera dowiadujemy się, że liczbę żołnierzy rezerwy, którzy mogą być powołani w 2019 roku do odbycia lub pełnienia służby w ramach terytorialnej służby wojskowej, ustalono na poziomie nieco ponad 17 tys. żołnierzy.

Podobna liczba pada w Programie Rozwoju Sił Zbrojnych, do którego dotarł „Dziennik Gazeta Prawna”. Dokument przyjęty przez Mariusza Błaszczaka zakłada, że liczba „terytorialsów” będzie zbliżona do 20 tys.

Dlaczego WOT – która, jak można wyczytać z dokumentów MON opracowanych w czasach Macierewicza – miała: „nasycić pole walki patriotyzmem”– to klapa? Dlatego, że brakuje bazy szkoleniowej oraz wydzielonych funduszy na WOT. Ponadto brakuje oficerów, a wyszkolenie żołnierza WOT to praca na kilka lat. Na dodatek okazało się, że utrzymanie żołnierza WOT jest droższe niż… żołnierza zawodowego.
Trudno zapomnieć, że Antoni Macierewicz planował, iż jeszcze w 2016 roku stan osobowy WOT wyniesie 53 tys. żołnierzy.

„Który tu z nas jest taki, jak na tym filmie „Kler”? – w histerycznym tonie, podczas uroczystości z okazji 27. rocznicy powstania Radia Maryja pytał o. Tadeusz Rydzyk. Odpowiedź mogła uderzyć jak obuchem. I to zaraz.
W ostatnim „Dużym Formacie” „Gazety Wyborczej” autorka Bożena Aksamit wyciąga na światło dzienne wstydliwie skrywane tajemnice parafii p.w. „Świętej Brygidy” w Gdańsku i jej pasterza.


Słynny duchowny, kapelan „Solidarności” nie żyje już od 8 lat, ale żyją jego ofiary, które chcąc uwolnić się od traumatycznych wspomnień – mówią.
Barbara Borowiecka milczała 50 lat. Teraz wspomina, że jej koleżanka z podwórka miała popełnić przez Jankowskiego samobójstwo. „Ojciec pobił ją, gdy powiedziała, że jest w ciąży. Miała 16 lat.

Barbara Borowiecka twierdzi, że sama też była molestowana przez duchownego. Jak powiedziała, dzieci uciekały, chowały się przed ks. Jankowskim. Myślała o samobójstwie. Wspomnienia prześladują ją po dziś dzień.
Bożena Aksamit wspomina też o gromadce nastolatków, którzy przebywali na plebanii kościoła św. Barbary w Gdańsku, a ich zachowanie dziwiło gości.

Gdy w 2004 roku prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie księdza Jankowskiego w związku z zarzutem „doprowadzania do obcowania płciowego i poddania innej czynności seksualnej wobec małoletniego”, ksiądz Krzysztof Czaja zeznał, że chłopcy nocowali u ks. Jankowskiego i całował ich w usta.

Z kolei ks. Józef Paner powiedział wówczas: „Nikomu z księży tam mieszkających nie podobało się, że chłopcy podają gościom alkohol. Nie reagowałem, bo to było niezależne ode mnie. Jednak kiedyś przy stole w jadalni specjalnie sprowadziłem rozmowę na temat całowania w usta między mężczyzną a chłopcem. W odpowiedzi ksiądz Jankowski zapytał mnie: „A co w tym złego czy dziwnego?”

Wszystko to było tajemnicą publiczna, niemniej, po śmierci ks. Jankowskiego abp. Głódź zdecydował, że prałat zostanie pochowany w bocznej nawie św. Brygidy, a 31 sierpnia 2012 roku postawiono pomnik duchownemu.
Ks. Jankowski był wikarym w Kościele św. Barbary od 1968 do 1970 roku, następnie do 2004 r. był proboszczem parafii św. Brygidy w Gdańsku.

Remont – po prostu – mamy. I wszystko jasne! Było tak od razu… Teraz przynajmniej wiadomo, że – co wyjaśnił pan premier Morawiecki na konferencji „Praca dla Polski” – wszelkie niedogodności, których obywatele doświadczyli od ostatnich wyborów to tylko uboczne skutki programu generalnej przebudowy. A jak plac budowy, to cóż – jest kurz (który za chwilę opadnie). I wiele hałasu (o nic).
Na szczęście jesteśmy już na finiszu, bo po etapach rozwalania i rozbiórki starego układu, a potem majstrowania przy fundamentach i betonowania politycznego przedmurza, trwają właśnie ostatnie już prace wykończeniowe. A jak się już wszystko (i wszystkich) pięknie wykończy, to będziemy wreszcie mogli poczuć się komfortowo we własnym Mieszkaniu Plus!
W tej sytuacji wypada się cieszyć, że odkąd na budowie zmienił się generalny wykonawca, to już po zaledwie trzech latach nie dość, że podniesiono chałupę z ruiny, to jest już nawet pomalowane. No i gruntownie przemeblowane. Ba, pan prezes spółki budowalnej (z ograniczoną odpowiedzialnością) zadbał też o bezpieczeństwo mieszkańców, więc mamy stały dozór oraz monitoring, a też straż obywatelską patrolującą okolicę. Dla lepszej widoczności ekipa wycięła również w pień okoliczne chaszcze i wciąż rozważa postawienie solidnego płotu na granicy posesji.
Firma dokonała więc prawdziwego deweloperskiego cudu, co przyznać musi każdy, kto choćby raz miał u nas do czynienia z ekipą remontowo- budowlaną. W tej sytuacji wyciąganie dzielnym robotnikom z biało-czerwonej drużyny jakichś drobnych usterek czy niedoróbek to – doprawdy – skrajna małostkowość, do jakiej zdolni są wyłącznie „totalsi”. No, ale podmiejskie wille postawione na krzywdzie ofiar transformacji najlepiej świadczą o społecznej alienacji i nieznajomości reguł (i języka), jakie obowiązują na placu budowy.
Może trochę naruszono – tu i ówdzie – fundamenty i pomajstrowano przy ścianach nośnych i podporach, ale przecież nadzór budowlany z Brukseli na razie nie zatrzymał budowy. I to się liczy. A co do szczegółów, to owszem, firmie groziły kary finansowe, ale poprawiła to i owo według oryginalnego projektu, więc na razie nie musi płacić. Sprawa ciągle jest zresztą w arbitrażu. Damy radę.
Tym bardziej, że w przeciwieństwie do fundamentów, ekipa zadbała o solidne dachy (z rosyjska – krysza). A raczej chciała zadbać, zanim głównemu podwykonawcy w trakcie negocjacji kontraktu na finansowanie inwestycji nie została z nazwiska tylko pierwsza litera. I teraz mówi się o nim Marek Ch.
Zdarzyły się też – jak to na budowie – inne drobne potknięcia. Na przykład, zamiast grzejników elektrycznych zamontowano na salonach koksowniki. Trochę może siermiężne, ale za to pięknie mieszczące się w ramach powrotu do narodowej tradycji i zgodne z programem wsparcia dla przemysłu wydobywczego. Każdy Kowalski dołoży więc do naszego wspólnego domu swój kamień węgielny. Bo węglem osiedle stoi i stać będzie, dopóki ostatnie ofiary smogu nie trafią na Wólkę Węglową. No, a poza tym prąd właśnie podrożał o 75 procent.
Na szczęście nie będzie przeciągów, bo okna są wyłącznie na wschód. No, żeby nie czuć smrodu zachodniej zgnilizny. A też zapobiec pokusie podglądania brukselskich patologii zza firanek. Na zaduch muszą wystarczyć odświeżacze powietrza wypełnione kadzidłem. A na dobrą atmosferę – kablówka z TVP i „Republiką” oraz Radiem z Torunia. Bo ściany są cienkie, więc nie można ryzykować informacyjnej kakofonii.
Materiałami gospodarowano wszak oszczędnie, bo musiało ich jeszcze wystarczyć na liczne pomniki oraz sąsiednie osiedle o podwyższonym standardzie, dla obywateli „lepszego sortu” (z oknami na Międzymorze i kablem „Polsatu”). Natomiast plotki, że drzwi nie mają tam klamek to fake news kolportowany przez propagandę z TVN-u.
Pomimo kolorowych elewacji (ale bez czerwonego, bo red is bad) i nowych porządków, co nieco zostało też jeszcze ciągle do zrobienia. Na przykład kanał. Wciąż nieprzekopany. Co zapowiada poważne kłopoty. Bo, niestety – jeszcze przez czas jakiś będziemy musieli brodzić w szambie… Natomiast głęboki rów w poprzek podwórka to już na stałe. Nie udało się go zasypać, tym bardziej, że nikt nawet nie próbował. Przeciwnie – ekipa jeszcze poszerzyła mu koryto i zdecydowanie pogłębiła dno.
No, ale budowlańcy bardzo się starali i naprawdę zrobili, co mogli. Co tym bardziej godne uznania, że większość nie ma pojęcia o tej robocie. Za to cieszą się uznaniem nadzoru jako prawdziwi patrioci. No i posiadają liczne talenty naturalne, odziedziczone po rodzicach z zarządu firmy. Bo wszak dzieci podwykonawców, majstrów i prezesów też muszą gdzieś pracować, nieprawdaż?
Ale dajmy już spokój i skupmy się na pięknie odmalowanej fasadzie, bo jeszcze się ekipa zdenerwuje i porzuci plac budowy. No, chyba że mieszkańcy osiedla – w uznaniu licznych zasług firmy „Paździerz i Styropian” – sami wcześniej wywiozą budowlańców na taczkach. I wtedy zostaną po nich tylko wory ze śmieciami, gumofilce potopione w błocie oraz wykręcone krany i żarówki.

>>>
— DOMINIKA WIELOWIEYSKA O GRZE ZAOSTRZENIEM USTAWY W RAZIE PODZIAŁU W OBOZIE RZĄDZĄCYM – pisze w GW: “Czy Kamiński nie będzie chciał teraz za wszelką cenę dowieść swojej bezstronności i pokazać, że posada w Banku Światowym dla jego syna Kacpra, którą sprezentował mu Glapiński, nie ma znaczenia? I czy to nie oznacza, że nie będzie litości dla członków obozu rządzącego, jeśli okaże się, że są zamieszani w aferę? Czy to prosta droga do podziału w obozie rządzącym? Ziobro z Biereckim przyciśnięci do muru mogą straszyć rozłamem, używając zresztą sprawy aborcji. Jarosław Kaczyński musi pamiętać przestrogi Leszka Millera po aferze rywinowskiej i orlenowskiej. A Miller zawsze utrzymywał, że głównym powodem degradacji SLD były nieprzyjazne media i podziały wewnątrz Sojuszu”.
wyborcza.pl
— WIADRA MIŁOŚCI PREMIERA MORAWIECKIEGO – Michał Szułdrzyński w RZ: “Sobotnie deklaracje przypominały jednak solenne zapewnienie alkoholika, że od jutra nie będzie pił. Pytanie, czy tym razem obietnica zostanie spełniona, czy też za kilka dni PiS powróci do swego poprzedniego stylu rządzenia? Co teraz zrobią PiS-owscy harcownicy od Zbigniewa Ziobry, przez Krystynę Pawłowicz, na Stanisławie Piotrowiczu skończywszy? Jak ma się zapowiedź polityki miłości do ciągłego seansu nienawiści w telewizji publicznej? Jak uwierzyć w słowa premiera o tym, że teraz będzie stabilny wzrost, gdy tuż przed tą deklaracją rząd poszedł na wojnę z ambasador USA, a tuż po zaproszeniu do zasypania podziałów premier na urodzinach Radia Maryja zarzuca przeciwnikom, że nie kochają Polski?”
rp.pl
— WIECZOREM TROSKLIWY JAK GIEREK, RANO UPIORNY JAK RYDZYK – Piotr Pacewicz w Oku: “Na 27. urodzinach rozgłośni Rydzyka premier modlił się za tych, „którzy nie kochają Polski aż tak mocno, jak my tutaj, jak Rodzina Radia Maryja” – wykluczył z polskości wszystkich poza ultrakatolicką zbiorowością i zapisał do niej obóz władzy. Kilka godzin wcześniej w show „Praca dla Polski” był za to łagodny jak jakiś Gierek, godził się z opozycją i Europą. (…) Morawiecki przejawia cechy fanatyka, a jego wiara – przy pozorach wszechogarniającej dobroci i poszukiwania „dogłębnego szczęścia” dla wszystkich – ma cechy okrutnego wykluczania myślących inaczej. Ale on tylko w skrajnej postaci – premier zresztą uwielbia przesadę – realizuje program PiS, który przypisywał Kościołowi kluczową rolę w historii Polski i ukazywał znaczenie religii dla wartości „wolności, która współtworzy sens bycia Polakiem”.
oko.press
>>>
Tagi: Adam Glapiński, afera KNF, Andrzej Duda, Antoni Macierewicz, Bożena Chlabicz-Polak, COP24, Dominika Wielowieyska, Henryk Jankowski, Joanna Scheuring-Wielgus, Kacper Kamiński, Kleofas Wieniawa, Mateusz Morawiecki, Michał Szułdrzyński, NBP, pedofilia w kościele, Piotr Pacewicz, Praca dla Polski, szczyt klimatyczny w Katowicach, Tadeusz Rydzyk, Wojska Obrony Terytorialnej
Najnowsze komentarze